Niech mnie ktoś mnie polubi! Javier jest bardzo towarzyski, pozytywnie nastawiony, chętny do kontaktów i zabaw. A reszta towarzystwa jakoś niezbyt… Javier przychodzi do klatki z Czuczką. Czuczka wychodzi… Tupito idzie w kąt usiąść, Javier za nim, Tupito wraca… Javier odwiedza Zarę w koszyku, Zara nie reaguje… Piórko na wędce lata po pomieszczeniu, Javier za piórkiem i… nikt więcej… Halo ! Czy są tu jakieś koty chętne do zabawy ?! Niech mnie ktoś polubi !!!
Kto jada ostatki… i początki
Przygotowuję kociakom jedzenie. Miseczki na stolik, puszka do ręki - kociaki zamierają w napięciu. Stawiam puszkę również na stolik – kociaki siadają koło stolika. Klik – puszka otwarta – Javier nie wytrzymuje napięcia i wskakuje na stolik. To nie stolik kuchenny, ale porządek jakiś musi być. Chwytam Javiera i zdejmuję go na podłogę. Łyżka w rękę i zaczynam wykładać jedzenie do czterech miseczek. Javier na stoliku, reszta na dole. Zdejmuję go na posadzkę, dalej wykładam jedzenie… Javier - myk - do góry i bez zbędnej zwłoki zaczyna wsuwam z pierwszej miseczki. Zdejmuję go znowu, staram się wyłożyć resztę zawartości puszki… Javier wziął mnie tym razem z flanki i zaprzyjaźnił się z miseczką z mojej drugiej strony. Ręce mi opadły. Z kotem nie wygram.
Zdejmuję po kolei miseczki i rozstawiam w kątach pomieszczenia – dla każdego kota osobno. Każde podchodzi do swojej. Javier je ze swojej miseczki… Nie, w innych może być coś lepszego ! Podbiega więc do Czuszki i zaczyna jeść z jej miseczki. Potem sprawdza zawartość miseczki u Tupito. Na koniec podbiega do Zorro… Tu wkraczam do akcji - koteczka je najwolniej, z przerwami, jej miseczkę trzeba chronić. Javier wraca więc do swojej miseczki i szybko kończy swoją miseczkę. W międzyczasie Czuszka kończy jeść zostawiając co nie co, podobnie Tupito i rozpoczynają ablucje. Javier podbiega więc po kolei do ich miseczek i dokładnie wylizuje najpierw miseczkę Tupito, a potem wykańcza i poleruje na błysk miseczkę Czuszki. Zerka w kierunku Zorro - nie! - słyszy mój stanowczy głos. Wraca więc do swojej miseczki i już ze spokojem ją kończy. - Spokojnie. Cały czas nie będziesz tu z nami. Jak wyjdziesz, odwiedzę miseczkę Zorro.
Cwaniaczek…
Javier od wtorkowego wieczoru tymczasuje z Kornelią i Majkiem
Póki co, w izolacji, ale ma dla siebie cały pokój, łóżko i półki, z których coraz śmielej korzysta. Jest jeszcze bardzo spłoszony i oswaja się z nowymi dźwiękami, zapachami, zza-drzwiowymi zaczepkami Kornelii, no i z nowym człowiekiem...
Cudnie się mizia - jak ma chęć, a miewa cichutko mruczy, trochę się bawi, a nawet raz przypomniał miaukiem o swoim istnieniu słysząc kocie harce. Doczekać się nie mogę, kiedy wpadnie w zabawowy amok z Kornelią, oj się będzie działo! Na razie uzbrajam się w cierpliwość i daję chłopakowi spokój, poczucie bezpieczeństwa i całe mnóstwa czułości.
Javier jest rasowym miziakiem! Ociera się o wszystko, najchętniej o człowieka - z lewa i z prawa, podtyka główkę, daje się wziąć na kolana i pięknie się wtula w pod ręce...
Jest coraz mniej spłoszony, drobne kuwetowe dolegliwości poszły w zapomnienie, miskę czyści do sucha i już podchodzi do swoich drzwi na powitanie, kiedy wracam do domu Udało się nawet obciąć mu pazurki, co wprawdzie przypłaciłam krwią, ale było znacznie łatwiej niż z szaloną Kornelią. Jeszcze tylko nosek czeka na wyczyszczenie z - prawdopodobnie - resztek jedzenia, po troszkę odłupujemy te brudy. No i jest jeszcze strupol na pyszczku, nieźle go któreś musiało dziabnąć. Na szczęście się nie paprze i nie boli, kawałeczek po kawałeczku sam odpada.
Wczoraj na krótką chwilę wpadła do niego w gości Kornelka. Tylko się obwąchali - z obu stron - no i niestety, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu i zgrozie, Kornelia go osyczała, a wypraszana za drzwi warczała. Z Majkiem nawet nie próbuję go jeszcze zapoznawać... Za to dziś zaprosiłam Javiera na salony (Majek i Kornelia spędzili ten czas zamknięci w łazience). Bardzo jeszcze przestraszony chłopak jest, aczkolwiek ciekawy otoczenia.
Póki co, musi mu na razie wystarczyć zabawa z człowiekiem, a preferuje gonitwy i polowanie na sznurek, myszy i szczury mu jeszcze nie podchodzą... Ale i nad tym popracujemy
A tak niedawno, to Kornelka była po tej stronie szyby...
No to hiszpański byczek w pełni korzysta z blasków i cieni domu. Od kilku dni bryka wypuszczony z separacji i dobrze mu to idzie W oswajaniu się z codziennością największą trudność ma jeszcze z człowiekiem, który ni z tego, ni z owego wstaje, łazi po mieszkaniu, trzaska garnkami i szufladami... Ale pracujemy nad tym, skończyło się cichutkie chodzenie na palcach i ostrożne ruchy, przyzwyczajam Javiera do życia na wyprostowanych łapkach, z wysoko podniesioną główką i z zaintrygowanym ruchem ogonka...
Najpiękniejsze chwile dnia to oczywiście micha - czy krówki mają w genach nieokiełznaną łasuchowatość? Apetyt dopisuje mu w równej mierze co Kornelii, a to znaczy że jest nieposkromiony. Kiedy jedno skończy swoją porcję (a czasem nawet zanim ją dokończy), koniecznie musi zajrzeć do miseczki drugiego, czy aby na pewno nie ma tam czegoś lepszego.
A największej radości i ulgi dostarcza mi fakt, że skończyło się syczenie i warczenie - wszystkie trzy prowadzą życie w bezkrwawych relacjach. Miejmy też nadzieję, że z czasem Javier da się namówić na wspólną z Kornelią zabawę, bo póki co, preferuje indywidualne gry i zabawy mimo jej intensywnych zaczepek.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]