kocie burrito

Chcesz poplotkować o kotach? Pochwalić się swoim futrem? Masz jakieś pytania do naszej Fundacji? Zajrzyj!

Moderatorzy: Rita, Migotka

Awatar użytkownika
zuzk
Posty: 1611
Rejestracja: 06 kwie 2017, 13:47
Lokalizacja: Poznań

kocie burrito

Post autor: zuzk »

Dobry wieczór,

chciałabym podzielić się z Wami pewnym doświadczeniem, które miało miejsce podczas wizyty u weterynarza, a jednocześnie zapytać, czy takie postępowanie jest "normalne".

Byłyśmy dziś (ja i siostra) z kotkiem u nowego dla nas weterynarza, wszystko przebiegało w miarę okej (chociaż uważam za niezbyt kulturalne odbieranie telefonu podczas wizyty pacjenta czy kilkukrotne prośby o przypomnienie mojego nazwiska, bo podczas wywiadu ze mną, Pani dr udzielała równocześnie wskazówek swojej pomocnicy), ale do rzeczy.
Dodam jeszcze, że kotek, od pewnego czasu, już nie zachowuje się u weterynarza najgorzej, powiedziałabym nawet, że całkiem dobrze. Dzielnie znosi zastrzyki, usg, rentgen czy ogólne oględziny jego stanu, jedyne czego nie znosi to mierzenia temperatury, krótko mówiąc, nienawidzi mieć czegoś w dupce ;) no a tak się dziś niefortunnie stało, że pierwszym badaniem jakie Pani dr przeprowadziła było pobranie jakiegoś wymazu z prostnicy, przy czym oczywiście Biś nie był najspokojniejszym kotkiem na świecie. Kolejne było pobranie krwi, i tu stało się coś, czego jako nadopiekuńcza kociamatka nie mogę zrozumieć, otóż Pani stwierdziła, że ponieważ kotek nie jest "współpracujący" to ona przyniesie koc, myślę sobie - okej, nie wiedziałam po co, zupełnie nie podejrzewałam, owinęła go w ten koc, wyciągnęła mu tylko łapkę i kazała nam mocno trzymać, nieświadome tego co właściwie robimy, zrobiłyśmy co nam kazała, Biś zaczął tak potwornie się wydzierać, po krótkiej chwili oczywiście z koca się wydostał (bo niedostatecznie mocno trzymałyśmy...), my kiedy już dotarło do nas na co się zgodziłyśmy, powiedziałyśmy, że nie chcemy tego koca, że go przytrzymamy bez niego, Pani dr nie była z tego faktu zadowolona, bo "nie damy rady", ale ostateczne się zgodziła. I poszło gładko, Bis wtulił się w ramię i nawet nie drgnął podczas pobrania krwi. Fakt żałuję, że nie wspomniałam Pani dr, że Biś tak źle reaguje tylko na jakieś sprawy okołodupkowe, ale zupełnie o tym nie pomyślałam w tamtej chwili.. Po powrocie do domu Biś schował się pod łóżkiem i czuję, że zafundowałam mu traumę ;( ja zresztą tez nie mogę dojść do siebie po tym co zaszło w gabinecie.

I teraz proszę, podzielcie się ze mną swoimi opiniami na ten temat, skąd w ogóle pomysł z tym kocem (?!), czy to powszechnie stosowana praktyka?
Ostatnio zmieniony 12 lip 2017, 8:49 przez zuzk, łącznie zmieniany 2 razy.
MISIEK
Posty: 2298
Rejestracja: 17 kwie 2016, 19:31
Lokalizacja: Swarzędz

Post autor: MISIEK »

osobiście nie spotkałam się z użyciem koca u weterynarza
spotkałam się z sytuacjami gdzie przeważnie proszą innego weta/technika do pomocy, proszą mnie o przytrzymanie lub zakładają kaftan-jednak ja dość rzadko chodzę do weta; może ktoś inny ma podobne doświadczenie do twoich
Chitos
Posty: 3127
Rejestracja: 05 cze 2015, 20:52
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Chitos »

Z moja Monka tez jest do użycia koci kaftanik bo to istna lwica u Weta przy pobieraniu krwi..
Awatar użytkownika
Eva
Posty: 9091
Rejestracja: 23 wrz 2014, 22:30
Lokalizacja: POZNAŃ

Post autor: Eva »

Oczywiscie-to dobra metoda dla zdenerwowanego kota. Zakrywa sie glowke by byl spokojniejszy, mozna tez dzieki temu przyblokowac lapki by nie drapal. Trzeba to zrobic bardzo delikatnie by nic kotu nie uszkodzic, jednoczesnie stanowczo, aby kot byl unieruchomiony i bezpieczny w badaniu. Do weta zawsze dobrze zabrac swoj koc lub gruby recznik aby uniknac ew.zarazkow z koca gabinetowego.

