Będzie długo;)
Na razie bez kolejnych wpadek- może się te gruczoły oczyściły... odpukać. Jeden materac jednak coś go nęci- 5 min na materacu= obsikany materac- cóż, nie dojdę czemu tak, ale jeżeli tylko do niego coś ma, to materac idzie won.
Nie przepada za głaskami i w ogóle kontaktem dotykowym z człowiekiem- nie i na razie musi tak być, może kiedyś się przekona- przynajmniej teraz nie myje się tak histerycznie po jednym dotknięciu. Nie znaczy to, że mu odpuszczamy

Głaskamy kiedy się da- głównie podczas zabawy albo na drapaku jak mu się nie chce zwiać lub... gdy jest czymś tak zaabsorbowany, że tykający go człowiek schodzi na drugi plan. Nawet jak nie zwiewa to widać, że nie jest za szczęśliwy z tego głaskania... kilka razy przy drapaniu pod bródką nastawił łepek- nie wiem czy to koci odruch, ale to jedyna sytuacja kiedy widać jakąś pozytywną reakcję. Trochę to śmieszne jak robi uniki- czasem nawet potrafi ogon odsunąć lub idąc grzbiet przygiąć do dołu na zasadzie odpychania jednoimiennych magnesów, tylko żeby nas uniknąć- nigdy jednak nie zwiewa, nie, on się odsuwa na te kilka cm poza zasięg i zawraca;) Nie można jednak powiedzieć, że nie nawiązała się żadna więź. On taki cichy duszek jest- idzie za mną do różnych pomieszczeń i tam się kładzie. Kiedy moi przeukochani rodzice postanowili przyjechać do nas przez pół Polski żeby zająć się kotami przez 4 dni bo chcieliśmy wyjechać, Oli bawił się z mamą, ale w ostatni dzień im się zawieruszył- po czasie przyznali się do akcji poszukiwawczej zakrojonej nawet na teren poza domem. Skitrał się gdzieś na dole- do tej pory nie wiemy gdzie- zwiał potem na górę do swojej dziupli i nie wychodził do mojego powrotu- jak tylko weszliśmy do domu- od razu pojawił się na szczycie schodów:) 2,5 letnia dziewczynka mu niestraszna:) Wyszedł, pobawił się wędką z nią, oczywiście bez głasków. Uwielbia za to zabawę. Mamy już wieczorny rytuał- kiedy się kładę, zawsze się z nim bawię w łóżku jeszcze przed snem. Teraz już, jak tylko zaczynam się kręcić na górze i ścielić łóżko- on już czeka od mojej strony:)
Największy postęp jest z psem:) Oleander od początku był dużo odważniejszy od Młodego i schodził sobie na dół gdzie przez bramkę po prostu obserwował psa. Czasem gapili się tak po pół godziny:) Psa zaczęliśmy ponownie wpuszczać na krótko na górę. Okazało się, że Oli jak chce to potrafi i mimo wagi 5krotnie mniejszej, "odprowadza" pieska na dół:) Któregoś sobotniego wieczoru, kiedy Łukasz był w delegacji i chcąc nie chcąc siedziałam cały dzień na dole, Młody w końcu się przełamał i przyszedł do nas na kanapę, mimo że koło mnie spał Piksel. Oli też skorzystał i w końcu po wielu miesiącach mam koty chodzące na dole. Oli reaguje nawet jak go wołam(tyle, że za blisko nie podejdzie:D). Z psem miłości nie ma bo jest po prostu zbyt namolny, Młody ciągle ma oślinione futro... Oli na coś takiego sobie nie pozwala, ale nie raz szedł do psa z podniesionym ogonem(pies jakoś zwiewa wtedy za moje nogi), a jak już wybiera odwrót to też nie panicznie tylko po prostu odchodzi.
Teraz masa zdjęć:
Odprowadzamy pieska
Taki jestem odważny:)
Po zabawie trzeba odpocząć
"Dalej kobieto, kończ te paznokcie i bawmy się!"
No i bawimy się:)
Słodziaczek
