Czy ktoś potrafi mi wyjaśnić dlaczego tak wspaniały kot ma takiego fatalnego pecha? Dlaczego jeśli coś może pójść źle, przytrafi się to właśnie Rudzikowi?
Na koniec kwietnia mieliśmy zaplanowane porządki w paszczy. Odstawiliśmy Rudzika do weta i drżąc w niepokoju czekaliśmy. Rudzik wrócił do nas po południu, nieco zmaltretowany, osikany i jeszcze pijany, ale mimo to zataczał się do kuchni i wołał, że głodny

tego samego wieczora skorzystał z kuwety, a następnego ranka pierwszy zaprowadził nad do kuchni i wyczyścił miskę do zera

Podaliśmy mu dodatkowa kroplówkę i wszystko wydawało się iść ku dobremu, więc nie męczyliśmy go więcej i daliśmy odpocząć. Cieszyliśmy się, że Rudzik nawet nie specjalnie się chowa, że czuje się dobrze - przy poprzednich narkozach miewał małe zjazdy, unikał wszystkich i spał pod łóżkiem w samotności.
Nasza radość nie potrwała długo

Rudzik miał bardzo przerośnięte kły, po których zostały ogromne dziury i w tym właśnie miejscu powstało ognisko zapalne :/ Pierwsze co poczuliśmy to zapach, później zobaczyliśmy jak to wygląda. Po konsultacji, do standardowego antybiotyku dołączyliśmy jeszcze metronidazol dwa razy dziennie

Kiedy pojechaliśmy na kontrolę, Pani doktor dwa razy nas pytała "ale on je?" - no je. I to całkiem sporo. Innym wyjada, kłóci się, poluje na wędkę i wywraca do góry brzuchem jak gdyby nigdy nic. W gabinecie podczas toalety paszczy Rudzik się buntował i popiskiwał, musiało go bardzo boleć boleć, zazwyczaj jest bardzo odporny

Dostał zastrzyk przeciwbólowy, kolejny wzięliśmy na następny dzień. Przeszliśmy szybkie szkolenie jak przeprowadzić taką toaletę w domu i umówiliśmy się na kolejną kontrolę w poniedziałek. Martwimy się o nerki
