Pamiętacie już wyadoptowaną śliczną błekitnooką Capri? Do kompletu należy dodać jeszcze słodką Amalti i nie mniej uroczą Brewcię - i mamy całe stado... Gryzonia trafiła do nas jako ostatnia, w lutym - niby karmicie ją głaskał, ale w gabinecie dotkliwie pogryzła doktorkę, tak że musiała pozostać na obserwacji w celu wykluczenia wścieklizny.
Później jeszcze potwierdził się niedobór wit. B12 (jak w całym stadzie), który bardzo wolno się uzupełniał... W ciągu pięciu miesięcy, kiedy Gryzonia była u mnie, wierzyłam, że uda się ją oswoić - nawet nie poświęcając jej szczególnie dużo czasu - przecież po tak długim czasie wypuścić kota to naprawdę jakoś tak dziwnie... Ale kiedy w sierpniu w końcu poziom B12 się ustabilizował, a kotka nadal warczała, syczała, startowała z zębami i łapami - poddałam się. No i wtedy stał się cud - któregoś dnia wchodząc do szpitalika uświadomiłam sobie, że nie słyszę syków; okazało się też, że mogę wkładać swoje odnóża (górne!) do klatki i wyjmuję je w całości nie używając rękawic spawalniczych... A później jakoś tak dotknęłam kotki - i nic się nie stało! Teraz Gryzka barankuje moją dłoń, wstaje na mój widok, ociera się o pręty i prostuje ogonek (ma naprawdę tyci ogonek;).
No i już zostanie - bo co się oswoi...
Gryzonia nie jest tak spektakularnie piękna jak siostry, ale ma bardzo ciekawy pyszczek - taki perski jakby - i jest czarna jak węgiel. Mam nadzieję, że nasze kontakty będą się pogłębiać, a przede wszystkim wierzę, że wyrośnie z niej miziak nad miziaki:))))
Rozmiziuje;) Bardzo żałuję, że nie mam filmiku - ale to parter klatek czarne dno i ona czarna:/ Będę jednak kombinować, by tę ręczno-łebkową molestację uwiecznić!
Z njusów - na bank Gryzia jest bardzo prokocia - testowaliśmy na tę okoliczność Wiktora - były wzajemne baranki i ocieractwo (a na końcu ze strony Wiktora wiadomo co )...
Gryzonia wyszła z klatki - a raczej wywleczono ją - przyszedł TEN czas - roczny przegląd weterynaryjny, a dla koteczki też chwila PRAWDY - spod znaków plus i minus... Po gryzącym początku nie planowaliśmy jej pozostania w Fundacji, więc nie robiliśmy testów, a później szkoda było ją targać do lekarza, skoro i tak siedziała w klatce, a zdrowotnie było wszystko w porządku...
Generalnie jest super - wszystko z nią git, ale to, co zrobiła w gabinecie - MASAKRA - takie małe, a takie GROŹNE No ale wszyscy przeżyli - i tego się trzymajmy
Po powrocie był mały dramat - jednak kiedy przyszłam po kilku godzinach - jakby nic się nie stało - Gryzonia wielkodusznie wybaczyła mi obrazę i nadstawiła łebek na głaski, choć faktycznie trochę bardziej niż zwykle barankowała biednego Wiktora - o, tak:
Ostatnio pisałam, że Gryzonia wyszła z klatki - było to wyjście przymusowe, chwilowe i baaaardzo niemile widziane z jej strony, ale... ALE JAKŻE PROROCZE Znalazło się miejsce dla niej (dlaczego - napiszę niebawem w innym wątku, żeby nie było tak prosto ) - no i kota już na salonach - po dokładnie ROKU Niestety to nie pierwszy i nie ostatni kot, który tyle czekał...
Na początku posiedziała dwa dni w klatce w salonie - żadnych syków, spin z obu stron, ale kotka była ewidentnie przestraszona (w ogóle się nie dziwię!). A po tych dwóch dniach po prostu otwarłam klatkę - i co? I nic Gryzonia zachowywała się tak, jakby drzwi ciągle były zamknięte
Być może w nocy wędrowała, ale podczas naszej obecności zawsze sobie siedziała grzecznie w klatce. Po tygodniu, kiedy zastaliśmy jej włości puste - po prostu je zlikwidowaliśmy. I Gryzia jest pełnoprawną członkinią naszego tymczasowo-stałego stadka
Oczywiście najpierw była obserwacja prowadzona ze standardowego kociego bocianiego gniazda, czyli schodów:
jednak jak widać, nie była to gigantyczna odległość. Gryzonia bardzo szybko załapała, gdzie znajdują się stołówka, kuwetarium (bez najmniejszej wpadki!) oraz... łóżko, ale z tego wydarzenia relacja już next tajm!
