Życie jest pełne niespodzianek, zwłaszcza życie wolontariusza;) W tym miejscu polujemy na wyjątkowo płodną kotkę - może nie dobrze, ale na pewno często karmiona, więc ciąża czasem i trzy razy w ciągu roku - już od dłuższego czasu. Podczas kolejnej próby kotki ni widu, ni słychu, ale za to widzę dorodnego kocura, ze smarami do pasa i zaropiałymi oczyma przycupniętego na śmietniku - nie zdążyłam zareagować kiedy karmiciel zaczął wrzeszczeć i iść w jego kierunku - kot oczywiście zwiał, ale nie jakoś daleko... Na szczęście udało mi się powstrzymać karmiciela przed płoszeniem - wytłumaczyłam, że musimy złapać, bo na pewno długo w tym stanie nie pociągnie, że nie zajmie miejsca kotce-matce, że pozaraża inne koty... Teraz jeszcze trzeba było namówić kocura do współpracy - byłam pełna sceptycyzmu, bo z tak zawalonym nosem pewnie nic nie czuł... Ale o dziwo - po jakimś kwadransie pełnego napięcia oczekiwania - wlazł! Nie musiał syczeć ani walić łapą, by wzbudzić respekt - wszystkich, także weterynarzy;) Ale jakoś udało się pobrać krew - jako że miejsce jest fivnie zapowietrzone, od razu zrobiliśmy testy - niestety wyszły bardzo mocno pozytywne (drugie badanie potwierdziło nosicielstwo):( A podczas badania ujawnił się gigantyczny stan zapalny, na szczęście obejmujący górne drogi oddechowe i oczy - kastracja i sanacja paszczy zostały zatem odłożone... Próbowaliśmy najcięższych dział w postaci antybiotyków - echo poprawy; poskutkował dopiero zylexis wzmacniający odporność oraz krople do oczu - w akcie desperacji pojechaliśmy z dzikunem do okulisty... Zakraplanie udało się opanować we dwójkę - kocur znowu idealnie współpracował;) Mieliśmy jeszcze jeden dowód na to, że zdrowie zaczyna się poprawiać - zapach, a raczej smród niekastrowanego kocura - zaczął powalać Tydzień temu Wspólnik został w końcu pozbawiony przyrodzenia i poddany zabiegowi ekstrakcji połamanych kłów - wszystko się pięknie goi! Po drodze mieliśmy jeszcze giardię, w tak gigantycznej ilości, że w polu widzenia próbki było widać tylko pierwotniaki
A w międzyczasie kocur się oswoił Ma jeszcze schizy, że pacnie lub przygryzie, ale to tak jakby z rozpędu i nigdy nie mocno!
A oto i on, a raczej ON;) Zapomniałam napisać, że Wspólnik jest naprawdę wielki - kiedy go złapaliśmy ważył 6 kg! A wcale nie jest gruby...
PS Wspólnik nigdy wcześniej nie był widziany w miejscu złapania - tak samo jak Onufry - to jest ten sam kompleks ogródków działkowych... Dla Wspólnika jeszcze nie było za późno...
Ostatnio zmieniony przez jaggal Sro 20 Lip, 2022 09:33, w całości zmieniany 1 raz
Każdy kto poznaje Wspólnika zauważa wyraźnie dwie rzeczy. Po pierwsze to, że jest WIELKI Po drugie, że jest wyjątkowo podekscytowany wizytą człowieka
Na widok wolontariuszy mruczy z zadowolenia i barankuje (albo może raczej taranuje) drzwi klatki swoim wielkim kocim łbem Bywa, że z tej ekscytacji chwyci rękę zębami lub pacnie, ale co się dziwić hormony jeszcze w nim buzują. Miejmy nadzieję, że wraz z upływającym czasem kocur trochę bardziej się uspokoi i nauczy się panować nad swoja siłą
Chłopakowi ciężko zrobić zdjęcie, wierci się bez przerwy ocierając ogromnymi polikami o pręty klatki
Tak prezentuje się na filmie
Na szczęście zachowałam wszystkie palce
Neda
Dołączyła: 05 Wrz 2016 Posty: 3061 Skąd: Suchy Las
Wysłany: Pią 21 Lut, 2020 10:07
Wczoraj, jak mu sprzątałam, też chwytał moją rękę (NO WŁAŚNIE NIE ZĘBAMI! bo tych już nie ma), i miałam wrażenie, że to było raczej na zasadzie: "CO ZAMIATASZ, ŚLEPA? GŁASKAĆ!"
