Na wynik TK musimy jeszcze poczekać, ale Teide poczyniła dzisiaj jeszcze jeden krok na swojej drodze ku sprawności - sporo ostatnio tych kroków Mianowicie odwiedziłyśmy fizjoterapeutę. Z układem mięśniowo-szkieletowym jest dokładnie tak źle, jak przypuszczaliśmy. Oprócz zmienionej zwyrodnieniowo tylnej części kota, cierpi też przód, ponieważ Teide odciąża tył przenosząc ciężar na przód. Tam też pojawiły się więc napięcia i bóle.
Teide przez swój stan cierpi niewyobrażalnie. Schudła do 2,4 kg, co jest częściowo wynikiem zaniku mięśni spowodowanego tym, że kotka leży cały czas w jednej pozycji. Jej fizjoterapia potrwa przynajmniej 12 miesięcy. Absolutną koniecznością jest natychmiastowa aktywizacji Teide. Brak ruchu to dla niej wyrok śmierci. Jeszcze dzisiaj zostanie przeniesiona do woliery, którą właśnie w tej chwili dyżurne przerabiają specjalnie dla niej. Na obu końcach woliery będzie miała kuwetę, wodę i jedzenie, do których musi mieć stały dostęp, zaś na środku zostaną położone małe przeszkody typu kije od mioteł czy wycieraczka ze sztywnym włosiem zastępująca chwilowo matę stymulującą, która została już zamówiona. W różnych miejscach rozłożymy smaczki, żeby dziewczynka miała motywację do poruszania się.
Kluczowym elementem jej najbliższych miesięcy będą jednak masaże i ćwiczenia. W trakcie wizyty u fizjoterapeutki nagrałyśmy filmiki instruktażowe dzięki którym 5 razy w tygodniu w trakcie dyżurów będziemy ją masowały i ćwiczyły. Gdy forma fizyczna Teide zacznie się zmieniać, dojdą jej prawdopodobnie nowe ćwiczenia.
U Teide nakłada się kilka problemów zdrowotnych, w tym nerkowe i jelitowe, przez co dobór leków i diety dla niej jest szczególnym wyzwaniem. 4 stycznia mamy wizytę u Patrona Ortopedycznych Spraw Beznadziejnych, dr Krzysztofa Kamińskiego, zaś 19 stycznie Teide odwiedzi swoją lekarz prowadzącą. Czeka ją więc aktywny styczeń.
Trzymajcie kciuki za tę śliczną koteczkę i za jej ducha walki - my wiemy, że ruch jest jej absolutnie niezbędny, jednak dla niej wiąże się on z bólem i dyskomfortem. Przewlekłe choroby układu ruchu mają to do siebie, że łatwo wpaść w błędne koło - kota boli, więc się nie rusza, przez co zwyrodnienie i ból rozlewają się jeszcze bardziej, więc kot tym bardziej się nie rusza i tak dalej, aż nie ma już odwrotu. Przy Teide staramy się przerwać to błędne koło. Najpierw będzie gorzej, by potem mogło być lepiej. Dziewczynka musi jednak podjąć to wyzwanie, przemóc ból i zacząć poruszać się częściej, niż tylko w absolutnej ostateczności. Prosimy więc o ciepłe myśli o naszej Teide!
Zaraz załaduję fotki z wizyty i dodam je tutaj jak będą już obrobione.
W przypadku Teide dobrych wiadomości nie ma praktycznie w ogóle, dlatego tym chętniej donoszę o niewielkim progresie oraz tym, co czeka ją w przyszłym tygodniu.
