Kolejny ROD, który próbujemy ogarnąć kocio - tym razem trafiamy tam przypadkiem: z prośbą o pomoc dla chorego kocurka zgłasza się do nas karmiciel - Wyłupek zostaje zaopiekowany, ale przy okazji rozmowy wychodzi kwestia niekastrowanych kotów - od razu umawiamy się na łapankę, gdyż mężczyzna zapewnia przetrzymanie rekonwalescentów. Oczywiście jak to bywa - życie pisze własny scenariusz: Ruda się błyskawicznie łapie, ale wieści od weterynarza są zatrważające... Okazuje się, że kotka jest w ciąży z martwymi płodami - z pochwy leje się ropa, wysoka temperatura, operacja, jak i czas rekonwalescencji obarczone bardzo wysokim ryzykiem - nie wiadomo, czy nie rozwinęło się już zapalenie otrzewnej, a może i sepsa... Ruda (która jest klasyczną buraską) przeżywa zabieg, ale absolutnie nie nadaje się do przetrzymania u osoby niedoświadczonej - zostaje więc u mnie: początkowo codzienne kontrole, kroplówki, arsenał leków, po kilku dniach odetchnęliśmy z ulgą, choć dochodzenie do zdrowia trwało prawie miesiąc! W tym czasie kotka z kompletnego dzikuska stała się oswojonym kotem - takich nie wypuszczamy... Co pozostało jej z tej "tymczasowości" u nas? Imię
Żeby jakoś mimo wszystko odróżnić koty dzikie od siebie, doktorki nadają im imiona - wtedy padło na dzień medyczny: nasza burasia została ochrzczona Fleksą (bandażem elastycznym), a kastrowany wówczas kocurek - Rolkiem (od rolki papieru) - dobrze, że nie na odwrót
Flexi jest młoda, wydaje się być przyjacielsko nastawiona do innych kotów, bardzo lubi jedzonko, pozwala się głaskać, choć jeszcze kuli się, gdy dostrzeże jakiś gwałtowniejszy ruch... No i jest już zupełnie zdrowa! Aaaa - i siedzi w klatce...
Flexi na
ZDJĘCIACH i
FILMACH.