Zelda jest fenomenem... U kardiologa okazało się, że co prawda lewa komora się nieco powiększyła, ale jej gigantyczny lewy przedsionek zmniejszył się! Niewiele, ale lekarka stwierdziła, ze to coś nadzwyczajnego - oczywiście w jak najbardziej pozytywnym kontekście!!!! Ciśnienie w okolicach 170 - super!
Badania krwi: wątroba - wszystkie parametry idealnie w normie;
potas - jeszcze niski, ale też w normie!
mocznik i kreatynina - w normie...
glukoza podwyższona - ale poniżej 200, czyli na wściekającą się kocicę - przyzwoicie;)
Tak naprawdę zostaje do ustabilizowania tarczyca (niestety wynik zbliżony do ostatniego badania - trza wprowadzić standardową dawkę leku, próbowaliśmy oszukać organizm, ale się nie udało).
Kontrola znowu za miesiąc...
A w międzyczasie trwa prześladowanie - te dwie rudawe bestie nie odstępują mnie na krok - nawet jak się okutam w jakąś narzutę i próbuję stać niewidoczna - względnie zając taką pozycję, by nijak nikomu nie było wygodnie - i tak znajdą sposób
Marianna
Dołączyła: 10 Lut 2017 Posty: 1027 Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto 08 Sie, 2017 08:31
To miłość
_________________ Hemingway mawiał: „Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego”, dlatego też z Marianną i Kreską gościliśmy Izaurę i Leonsję, a wcześniej Dramata Niezłomnego oraz Kostka ❤
Mój Zelduszkin ostatnio przechodzi samą siebie - nie wiem już, jak to nazwać - jest tak przylepna, że aż mdli od słodyczy - wstaję cała połamana, bo przecież Zeldę mam na sobie; gdzie nie usiądę - już leci Zelda i się wtrynia na kolana - no po prostu stalking jaki...
A przy tym tak wypiękniała - znowu ma błyszczącą, miękką sierść!
Za tydzień kontrola kardiologiczna - trzymajcie kciuki!!!!
Marianna
Dołączyła: 10 Lut 2017 Posty: 1027 Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob 19 Sie, 2017 01:25
Trzymamy kciuki!!!
_________________ Hemingway mawiał: „Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego”, dlatego też z Marianną i Kreską gościliśmy Izaurę i Leonsję, a wcześniej Dramata Niezłomnego oraz Kostka ❤
Trochę długo nie pisalim, no bo narobiło się, że hej...
Zaraz będą historie mrożące krew w żyłach, ale żebyście nie stracili przez nerwy tak jak my kilku miesięcy życia to od razu napiszę, że Zelda żyje i chyba ma się nawet niezgorzej:)
Otóż najpierw kontrola kardiologiczna - piątek 2 tygodnie temu - rewelacja - ciśnienie nawet nieco za niskie (ODSTAWIAMY JEDEN LEK ), serce pięknie się kurczy, kardiolożka podsumowuje wizytę: "Ach, ta Zelda i Jej 158. życie".
Dobra - w poniedziałek idziemy na badanie krwi - tu nieco gorzej - znowu parametry wątrobowe podwyższone, nic to - mamy lek, który świetnie działa, gorzej, że poziom hormonów tarczycy poleciał na łeb, na szyję - a był przecie za wysoki - musimy jednak obniżyć dawkę. No i niestety kreatynina nieco powyżej normy - ta cała apteka, którą bierze Zelda, sieje jednak spustoszenie... Mam zadanie bojowe - łapanie moczu.