W piątek Teide została przeniesiona do woliery przystosowanej do jej potrzeb. Mam tu na myśli zarówno dostosowanie jej do kota (niemalże) niepełnosprawnego (np. użycie spodów od transporterów zamiast kuwet, co ułatwia jej wchodzenie do nich), jak i drobne wyzwania (typu rozstawienie karmników i kuwet w różnych miejscach). Jak jednak wspomniałam we wcześniejszym wpisie, całe nasze starania nic nie dadzą, jeśli to Teide nie przełamie się do aktywizacji. Mogło się na przykład okazać, że Teide nie będzie chciała chodzić do misek, co doprowadzi nas do ciężkich dylemtów - przybliżyć miski i zrezygnować z motywacji do chodzenia, czy zostawić miski i ryzykować, że kota będzie głodna? Teide okazała się jednak łaskawa i gdy w sobotę odwiedziłam ją w siedzibie, miała opróżnioną miseczkę oraz 2 z 3 rozstawionych karmników. Jedno spojrzeniem upewniło mnie, że skorzystała też z 2 z 3 kuwet. Ponadto przeniosła się z drzemką do zamkniętego legowiska w kształcie zabudowanego z jednej strony tunelu. Kamień z serca - kot chodzi! Je i korzysta z nocników mimo tego, że wymaga to od niej ruchu. Alleluja!
Obserwujemy więc Teide bacznie, mając nadzieję, że nie zrezygnuje za szybko z poruszania się po wolierze.
Ciekawie zapowiada się również najbliższy tydzień. Przecudowane rehabilitantki i zoofizjoterapeutki z AquaDog przejęły się stanem Teide tak bardzo, że podarowały jej aż 5 sesji magnetoterapii, a co więcej - wcisnęły ją na termin właściwie nie możliwy do zdobycia, czyli "na już" i to w najbardziej obleganych godzinach wieczornych. Ta wspaniała wiadomość zrobiła mi cały weekend! Od poniedziałku do piątku będę więc wozić Teide na sesję magnesu. Mamy nadzieję, że to złagodzi nieco jej ból.
Poniżej załączam fotki z piątkowej wizyty u zoofizjoterapeutki. Jak widać rehabilitacja to nie relaksacyjny masaż, a mina Teide mówi wszystko.
Miejcie Teide w swoich myślach, bo ten czas jest dla niej szalenie ważny.
Stwierdzenie, że sytuacja Teide jest "dynamiczna" może wydawać się nieco ironiczne w kontekście jej problemów z poruszaniem, ale właśnie to słowo przychodzi mi na myśl. Cały tydzień przed Świętami codziennie jeździłyśmy do AquaDog na sesje magnetoterapii. Na początku tygodnia jedna z dyżurnych w trakcie pobytu w siedzibie nagrała miauczenie Teide, co stanowiło pewien precedens w jej zachowaniu. Nastąpiła szybka konsultacja z fizjoterapeutką, która orzekła, że u kota tak chorego jak Teide dyskomfort po takim pierwszym intensywnym masażu może schodzić 3-4 dni, a więc początek tygodnia to czas, w którym kotka poczuła się lepiej.
W międzyczasie przyszły też zamówione specjalnie dla Teide maty sensoryczne. Jej woliera została przemeblowana po raz kolejny, zaś sama kicia dość regularnie sobie po niej drepcze. Miseczki zwykle są opróżnione w zadowalającym stopniu. Czasem jeszcze zdarzy jej się nasiusiać koło kuwety, ale pamiętajmy, że jej przypadku wynika to nie tylko z problemów z poruszaniem, ale i z bólowego posikiwania.
Wciąż nie wiadomo, jak dalej potoczą się losy Teide. Stopniowo przestawiamy ją na inną karmę - taką, która pozwoli jej nieco przybrać na masie, jednocześnie nie obciążając jelit dotkniętych IBD. Na cenzurowanym niezmiennie pozostają i nerki - w ostatnich wynikach krwi z końcówki listopada mocznik wciąż utrzymywał się na zdecydowanie zbyt wysokim poziomie. Do listy zadań Teide na przyszły miesiąc doszła jeszcze kontrolna wizyta u fizjoterapetuki.
