
Na podwórzu, chyba biblioteki na Ratajczka, w kontenerze na makulaturę były 4 kocięta. Podobno urodziło się ich 6, ale 2 się już gdzieś "zawieruszyły". Zdążyłam je zabrać stamtąd przed wczorajszą burzą. Pojechaliśmy zaraz do wetki. Maludy w stanie ogólnie nie najgorszym. Oczy pozaklejane, noski upaćkane, pełno jaj w sierści i osłuchowo lekkie szmery. Wszystkie 4 razem wzięte ważą niewiele więcej niż torebka cukru. Średnio po 400 gram. Dostały środek na odrobaczenie.
Zaordynowany antybiotyk (uwaga, uwaga 1/10 tabletki na 4 koty

A jakie to bojowe: syczą, warczą i jeszcze dostałam po łapach.
I taka mała uwaga: klatka wystawowa nie nadaje się dla takich maluchów- jeden mi notorycznie spierdala.
Księżniczka? Żadnych cieplejszych uczuć.

