Huk tramwajów, szum pędzących samochodów, ostre podmuchy wiatru, odbijające się od szorstkich ścian bloków. I w tym wszystkim ona - drobna, czarna, złocistooka kotka, nieśmiało zaczepiająca przechodniów. Na pewno miała kontakt z ludźmi, bo nie bała się nikogo, przeciwnie - na sam widok człowieka mruczała, łasiła się i próbowała wskakiwać na kolana. Nikt jednak się przy niej nie zatrzymał na dłużej... do czasu, gdy ręce naszej wolontariuszki podniosły ją z zimnego chodnika. Co robiła, zanim znalazła się pod naszymi drzwiami? Czy miała dom? Czy ktoś się nią opiekował? Mamy powody, by przypuszczać, że tak - ale nikt się po nią nie zgłosił. Kotka okazała się stateczną starszą panią, niestety z poważnymi brakami w uzębieniu i z dość nadwątlonym zdrowiem. Nie miałaby szans, aby przeżyć bez pomocy, nazwaliśmy ją więc Tiamat - dostojne imię, godne jej zacnego wieku - i rozpoczęliśmy walkę o to, aby już nigdy nie musiała błąkać się sama na zimnie...
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 1:00 przez jaggal, łącznie zmieniany 2 razy.
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.
nawet pra-matka, ale sądząc po wieku szanownej noszącej to imię, to nie była przesada z naszej strony
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.
Tiamat ma za sobą bardzo intensywne dni - zaliczyła trzy kroplówki, została zaczipowana, zrobiono też porządek z jej pyszczkiem. Wszystkie zabiegi znosiła bardzo dzielnie, zarówno w podróży, jak i u weterynarza była niesamowicie grzeczna, a jej miłość do człowieka nie osłabła ani na trochę - nadal mruczy na widok wolontariuszy, nadal tuli się do rąk, nadal nieustępliwie usiłuje wyjść z klatki i pokręcić się choć trochę po szpitaliku... Byłoby cudownie, gdyby udało się znaleźć dla niej dom, choćby i tymczasowy - przecież starszej pani nie godzi się trzymać w klatce!
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.
Tiamat to jest oaza spokoju. Nie jest to pod żadnym względem nachalny kot. Bardzo łagodnie domaga się uwagi, na sam widok człowieka włącza jej się traktorek. Położona na kolanach siedzi sobie grzecznie tak długo, jak tego człowiek chce. Zrobiłam jej ostatnio kilka fotek, z których najładniejsza okazała się ta zrobiona komórką, bo bez lampy:
Widać na nim jej piękne, duże oczyska Na reszcie mruży oczy, o tak:
Tiamat zdecydowanie nie powinna siedzieć w klatce...
To cudna kota - grzeczna, spokojna, dystyngowana, bardzo przyjazna i ułożona. Nigdy nie zrobi bałaganu, nie zdemoluje kuwety, za szczyt łobuzerii w jej wykonaniu należy uznać skotłowanie kocyka... Tylko kiedy próbuje się jej posprzątać, to nie ma mowy, pcha się do drzwiczek na wszelkie możliwe sposoby, byle tylko wyjść I taka kochana, tak mruczy, tak się łasi...
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.
Mam nie tylko imię starożytnej bogini - gdzieś głęboko we mnie drzemią moce, których nawet się nie domyślasz...
...Jeżuuu, ciary mam, jak patrzę na tę fotę!
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.