Zapraszam na mały wernisaż pt. "Magnes na kota" oraz zachęcam do trzymania kciuków za Teide
W trakcie ostatniego dyżuru minionego roku Teide postanowiła mnie zaskoczyć. Na początku jak zwykle prychała i syczała, ale po rozgrzaniu masażem zupełnie niechcący dopuściła do głosu swojego wewnętrznego miziaka już kilka dni wcześniej przełamała się w końcu i pomruczała trochę (choć na początku myślałam, że się krztusi :p jednak przypuszczam, że od dawna nie używała swojego mruczydła i musiała je trochę rozgrzać ). W niedzielę zaczęła natomiast ocierać się o podłoże, nadstawiać szyjkę i główkę do głaskania, a także pokazywać bródkę. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że zamierzała pokazać i brzuszek, jednak w jej stanie (nieruchomość lub znaczne ograniczenie ruchomości dolnego odcinka kręgosłupa - swoją drogą tu szczegóły poznamy już jutro) ciężko jej kokosić się z człowiek. Być może nigdy nie uda się jej przekulać na plecki, ale bez problemu daje się po brzuszku głaskać
Wszystko to oczywiście uwieczniłam na zdjęciach i filmach!
Teide od początku roku jest bardzo zajętą kociczką. Przypuszczałam, że pierwszy wpis po takim czasie będzie długi, jednak nie sądziłam, że aż tak :p Pisałam go chyba z 4 dni, aby nic nie pominąć i pozwoliłam wpleść sobie kilka ciekawostek, które - mam nadzieję - umilą Wam lekturę o walce naszej ślicznej wojowniczki.
Styczeń kotka rozpoczęła wizytą u ortopedy. Oczywiście już wcześniej wiadomo było, że jest źle, jednak wnikliwe badanie ujawniło wiele przykrych szczegółów na temat układu mięśniowo-szkieletowego Teide. Przede wszystkim stan jej kręgosłupa dobitnie pokazuje, jak ciężkie życie musiała mieć ta biedna, mała koteczka - jakby miała 300 lat, a nie 11. Nie ma tam zmian powypadkowych, wszystko wskazuje na to, że Teide spędziła 8,5 ze swoich 9 żyć uciekając, chowając się i wciskając w najmniejsze szczeliny. Serce ściska mi na myśl, jak często musiała być przerażona i zdesperowana Przypuszczalnie może być to powiązane z kiepskim słuchem Teide, który wywarł ogromny wpływ na jej życie - być może wyrobiła nawyk chowania się w szczelinach - lub sprawił, że potencjalne zagrożenie dostrzegała w ostatniej chwili, co zmuszało ją do desperackiego ratowania się.
Na szczególną uwagę zasługuje fragment diagnozy traktujący o dyskopatii. U kotów występuje ona naprawdę rzadko, a Teide nie dość, że się z tą chorobą zmaga, to jeszcze ma dyskopatię mnogą. Do tego dochodzi niestabilność na odcinku L-S kręgosłupa, rozległa wielopoziomowa spondyloza kręgosłupa Th-L oraz neuralgia z parestezją odcinka lędźwiowego kręgosłupa. To ostatnie oznacza, że Teide może odczuwać nawracający ból i/lub mrowienie bądź drętwienie w tylnej części ciała. Piszę „może”, bo Teide sama nam tego nie powie. Niestety, jej stan mówi więcej, niż byłam gotowa usłyszeć.
Ortopeda stwierdził ponadto dawny, bardzo poważny uraz ścięgna Achillesa, który na pewno nie jest przyczyną stanu Teide, lecz przyczynił się do pogarszania sytuacji.
Dalszą część wizyty spędziliśmy dyskutując o możliwości operacji Teide. Tu dochodzimy do punktu, w którym fakt, iż dane schorzenie jest operowalne wcale nie oznacza, że do operacji dojdzie. Nawet jeśli niezbędny w tym wypadku rezonans magnetyczny potwierdziłby, że Teide można operować, należy rozważyć wszystkie „za” i „przeciw”. Przeszkodą przychodzącą jako pierwszą na myśl są oczywiście nereczki, które u naszej małej dziewczynki nie są w idealnej formie. Dodatkowo operacje ortopedyczne mają to do siebie, że rekonwalescencja po nich jest ponadprzeciętnie trudna, zaś operacja Teide byłaby wyjątkowo rozległa. Teide mogłaby więc przeżyć operację, lecz nie przetrwać rehabilitacji. Last but not least - operacja unieruchomiłaby Teide na dłuższy czas, co prowadziłoby do ponownego zaniku mięśni. U kotów w wieku geriatrycznym masę mięśniową buduje się niesamowicie ciężko nawet jeśli poruszają się normalnie, tak więc unieruchomienie również mogłoby oznaczać dla Teide wyrok śmierci.
