Anastazja... ehhh. Przed świętami byłyśmy na wizycie kontrolnej, Anastazja była bardzo grzeczna, widać jak złagodniał jej charakter, nikogo nie próbowała pacnąć ani pogryźć bezzębna paszczą tak jak kiedyś. Wizytę zaczęłyśmy od zmierzenia ciśnienia, u kotków nerkowych monitorowania ciśnienia jest szczególnie ważne, ale na szczęście nasza gwiazda ma je zaskakująco dobre

Kolejną sprawą do odhaczenia na kontroli zawsze jest USG i tutaj nic strasznego się nie zadziało, nerki popsute, ale nie bardziej niż przy ostatniej kontroli więc się ucieszyłyśmy. Przy okazji USG standardowo został pobrany mocz do badań, wyniki przyszły i wiemy, że tu wszystko dobrze. Na koniec pobieranie krwi i tu wyszło szydło z worka, jednak nie jest tak kolorowo jakbyśmy sobie tego życzyli. Niskie płytki w morfologi póki co do monitoringu, o wiele bardziej niepokojąca jest biochemia. Podwyższone parametry trzustkowe i wątrobowe sugerują rozwijające się triaditis, do tego wzrosły nam parametry nerkowe - kreatynina i mocznik. Na te chwilę dokładamy Anastazji kolejny suplemen, który ma wspomóc watrobę i trzustkę i za 2 tygodnie powtarzamy badanie. Lek ten jest wyjątkowo niesmaczny i nie będzie nam łatwo przez ten czas, po pierwszej próbie podania w smaczku, wiemy już ze Anastazja potrafi pluć na odległość, zabijać wzrokiem i że wszystko w jej zasięgu wali rybą, co akurat reszcie stada się spodobało.
Czy Anastazja przejęła się tymi wynikami? Nie. Biega, skacze, bawi się i na przekór wszystkiemu ma apetyt (głównie na karmę bez supli, bo na suple lubi powybrzydzać).