Mamy środę - wracam późno do domu, na kuwecie, z której Zelda startuje do umywalki - trzy zaschnięte sporej wielkości plamy krwi - ze skrzepami, hmm - pewnie zapalenie pęcherza, jeszcze nie panikuję, wygrzebuję żwirek diagnostyczny, zamykam Zelduszkina w pokoju. Rano (czwartek) - sukces - mocz jest, tylko mała kropka krwi; ale spojrzałam na posłanie - masakra - duże plamy ze skrzepami!!! Telefon do dr Sobieralskiej - mocz na badanie, Marcin zostaje z Zeldą, wczesnym popołudniem wizyta. Mocz oprócz malej ilości białka - wzorcowy - ŻADNYCH ERYTROCYTÓW... Zelda kontaktuje, spaceruje, nie gorączkuje, ma apetyt, ale krwawi - gdzieś z pod ogona... (ślady krwi znajdujemy jeszcze do teraz...) Wizyta - na USG wszystko super, pod ogonem - przyczyna - czyli pęknięty, sączący bardzo bogato unaczyniony guzek niewiadomej etiologii (p. doktor przypomina guzki hormonalne pojawiające się dość często u niewykastrowanych psów - no cóż, to Zelda - nic nowego...). Próbujemy tamować sączenie miejscowo - co 2 godziny przykładamy lek, oczywiście iniekcje podskórne - ale guz nadal sączy - jest wrośnięty w skórę, wielkości paznokcia kciuka - powinien zostać usunięty operacyjnie. No to telefon do kardiolożki - nie odpowiada, wyjechała na urlop; ale jest jeszcze dr Niziołek - konsultacje lekarskie trwały do późnych godzin wieczornych - konkluzja - trzeba operować, z drugiej strony - raczej nie przeżyje narkozy... Noc z czwartku na piątek była koszmarem - musieliśmy podjąć decyzję (kat -
). Dramatyzmu dodawał fakt, iż lekarz prowadząca wyjeżdżała na urlop - zatem to musiał być piątek...W piątek rano telefon od wetki - mamy substancję, którą możemy znieczulać - my: no to jedziemy... Z sercem w gardle, z duszą na ramieniu, łzami w oczach; pożegnałam się. Nie wiem jak przeżyłam do 12, nie wiem jak zdołałam odebrać telefon - pamiętam tylko wykrzyczane słowa dr Sobieralskiej - jest ok, ok, ok! i własne łzy...ulgi, radości, szczęścia... Generalnie operacja przebiegła bez najmniejszych komplikacji ze strony serca - oczywiście zaraz po zakończeniu podano kotce antysedanty - ale nie było ani zachwiana rytmu, ani wzrostu ciśnienia - nic! Wieczorem już jadła - z ogromnym apetytem:)
Guzek był dość głęboki - musiano założyć aż 5 szwów, dodatkowo niedaleko zaczął tworzyć się następny - był malutki, udało się go też usunąć; sytuacje komplikował fakt, iż guzek był bardzo blisko sromu i odbytu - jeden fałszywy ruch mógł skutkować uszkodzeniem jednego bądź nawet obu - a nie można było przedłużać zabiegu; no i jeszcze podawane w dużej ilości leki rozrzedzające krew, co groziło krwotokiem...Ale wszystko było i jest w porządku:)
W sobotę na kontroli dr Antosik (który został poproszony o asystę przy operacji) żartował, że Fundacja dba, by lekarze nie posnęli przy stole operacyjnym I śmiał się, że drugi raz w zyciu założył przy Zeldzie okulaty
No i oczywiście straszył, że kołnierz, kołnierz i jeszcze raz kołnierz, bo rozlizanie rany w przypadku Zeldy to nawet śmierć:( Dlatego jesteśmy twardzi, odkapelonienie tylko podczas karmienia. Ale Zelda znosi to bardzo dobrze, sprytnie pije wodę, wskakuje wszędzie - jest git!
Dziś podaliśmy ostatni antybiotyk, w poniedziałek ściągnięcie szwów... Chyba mogę już napisać: Ech, Zelda i Jej 159. życie...
Co na to Zelda???
"O ja pierniczę, co za elaborat grafomański - ale siara "
kat
Dołączyła: 18 Mar 2013 Posty: 15132 Skąd: Poznań
_________________ Istnieją dwa sposoby ucieczki od prozy życia: muzyka i koty.
Synuś, Dziczek,Maksima,Gacuś i Kajtuś P w moim sercu i pamięci, na zawsze.
U Zeldy wszystko w jak najlepszym porządku - rana zabliźniona! Kołnierz ściągnięty, ale gwoli przypomnienia - tak wyglądała i tak sobie radziła:
Marianna
Dołączyła: 10 Lut 2017 Posty: 1027 Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie 17 Wrz, 2017 13:44
Kochany Zelduszkin
_________________ Hemingway mawiał: „Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego”, dlatego też z Marianną i Kreską gościliśmy Izaurę i Leonsję, a wcześniej Dramata Niezłomnego oraz Kostka ❤
Baaardzo dawno nas tu nie było, ale spieszę z info, ze u Zeldzi wszystko oko! Zwłaszcza kardiologicznie - jesteśmy świeżo po wizycie - ciśnienie nieco wzrosło, ale najbardziej zdumiewający jest fakt, że całkowicie zniknęła arytmia, która była bardzo wyraźna... Zapomniałam dodać, że na wstępie doktorki się pytały, jakie tam nowe schorzenie u Zeldy zdiagnozowano - musiałam Je rozczarować, że tym razem wyjątkowo nic nowego nie ma
A w domu ostatnio Zelda zaczęła się bardziej kumać z Praksią - ki diabeł???
kat
Dołączyła: 18 Mar 2013 Posty: 15132 Skąd: Poznań
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]