Biorąc pod uwagę powyższe, decyzja o operacji w chwili obecnej nie zapadła.
W trakcie wizyty spytałam także ortopedę o maksymalną wagę Teide. 1 kg nadwagi u przeciętnego kota odpowiada mniej więcej 15 kg nadwagi u człowieka, więc jako mamcia dwóch łakomych 3łapek spodziewałam się, że Teide również będzie miała górną granicę, której nie będzie jej wolno przekroczyć. Ortopeda sprowadził mnie jednak na ziemię mówiąc, że w chwili obecnej priorytetem jest przytycie Teide (ale w mięśniach, nie w tłuszczu) ze względu na ogólne wyniszczenie kotki oraz chorobę zapalną jelit.
Choć ciężko się tego wszystkiego słuchało, śpię spokojniej wiedząc, że przypadkiem Teide zajął anioł stróż poznańskich kulawiaczków i jest pod najlepszą opieką.
Uzbrojone w opis badania wybrałyśmy się z powrotem do fizjoterapeutek. Akurat minęło 3,5 tygodnia od pierwszej konsultacji, a progres Teide był nie tyle zauważalny, co wręcz ogromny. Plan ćwiczeń został zaktualizowany z uwzględnieniem odbytego badania ortopedycznego, zaś przejęte jej stanem fizjoterapeutki zrobiły nam kolejny prezent, zapraszając Teide na 10 sesji magnetoterapii oraz 10 sesji lasera wysokoenergetycznego. Z uwagi na to ostatnie Teide został wygolony fragment futerka na plecach zgodnie ze zdjęciami RTG. Zaś w związku ze starym urazem Achillesa założone zostały jej też specjalistyczne tejpy, stabilizujące tę kończynę. Hojność fizjoterapeutek naprawdę ciężko opisać słowami <3 Część fizjoterapii musimy jednak opłacić, dlatego w pierwszej wolnej chwili (hehe) zamierzam opisać historię Teide i założyć dla niej zbiórkę.
Kolejnym etapem była wizyta u pani dr prowadzącej. Tam usłyszałyśmy wieści i dobre, i złe. Zaczynając od tych dobrych - pani dr również od razu zauważyła niezwykły postęp u Teide, zarówno w formie, jak i zachowaniu. U kotów z problemami ortopedycznymi niezwykle często występuje depresja, nic więc dziwnego, że w miarę postępu fizjoterapii nasz biało-bury kwiatuszek tak pięknie rozkwita. Drugą dobrą wiadomością był fakt, że nie ma pogorszenia w nerkach. Kolejna była już zła - zdecydowanie pogorszył się bowiem stan jelit Teide, oznaczając tym samym nawrót zapalenia jelit. Konkluzja wizyty była więc taka, że w tej chwili to jelita są głównym problemem Teide, nie nerki. Dodatkowo wymagana jest suplementacja witaminy B12 (zastrzyki) oraz kwasu foliowego.
W związku z powyższym, zapadła decyzja o przejściu na dietę sporządzoną specjalnie dla Teide, a konkretnie na gotowany odpowiednik diety BARF (odpowiednik, ponieważ BARF to z definicji surowe mięso - Biologically Appropriate Raw Food - więc przy mięsie gotowanym nie mówimy już o BARFie). Gotowany, gdyż mięso po obróbce cieplnej jest znacznie łagodniejsze dla jelit, niż surowe.
