Jeżyk
Jeżyk
Nie są to kocie pogaduchy ale nie macie działu innych zwierzaczków, więc piszę tutaj. Mam pod opieką malutkiego jeżyka. Zaczęłam dokarmiać już na początku jesieni, bo wiem, że muszą przed zimą dostać tłuszczyku. Przychodziły różne - duże, średnie i matka z maluszkiem. Od kilku dni maluch pojawiał się sam. Już był ok. godz. 15,00. Matki nie widziałam. Wczoraj przyszedł o 10,00 rano. Gdy poszłam z karmą okazało się, że ma coś z łapeczką. A więc Tuptuś do kartonu. Skontaktowałam się z pogotowiem dla jeży i kazali mi go ogrzać. Teraz siedzi w cieple, apetyt dopisuje, łapka chyba w porządku, cały czas pod obserwacją. Za malutki żeby wypuścić bo przed zimą może nie przybrać na wadze ile powinien. I tym sposobem mam Tuptusia i teraz kombinuję gdzie i jak go przezimować.
Może jakieś sugestie?
Może jakieś sugestie?
Po sugestie najlepiej tu:
https://www.facebook.com/JerzyDlaJezy/
https://www.facebook.com/JerzyDlaJezy/
Tak. Przejrzałam wszystkie strony nt. jeżyków. Dzisiaj zważony - waga (o Boziu - 261 gramów) więc decyzja - zostaje u mnie do wiosny. Po niedzieli jadę do weterynarza znającego się na jeżach - aby go przejrzał, odrobaczył i odpchlił. Tuptuś teraz dużo je, śpi ładnie zakopany w szmatki i mam nadzieje że do wiosny będzie mu dobrze. Tylko mąż musi ogarnąć mu chatkę.
W końcu jak przezimowaliśmy łabędzia Bodzia (też był u mnie od stycznia do kwietnia) to co? nie damy rady z malutkim Tuptusiem?
Trzymajcie kciuki dziewczyny za Tuptusia.
W końcu jak przezimowaliśmy łabędzia Bodzia (też był u mnie od stycznia do kwietnia) to co? nie damy rady z malutkim Tuptusiem?
Trzymajcie kciuki dziewczyny za Tuptusia.
Z łabędziem to dłuższa historia. Powiem krótko. Mąż go zabrał ze środka zamarzniętego jeziora, gdy umierał z głodu przy pół bochenku zamarzniętego chleba, bo jakiś "mądry człowiek" miał tyle litości i rzucił mu taki kawał. Łabędź był z letniego wyklucia, młody, szary i wycieńczony. Ale doszedł do siebie, rezydował na ogrodzie do kwietnia i reagował na imię. Bodzio został zwodowany po tym jak obejrzał go weterynarz, który przyjechał do nas.
Fajna historia, która miała zakończenie następnej zimy.
Obecnie Bodzio jest w zoo na Malcie, razem ze 100 kumplami, jak powiedział mi opiekun ptaków.
Fajna historia, która miała zakończenie następnej zimy.
Obecnie Bodzio jest w zoo na Malcie, razem ze 100 kumplami, jak powiedział mi opiekun ptaków.
Kochani jesteście, że nie zostawiliście go bez pomocyRenik0803 pisze:Z łabędziem to dłuższa historia. Powiem krótko. Mąż go zabrał ze środka zamarzniętego jeziora, gdy umierał z głodu przy pół bochenku zamarzniętego chleba, bo jakiś "mądry człowiek" miał tyle litości i rzucił mu taki kawał. Łabędź był z letniego wyklucia, młody, szary i wycieńczony. Ale doszedł do siebie, rezydował na ogrodzie do kwietnia i reagował na imię. Bodzio został zwodowany po tym jak obejrzał go weterynarz, który przyjechał do nas.
Fajna historia, która miała zakończenie następnej zimy.
Obecnie Bodzio jest w zoo na Malcie, razem ze 100 kumplami, jak powiedział mi opiekun ptaków.
