Cody wciąż niestety walczy ze zmianami na pyszczku i nie przepada za odkażaniem ranki - muszę tu wysilić się na kreatywność, żeby kociaty nie uciekał w te pędy z właściwymi odgłosami syczenia "Ale dlaczego mi to robisz?". W związku z tym, że zawsze jak przychodzę mamy sesję czułości, postanowiłam zaraz po przyjściu zabierać się za zabieg - niestety tu Cody jest sprytniejszy i zawsze wie, kiedy chcę Go pogłaskać, a kiedy nadciągam, żeby posmarować uszy / pyszczek - nie powiem, spryciarz z Niego.
Ostatnio położył się na kartonie po pizzy, myślałam, że to dobry moment na wysmarowanie uszu, niestety Cody zwiał i był na mnie obrażony (na szczęście szybko Mu przechodzi

). Ale nie poddajemy się i aplikujemy dalej - na szczęście przy lekarstwach podawanych do jedzenia nie jest już tak ciężko - ciekawe dlaczego?
