
Naprzeciwko mojej pracy jest cukiernia. Codziennie rano pod drzwi cukierni przychodzi śliczna, przepiękna po prostu koteczka, trikolor, ale rudy nie jest rudy tylko szylkret. Po prostu kosmos, oczy ma bladozielone. Dziewczyna z cukierni - młoda, sympatyczna babka - wystawia koteczce codziennie miski z jedzeniem i piciem, kupuje jej whiskasa i inne takie rzeczy. Koteczka jest dzik, ale podobno z dnia na dzień coraz bardziej się oswaja. Ja próbowałam z nią porozmawiać, powąchała palec, ale łapą też próbowała mnie lekko pacnąć

Kicia ma jakieś 6-7 miesięcy, dziewczyna z cukierni zna mniej więcej jej historię.
I teraz tak. Ja mam dla niej dom - moja Iza z roboty ją zobaczyła i chce. Tylko ona dopiero może wziąć kotkę jak się przeprowadzi, czyli gdzieś pewnie pod koniec stycznia - w tej chwili nie ma możliwości, mieszka z mamą, dwoma kotami i tak dalej. Pytanie, może głupie: czy możemy zająć się tą koteczką, czy macie jakieś ewentualne miejsce na tymczas dla półdzikusa na ok. 2-3 tygodnie...
Dziewczyna z cukierni we wszystkim pomoże, naprawdę kumata jest.
A poniewaz ja jestem wolontariusz-sierota i nie wiem co się robi, proszę o pomoc
