_________________ Istnieją dwa sposoby ucieczki od prozy życia: muzyka i koty.
Synuś, Dziczek,Maksima,Gacuś i Kajtuś P w moim sercu i pamięci, na zawsze.
No i znowu umieramy - my z niepokoju, Zelda... Zelda ma guzek - najprawdopodobniej taki sam, jak poprzednio (hormonozależny, tuż przy sromie...) Póki co - nie pękł, jest nabrzmiały, na pewno Ją swędzi, bo próbowała go wylizywać; od soboty zakuta w kołnierz - na szczęście to ten wyjątkowy typ kota, który nie marudzi i wszystko potrafi w nim zrobić. Łudzilim się, że może uda się go usunąć w znieczuleniu miejscowym - ale nic z tego - jest wbudowany w srom - nie obędzie się bez operacji plastycznej, żeby mogła normalnie funkcjonować... A taka operacja to jest pełne znieczulenie, nawet dłuższe niż zazwyczaj:(((((
Plan jest taki: próbujemy zniwelować guzek stosując przez 10 dni przymoczki i smarowidła (ale kiepsko to widzę - jest na moje oko wręcz gorzej...), w poniedziałek kontrola - i wtedy zapadnie decyzja, ale raczej nie ma wyjścia i operacja będzie się musiała odbyć. Jedyne pocieszenie, że we wtorek Zelda ma zaplanowaną wizytę kontrolną u kardiologa. Na gwałt potrzebne 161. życie
_________________ "Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los."
Oscar Wilde
kat
Dołączyła: 18 Mar 2013 Posty: 15132 Skąd: Poznań
Wysłany: Pią 26 Sty, 2018 01:04
Bardzo, bardzo mocno!!!
Neda
Dołączyła: 05 Wrz 2016 Posty: 3061 Skąd: Suchy Las
Wysłany: Pią 26 Sty, 2018 09:07
Biedna Zelda, jak z jednego paskudztwa wyjdzie, to nowe się pojawia, i to w takich delikatnych miejscach...brrr
Trzymam kciuki za kolejne życie!
Marianna
Dołączyła: 10 Lut 2017 Posty: 1027 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią 26 Sty, 2018 10:15
Trzymamy mocno kciuki!!!
_________________ Hemingway mawiał: „Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego”, dlatego też z Marianną i Kreską gościliśmy Izaurę i Leonsję, a wcześniej Dramata Niezłomnego oraz Kostka ❤
O matko - od czego by tu zacząć - chyba od końca, czyli że Zelda żyje i ma się całkiem nieźle:) A zważywszy na to, co przeszła - to nawet super:)
Zaczęło się od kardiologa - doktorka zachwycona, bo tu kolejna zmiana na lepsze
No ale operacja - wiadomo, niezalecana, ale nie ma wyjścia - prośba o info, obietnica kciuków i bycia pod telefonem w razie W... Aha - no i info, że odstawienie leków antyzakrzepowych, które przyjmuje Zelda, na kilka dni przed zabiegiem na nic się zda - potrzebne byłyby dwa tygodnie co najmniej, a na to nie możemy sobie oczywiście pozwolić - bo i czas, i ryzyko zatoru...
Następnie konsultacja u chirurga: jest źle - guz wielki, trza ciąć natychmiast, rokowania bardzo ostrożne w kierunku złych (i wcale nie chodziło o problemy kardiologiczne...).
Godzina ZERO - lekarz przyjmuje Zeldę przypominając, że muszę się spodziewać wszystkiego, a operacja potrwa co najmniej godzinę, jak nie dłużej...
CZEKAMY... Po półtorej godziny zadzwonił telefon - wybudziła się, bez najmniejszych problemów, nawet lepiej niż niejeden zdrowy kot!!! Reszta później...
Później - i tu zaczyna się opadanie...
1. Po podaniu antysedantu Zelda dostała krwotok.
2. Guz był wrośnięty w pochwę, trzeba było wyciąć jej fragment, nie wiadomo, czy cewka jest nieuszkodzona, walka była dosłownie o każdy milimetr...
3. Guz niestety nie wyglądał ładnie, a wręcz bardzo podejrzanie, pojechał na histopatologię...
Wieczorem z Dojazdu pędziliśmy do dr Sobieralskiej na zmianę opatrunku (w zasadzie to była tamponada i gatki zrobione z takiego plastikowego bandaża, bardzo mocno zaciśnięte, baliśmy się nawet obrzęku, ale musiało tak być, bo dwa poprzednie Bestia sobie ściągnęła) - wetka jednak nie zdecydowała się go zdjąć, bo było widać krew, choć ta na szczęście już nie przesiąkała.
Rano o 7 mieliśmy ściągnąć gatki i czekać na siku - byście widzieli to stanowisko i czekanie na krwotok - który oczywiście nie nastąpił; za to mielim Zeldę wpakować w pieluchę - oczywiście... Wisząc na telefonie uzgodniliśmy, że lepiej, by pacjent i sanitariusze przeżyli, więc musiało się obyć bez pieluchy (co to za głupi pomysł, by uczyć się zakładania tego ustrojstwa na kocie )
Cały dzień łaziliśmy za Zeldą wypatrując sika - echo... Godz. 15 wizyta opatrunkowa u dr Sobieralskiej - wszystko oko, tylko gdzie to siku????? Wieczorem zaszczyciła nas za to kupa, no ale nie dziwota - Zelda po 24 godzinach głodu aż mruczała, kiedy wcinała swoje mięsne tartinki z lekami
Wieczorem TŻ głosem doniosłym, pełnym triumfu i szczęścia obwieścił znalezienie moczu - pod swoim biurkiem - ach, co to była za radość:))))
Następnego dnia rano Zelda pomaszerowała już do kuwety - i tak jest do dziś:)
W sobotę na kontroli byliśmy u dra Antosika - powiedział mi wprost, że gdyby to nie był nasz kot to w życiu by się tej operacji nie podjął - tak wielkie było to ryzyko... Jak widać - warto ryzykować:)
Dziś na kontroli wszystko w jak najlepszym porządku, szwy będą ściągane najprawdopodobniej w sobotę...
Jest tylko jeden problem, a w zasadzie dwa:
1. Guz - wyglądał bardzo, ale to bardzo brzydko
2. Nawet, jeśli to nie będzie nowotwór złośliwy, ale znowu odrośnie, to nie ma już szans na kolejny zabieg...
No dobra, ale póki co jest dobrze:) Pozostaje nam czekać i wierzyć - jak zawsze, że będzie tak nadal...
Zelda jest superbohaterka. Jej sila i wola zycia sa niesamowite. Mocno. Mocno trzymam za ten skarbek kciuki.
Cynamon
Dołączyła: 16 Maj 2013 Posty: 3401 Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 13 Lut, 2018 08:14
Olu wspaniałe wieści! Mocno kibicujemy Zeldzie!
Swoją wolą walki przypomina mi Kitkę ['].
Wiem, że kochacie Zeldę ogromnie
Bo Koty z którymi się walczy o każdy dzień dobrego życia, kocha się specyficznie mocno.
Kicia na pewno jeszcze nie raz Was zaskoczy
Przesyłamy tulinki i ciepłe myśli
kat
Dołączyła: 18 Mar 2013 Posty: 15132 Skąd: Poznań
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]