No tak - kotka bardzo szybko załapała, że łóżko służy do spania:) Najpierw bała sie pościeli:
Ale wiadomo przecież, że mięciutka kołderka nawet w gorące dni jest niezbędna:
Początkowo Gryzonia uciekała, jak tylko się zbliżałam do łóżka, teraz mogę siadać, miętosić intensywnie kotka, a nawet tak prawie leżeć;) Z Gryzonii na bank będzie miziak pierwsza klasa!
Bardzo trudno mi zdecydować, czy Gryzia powinna mieć towarzystwo innych kotów czy może jednak nie jest to konieczne... Uwielbia barankować futra (mam wrażenie, że koty nie do końca rozumieją jej intencje...), nadstawia łebek do wylizywania - ale tylko podczas czekania na posiłek; śpi sama - nigdy nie przytula się do innego kota - co jest raczej ewenementem w naszym stadzie... Ale lubi być blisko nich... Zresztą spójrzcie sami:
A dzisiaj będzie post dla tych bardziej ścisłych umysłów - może znajdzie się jakowyś wśród czytających i powie mi, czy czarne dziury mają oczy??? Pytałam osobistego i twierdzi, że raczej nie;)
A ja mam takie foto:
Gryzonia ma delikatne futerko, soczyście zielone oczęta i jest tak cudownie malutka, okrąglutka i kompaktowa, że chciałoby się ją miziać, tulić i kochać cały czas! Ale koteczka ma swoje zasady - zwłaszcza jeśli chodzi o wizyty u weterynarza - a w najbliższym czasie czeka nas szczepienie Już teraz obmyślamy strategię przetrwania
Daliśmy wszyscy radę - i żyjemy:) Wizyta uwieńczona sukcesem w postaci szczepienia! Całość akcji zakończyła się dwudniową obrazą majestatu, no i niestety nadwerężeniem zaufania trwającym do dziś:(
Wartość dodana wizyty: okazało się, że w paszczy tak se - dlatego gdzieś na przełomie listopada i grudnia czeka Gryzię sanacja jamy ustnej... Boję się najbardziej podawania antybiotyku, ale miejmy nadzieję, że kotka w swoim ulubionym smakołyku wciągnie go bez szemrania.
A tu na luzaka łapiąca ostatnie promienie tegorocznego słonka:
Uffff - Gryzonia już po sanacji - i wszyscy przeżyli:) Poszło 11 zębów...
Po zabiegu Gryzia miała siedzieć kilka dni w łazience, żeby można kontrolować urobek i w razie co łatwiej podawać antybola - siedziała jakąś godzinę... Wystarczyło pierwsze otwarcie drzwi (co prawda nie moje ) - i tyleśmy ją widzieli. Kiedy nie pojawiła się na wieczornym meldunku karmowym - zaczęłam panikować - po godzinie znaleźlismy ją wciśniętą za książkami na półce - do dziś nie wiem, jak się tam znalazła, nie zrzucając żadnej z nich...
W każdym razie rano już na śniadanku była, antybol ładnie łyka w smaczku, w środę kontrola... Zobaczymy jak będzie, bo przez pierwsze dwa dni na próbę podejścia do siebie kotka syczała jak najprawdziwszy dzikun, teraz pozwala się co prawda zbliżyć, ale tylko tak:
Wszystko git! No prawie - bo niestety koteczce troszku przeszkadzają pozostawione kły w żuchwie, ale o usunięciu nie mogło być mowy - są zupełnie zdrowe, a narkoza już i tak trwała długo... Zatem przy następnej zębowej okazji się pomyśli - albo koteczka się przyzwyczai - co też jest możliwe! W każdym razie dziąsła pięknie pogojone; przy okazji ze względu na pewne anomalie w morfologii zrobiono usg, musieliśmy też powtórzyć samą morfologię - i wszystko jest super! Gryzia też się z tym zgadza
Ja to nie wiem, co się zadziało podczas tej sanacji, ale Gryzoni coś się ewidentnie przestawiło wtedy w głowie Zobaczcie, jak wygląda przygotowywanie kociego posiłku - Gryzonia jest tuż obok i nadzoruje, czy na bank sprawiedliwie napełniam miseczki Mam nadzieję na dalsze postępy:)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]