Od jakiegoś tygodnia Wspólnik jest wypuszczany z klatki pod nadzorem rodzicielskim wolontariuszek
Wielki Kocurrro po wejściu na salony naszej fivkarni skupia się na 2 najważniejszych sprawach: jedzenie i człowiek Ciężko się od niego opędzić, większość czasu kręci się między nogami, ociera się o plecy sprzątających wolontariuszy, barankuje ręce, łokcie, co tam mu się nawinie, czasem przydzwoni w szafkę jak się pomyli Dosłownie chwilę zajmuje mu zwiedzanie terenu i szybko wraca do człowieka
Jeśli chodzi o relacje z kotami to póki co można je nazwać poprawnymi. Raczej sam nie atakuje, ale prowokowany wdaje się w sprzeczki i rozdaje ostrzegawcze strzały... najczęściej obrywa Bono i Chmiel.
Wielość Wspólnika nieco straszy inne koty, a przestrzeń jest niewielka. Zdecydowanie za mała na tyle kotów.
Przydałby się do głaskania ktoś kto ma większe dłonie
Inga
Dołączyła: 04 Lis 2019 Posty: 131 Skąd: Poznań
Wysłany: Sob 07 Mar, 2020 21:48
W fivkarni duża myszka-zabawka raczej nie cieszyła się specjalnie popularnością wśród gromady, aż wprowadził się Wspólnik i na swoim wychodnym wyczaił tą adwkwatnie dużą dla siebie zdobycz.
Rozkoszny widok tak dużego kocura, który bawi się wesoło jak kociątko
U Wspólnika zmiany (jak u wszystkich siedzibowych futerek ). Tydzień temu nasz wielki kocur zmienił adres zamieszkania i obecnie przebywa u mnie wraz z trzema rezydentami. Pierwsze dni Wspólnik spędził w klatce. W obawie przed jego zakusami do dominowania, a także zgodnie ze sztuką prawidłowej socjalizacji z izolacją koteł nie opuszczał klatki.. ba, nawet miał siedzieć samotnie w pokoju. Ale trochę nie wyszło Już pierwszego dnia (no dobra..w pierwszej godzinie) spotkał się ze Śliwką, która nie posłuchała zaleceń matki, żeby nie opuszczać sypialni i broń borze nie zbliżać się do dużego pokoju. Co prawda Śliwka zdziwiona (i zapewne wystraszona ) nowym przybyszem wskoczyła od razu pod kanapę, ale po godzinie odważyła się podejść do klatki i zobaczyć kto tam w niej siedzi. Za to Lesiu i Hela wykazali się większą odwagą (albo ciekawością). Lechu jako pierwszy przywitał sąsiada dając mu noski przez kraty
Tak wyglądało pierwsze spotkanie
Obecnie kocurro jest już wypuszczany (ale tylko kiedy jesteśmy w domu). Lechu się go wcale nie boi, Śliwka ignoruje (chyba, że pcha się wieczorem na łóżko - to jej strefa, a dokładniej jej człowiek więc wtedy bywają syki), Hela jest najbardziej niepewna w nowej sytuacji, ale powoli się przełamuje.
Tutaj pierwszy spacer
pierwsze wyjście na balkon
..i korzystanie z uroków kanapy
..oraz "własnego" człowieka
Neda
Dołączyła: 05 Wrz 2016 Posty: 3061 Skąd: Suchy Las
Wspólnik jest już u nas od miesiąca, klatka zniknęła na dobre i kocurro korzysta w pełni z dobrodziejstw "własnego" mieszkania. Przez ten czas utwierdziliśmy się w przekonaniu, że człowiek dla Wspólnika jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. Zaraz za nim plasuje się jedzenie
Wspólnik jest bardzo kontaktowym kotkiem, mocno zabiega o człowieka, przytula się, a właściwie wtula się całym sobą. O, tak..
Z innymi kotami status jest.. no właśnie, trudno to tak do końca ocenić. Niby wszystko gra, tolerują się, nie ma już od dawna żadnych syków, a nawet śpią blisko siebie..
Zdarzają się jednak, a w zasadzie są codziennością, szaleńcze gonitwy między Lechem i Wspólnikiem. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to zawsze Wspólnik goni Lesia, a nigdy odwrotnie. I to też jeszcze by nie niepokoiło, gdyby Leś nie chował się czasami po tych "zabawach". Nie unika go i nie widać ewidentnych oznak strachu, niemniej jednak nie do końca mam pewność czy to jeszcze zabawa czy już pokaz dominacji ze strony Dużego. Niestety dochodzi tez czasami do spin z łapoczynami. Nie są one bardzo groźne, ale.. wolałabym, żeby nie było ich wcale Póki co mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że Wspólnik nadałby się na kota jedynaka. Człowiek, człowiek i jeszcze raz człowiek.. to wydaje się być dla niego priorytetem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]