Ech, kolejny rudy ślepaczek pod naszą opieką...
Historia, jakich tysiące - koci katar, zainfekowana mama kot, wirusy automatycznie przeniesione na potomstwo. Jeśli maleństwa zaopiekowane, w cieple i najedzone - nic to, ewentualnie może się choroba odezwać w momencie stresu, obniżonej odporności - tak jak ludzka opryszczka... U kotów będzie miało to postać łzawiącego oka. Tylko tyle.
U naszego rudaska skończyło się na stracie obu oczu - tzn. jedno jeszcze jest, ale kompletnie martwe... To cud, że maluch w ogóle żyje - został zauważony już jakiś czas temu, ale nie udawało się Go złapać, dopiero doświadczona wolontariuszka - za którymś razem z rzędu - poradziła sobie; ale i kocurek był już na granicy właściwie. Okulista, który Go oglądał, bał się nawet podać mocniejsze środki przeciwbólowe; żeby wykonać cokolwiek przy Nim - musimy go wzmocnić! Dlatego kilkanaście razy dziennie maluch dostaje specjalną karmę, także w postaci płynnej, żeby nadmiernie nie obciążyć układu pokarmowego. O oczy już nie walczymy, ale o małego liska - BARDZO!!!! Tak bardzo, jak Luigi chce żyć - a z dnia na dzień widać i SŁYCHAĆ, że się nie poddaje, że CHCE!
trochę się nazbierało informacji...
Po pierwsze - Dżidżi już nie syczy, rozpoznaje nas po głosie, mruczy jak rasowy zetor, nadstawia się na drapanie po kuperku, pokazuje brzucho - pełna słodycz:)
Wczoraj z kolei pierwszy raz zostawił w miseczce karmę - prawie z zawałem mierzyłam mu temperaturę - w normie!
A dziś - no nie uwierzycie - bidulek próbował się bawić moim palcem:)))))
Jeśli chodzi o zdrowie - oczka czy raczej oczodoły nie wyglądają za ciekawie, ale maluch dzielnie łyka antybiotyk, jutro zaś o godz. 14 godzina ZERO - czyszczenie ran i Dżidżi będzie mógł już tylko zdrowieć!
Nie pomaga Mu w tym na bank fauna jelitowa - jeszcze czego takiego nie widziałam - teraz co wrażliwsze dusze proszę o nieczytanie...
Wczoraj był normalnie exodus - takich ilości glist nie widziałam, wisiały kociambrowi z tyłka, kłębiły się w kuwecie, kup - w zasadzie nie wiadomo ile, ale kilka
Jutro będziemy wiedzieć, kiedy odrobaczenie, ale wydaje się to naprawdę pilne...
No nic, wkrótce będą nowe fotki i filmiki, a teraz prosimy o mocarne kciuki za naszego rudaska!!!!!
Oba, kot i pies, są bogate w cnoty i talenty, ale pies ma o jeden talent za dużo: pozwala się tresować. I o jedna cnotę za mało: nie kryje w sobie żadnych tajemnic. [Erich Kastner]
tak, wieści są, ale nie po zabiegu...
Jeszcze przed operacją zrobiliśmy badania krwi - parametr obrazujący działanie wątroby ponad 10-krotnie powiększony!!!! Lekarz stwierdził, że to sytuacja do opanowania (najprawdopodobniej!), że najprawdopodobniej Dżidżi głodował chronicznie, a wątroba u kotów jest bardzo wrażliwa na taki stan; poza tym kocurek był masakrycznie zarobaczony - toksyny pasożytów dołożyły swoje... Jednocześnie jednak wątroba jest organem regenerującym się w miarę szybko i łatwo... Zatem jestem pełna nadziei, że się uda...
Zwłaszcza że Dżidżi robi wszystko, by pokazać, jaki z Niego normalny kot - doktora dziś użarł i podrapał - doktor pochwalił, jaki to żywotny kotek i jak się poprawił kondycyjnie od ostatniego razu
U nas - miziak do kwadratu - rzuca się - dosłownie - z czterech łapek na plecy i pokazuje brzucho; miauczy, żeby Go z klatki wypuścić, a najlepsze - dziś utopił myszę w miseczce z wodą - dumnam
Dalsze postępowanie - w piątek odbieramy specjalny lek przyspieszający regenerację wątroby - pono masakryczny w smaku, więc czeka nas wyzwanie...
Podajemy go przez dwa tygodnie, wdrażamy też karmę wątrobową (giga prośba o wspomożenie!!!!), po czym kontrolne badania krwi i może operacja - jeśli będzie co najmniej o połowę lepiej...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]