Blondyn jest szczególnie wrażliwy na brak mojej uwagi i często podchodzi do mojego krzesła, opiera się o jego bok przednimi łapkami i zaczepia mnie swoim wyjątkowym miauko-szeptem, dając znać, że już pora na przerwę.
Brunet przyjmuje inną taktykę i zamiast czekać wiele godzin na koniec mojej pracy, wskakuje mi na biurko i sadowi się obok książek (lub na nich) i przygląda krytycznie dopóki go nie pogłaszczę i nie podrapię po brzuszku i pod bródką. Jego głośne mruczenie ma na mnie zawsze zbawienny wpływ, szczególnie w stresujących momentach.
W ostatnim czasie bracia upodobali też sobie spanie na parkiecie w sypialni, na który przez kilka godzin przed południem padają promienie wiosennego słońca. Mrużą oczy i grzeją się, leniwie przekładając z jednego boku na drugi.
Jak zawsze dopisuje im też energia i często ganiają się i uprawiają zapasy, w których co jakiś czas jeden pokonuje drugiego. Ich sprinty po domu są tak szybkie, że czasem zastanawiam się, czy to te same koty, które jeszcze chwilę wcześniej leżały rozleniwione w pościeli, (dosłownie) chrapiąc.
Nie wiedzieć kiedy upłynęło im już pół roku w obecnym DT i zdecydowanie są już właścicielami całej przestrzeni. Mają swoje ulubione kąty, smaczki i zabawki. Poznajemy się coraz lepiej każdego dnia. Jedna rzecz się jednak nie zmienia - bracia to naprawdę wspaniałe, kochane kocurki, zawsze skore do głasków i zabawy, które bardzo potrzebują kochającego domu na zawsze. Wiem, że odwdzięczą się wtedy miłością do kwadratu.