Dieta skomponowana indywidualnie pod dany przypadek daje niesamowite możliwości wpływu na stan kotów z chorobami przewlekłymi. Można chociażby wybrać źródło wapnia - węglan wapnia w przypadku kotów nerkowych lub cytrynian wapnia w przypadku problemów z pęcherzem (posiada on właściwości alkalizujące mocz, a tym samym spowalnia tworzenie się kamieni nerkowych). Można odpowiednio do sytuacji kota regulować poziom fosforu. Sami wybieramy źródło kwasów omega - część źródeł zawiera większe ilości fosfolipidów, a inne mniejsze. Przy nadczynności tarczycy można zmniejszyć bądź całkowicie wyeliminować jod. Niektóre suplementy z kolei w mniejszym stopniu obciążają trzustkę. Różnice występują nawet w stopniu „zmielenia” suplementów oferowanych przez różne firmy, przez co będą one mniej lub bardziej drażniły jelita. Ilością podrobów w przepisie regulować możemy częstotliwość wypróżniania się. Co zaś się tyczy chorób układu pokarmowego lista korzyści wynikających z indywidualnego dobrania suplementów jest tak długa, że nie ma sensu nawet zaczynać
Warto o tym wszystkim wiedzieć, ponieważ nie wszyscy weterynarze dysponują wiedzą na temat wpływu diety na choroby wchodzące w zakres ich specjalizacji.
Tu Teide spotkała kolejną wspaniałą osobę, a mianowicie panią zoodietetyk Monikę Sankowską, która wzięła ją pod swoją opiekę całkowicie pro bono. Jej ogromna wiedza zupełnie odmieniła sposób karmienia Teide i wywarła wielki wpływ na dobrostan koteczki. Podczas długiego wywiadu omówiłyśmy szczegółowo sytuację kotki, zaś przed wizytą wypełniłam kartę wywiadu dietetycznego i przesłałam wszystkie niezbędne wyniki badań. Tak wnikliwa analiza przypadku Teide pozwoliła skomponować dietę będącą obecnie jednym z kluczowych elementów leczenia kotki.
Choć od początku pokochałam Teide w wyjątkowy sposób, nie brałam pod uwagę wzięcia jej do siebie na DT, a to ze względu na specyficzny układ sił w naszym domowym stadzie. Wszystkim rządzi Królowa Frida, sprawująca władzą żelazną łapką, a nasze życie płynie rytmem ustalonym przez nią. Z kolei Tamara z dumą sprawuje rolę najwyższej kapłanki w jednoosobowym kościele im. Królowej Fridy. Wprowadzenie do nich 11-letniej, głuchej i chorej na wiele sposobów kotki wydawało mi się nie do przejścia. Nie wiedziałam, kto mógłby sprawić więcej kłopotów - ognista Frida czy bardzo terytorialna Tami. Doszłam jednak do momentu, w którym spędzałam tyle czasu martwiąc się o kupki Teide, apetyt Teide, czy brzuszek Teide jest napięty itd., że w końcu wzięcie jej do siebie okazało się najlepszym rozwiązaniem. Tu muszę poświęcić chwilę na zachwyt nad moimi dziewczynkami. Stanęły na wysokości zadania bardziej, niż mogłabym przypuszczać w najśmielszych snach. Tami miała co prawda momenty ostrzegawczego pomiaukiwania, jednak przy jej zaborczym charakterze dokocenie przebiegło i tak w najlepszy możliwy sposób.
Zabierając Teide do siebie, spakowałam do transportera skulonego, przerażonego i zahukanego kota. W domu wypuściłam zaś zupełnie inną kotkę, na prostych łapach, uważną i bystrą. Bez trudu przystosowała się do nowego miejsca i nowych kotów, zaś jej największym problemem pozostaję ja
Od razu zrozumiałam też, co ortopeda miał na myśli, opowiadając o przeszłości Teide. Kotka wciska się w każdy najmniejszy otwór lub szczelinę, zwłaszcza tam, gdzie nie powinno jej być. Pod szafę, za łóżko, pod kaloryfer, za kanapę - pcha się w najtrudniej dostępne miejsca, dociążając swój i tak bardzo chory już kręgosłup. Na bieżąco przeorganizowuję mieszkanie tak, by nie mogła tego robić, ale na początku namierzałam ją głównie po smrodzie obróżki uspokajającej.
