Można powiedzieć, że nasza relacja z Borisse weszła na wyższy poziom. Mam wrażenie, że wreszcie zaczęła nas lubić

Już dawno przestała być kotem widmo - w mieszkaniu czuje się całkiem swobodnie, spoglądając na nas z ciekawieniem i niemalże sympatią - serio, naprawdę to widać! Często kradniemy jej po kilka głasków - staramy się po kilka razy dziennie trochę ją posmyrać, by przyzwyczajać ją do dotyku ludzkiej ręki. Kiedyś postanowieniem było pogłaskać ją trochę chociaż raz dziennie - nie więcej, bo to już było dla niej zbyt wiele... Wiem, że postępy w jej przypadku przychodzą bardzo, bardzo wolno, niemal niezauważalnie... Ale są... Zaczynaliśmy od kota tak zestresowanego obecnością człowieka, że każde dotknięcie, a niekiedy nawet samo zbliżenie się do niej, powodowało, że siusiała ze strachu... Pamiętam pierwsze wzięcie na ręce - zrobiła nie tylko siku, ale też kupę.... Tak wystraszonego kota jak ona nie spotkałam jeszcze nigdy.
Dlatego teraz pozwalam sobie na radość ze stanu, który u wielu innych kotów jest ledwie punktem wyjścia... Najbardziej cieszy mnie to, że teraz wiem na pewno, że jest u nas szczęśliwa - kiedyś pojawiały się wątpliwości. Może nie tyle związane z tym, czy dobrze jej w domu (bo to na pewno - na dworze by sobie nie poradziła), ale czy dobrze jej Z NAMI. Dziś wiem na 100%, że ona wie, że nie zrobimy jej krzywdy