Są takze specjalne kaftanki, ale one tez rzadko sa dezynfekowane miedzy pacjentami, wiec lepiej miec cos swojego.
nie mogę, Kot na mnie leży.
Awatar użytkownika
zuzk
Posty: 1611
Rejestracja: 06 kwie 2017, 13:47
Lokalizacja: Poznań

Post autor: zuzk »

Dziękuję za opinie :) W takim razie popełniłam błąd, nie zaznaczając wyraźnie, że jestem w stanie utrzymać kotka przy pobraniu krwi, mam nauczkę
Awatar użytkownika
Morri
Posty: 17417
Rejestracja: 24 maja 2010, 21:29
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Morri »

ja zawsze mam swój koci i nieraz korzystam z tej metody, bo ostatecznie pobranie krwi trwa krócej i sprawniej przebiega. Dotyczy to jednak dzikich kotów.
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
filo
Posty: 3722
Rejestracja: 23 wrz 2010, 16:43
Lokalizacja: Poznań

Post autor: filo »

Wszystko zależy od kota i umiejętności przytrzymania go przez opiekuna przy zabiegach u weta.
Znam swoje koty i wiem, który jak reaguje. Ale na 100% nigdy wszystkiego nie przewidzę. I nie raz byłam już bardzo mocno pogryziona przez koty, które kochały mnie bezgranicznie. A weta kot nie zna i nie będzie miał oporów, żeby gryźć i drapać.
Dlatego dobry chwyt, w tym chwyt za kark, oraz kocyk (własny!) to podstawa. Jeśli trzeba, to torba iniekcyjna i kaganiec.
Bezpieczeństwo wszystkich jest najważniejsze: i ludzi i kota, który przecież nie może nagle gdzieś zwiać z igłą w łapie, bo ty nie wytrzymasz bólu z powodu pogryzienia i go puścisz.
Awatar użytkownika
zuzk
Posty: 1611
Rejestracja: 06 kwie 2017, 13:47
Lokalizacja: Poznań

Post autor: zuzk »

Ja już wiem, że do pobrania krwi, koc nie jest potrzebny, ale wyraźnie będę o tym mówić przy następnej okazji.
Awatar użytkownika
RudaMaruda
Posty: 452
Rejestracja: 18 wrz 2015, 23:56
Lokalizacja: Poznań

Post autor: RudaMaruda »

Jeżeli chodzi o koc - tak, jest to częsta praktyka, ale tylko w przypadku naprawdę wrednych łajdaków, jak na przykład mój Sir Kot. Jest tak silny, że skubany rozpinał te kaftany na rzepy przy karku zanim dodatkowo je zabezpieczyliśmy, drapał, gryzł, latał po ścianach i naprawdę ciężko go było złapać. Jest duży i nienawidzi weterynarzy, my wyglądaliśmy jak emo po każdej wizycie, nic się nie dało z nim zrobić, po prostu mały szatan. Potem u innego weta dwie panie zarzuciły koc i po dwóch ucieczkach udało się go obezwładnić i pobrać w końcu krew. Ale ponoć widok był straszny, ja nie weszłam żeby nie denerwować kota swoim zdenerwowaniem. Ale słyszałam wszystko - takich kwików to rzeźnia by się nie powstydziła, inne zwierzęta wpadły w panikę w poczekalni :D Ale to jest taki przypadek, że inaczej się nie da - on się rzuca na twarz, gdy widzi weterynarza, a nie tylko drze papę. No i na Sir Kota koc działa jak płachta na byka. I weterynarze też. Czasem już z transportera atakuje przechodzących wetów, warczy i syczy tez na tych, których pamięta.

Moim zdaniem wetka poszła na łatwiznę, nie powinna przynosić od razu koca tylko zapytać od razu, czy go utrzymasz. Mnie zawsze pytają przy drugim kocie, czy dam radę go przytrzymać czy potrzebny będzie koc, nie spotkałam się ani razu z odgórną próbą przyniesienia koca bez słowa. Dokładnie tak, jak mówisz - zaznaczaj od razu, że koc nie jest potrzebny, bo dasz radę. Poza tym c'mon, każdy kot nie lubi mieć termometru w pupsku, my też raczej za tym nie przepadamy :D
Szczęśliwie wyadoptowani: Oreo, Stanley, Seti, Teo
ElizkaKa
Posty: 3
Rejestracja: 22 sie 2017, 16:08
Lokalizacja: Poznań

Post autor: ElizkaKa »

Ja osobiście nie spotkałam się z taką praktyką chociaż przed wizytą u weterynarza zostałam poinformowana telefonicznie, że taki kocyk albo ręcznik dobrze wziąć. Mój kot jednak jest jak zahipnotyzowany u weterynarza i można mu robić wszystko
ODPOWIEDZ