Wspólne mieszkanie rozpoczęłyśmy jednak od kryzysu wymiotkowo-sraczkowego. O ile brak apetytu i wymioty pojawiły się jeszcze w fundacji, o tyle rozwolnienie wystąpiło już u mnie. Bezsenna noc, godziny scrollowania internetów, poranna konsultacja z dietetyczką i fizjoterapeutką, i mamy to - odżywka białkowa dla kotów wyniszczonych, zmagających się z chorobą, zawierająca aż 88% hydrolizowanego białka o wysokiej przyswajalność i śladową ilość tłuszczu (który ogólnie jest niewskazany przy zapaleniu jelit). Nie jest to rozwiązanie długoterminowe, lecz doraźne, ale w tamtej chwili najlepsze. Do tego arginina aakg, aminokwas uczestniczący w syntezie m.in. białka, polecany zarówno w stanach zapalnych jelit, jak i przy budowaniu masy mięśniowej. Z tym wsparciem pokonałyśmy nerwowy epizod. Drugi nastąpił wkrótce, kilka dni po przestawieniu Teide na gotowany odpowiednik diety BARF. Po początkowej pozytywnej reakcji nastąpił kryzys analogiczny do poprzedniego. Tym razem rozwiązanie leżało zupełnie gdzie indziej, a ja nie od razu na nie wpadłam. Zafiksowana na punkcie IBD zapomniałam o innej powszechnie występującej kociej chorobie, znanej pod nazwą „w dupie się poprzewracało” Powodem zachowania Teide nie była wcale enteropatia jelitowa, lecz rodzaj mięska. Na szczęście Pani Monika przygotowała dla Teide aż 4 różne przepisy i przy drugim kotka bez mrugnięcia okiem zabrała się za jedzenie.
Od momentu przejścia na gotowany odpowiednik diety BARF kupki Teide znacznie się poprawiły - mają już właściwy kolor i przestały tak okropnie śmierdzieć. Już następnego dnia po wprowadzeniu drugiego przepisu po raz pierwszy raz widziałam, jak Teide się myje! Ostatnio stwierdziłam też, że nasza gwiazda ma naprawdę piękne wibrysy. No i najważniejsze - gromadzi masę (i to po bożemu, a więc w mięśniach, a nie tłuszczyku).
Co zaś się tyczy samej zmiany otoczenia, Teide okazała się prawdziwą lwicą salonową i sypialnianą. Bardzo szybko wpakowała się do łóżka (tak, ten kot skacze), codziennie poszerza też teren po którym się porusza (za zgodą rezydentek). Chodzi coraz ładniej, na wyprostowanych łapkach. Progres ten bardzo pozytywnie wpłynął na ogólną sytuację mieszkaniową naszego gospodarstwa domowego Teide na stałe przeniosła się do łóżka i przestała sypiać w kuwetach, dzięki czemu mogłam zmniejszyć ich liczbę do 5. Tym samym przestała też wyciągać z kuwet tony żwirku, więc trochę rzadziej odkurzam. Teide wie już, gdzie zgłosić się po więcej jedzonka, na którym kocyku śpi się najwygodniej, że tych dwóch czarnych nie trzeba się bać, a ta duża na dwóch nogach może i nie budzi zaufania, ale za to potrafi otworzyć lodówkę.
Kotka odnajduje się w domu tak perfekcyjnie, że ciężko mi uwierzyć, żeby go nigdy nie miała.
Pisząc wcześniej o słuchu Teide celowo nazwałam go „kiepskim” zamiast użyć określenia „głucha”. Jestem bowiem na 100% pewna, że Teide słyszy głośne dźwięki. Można to jednak zauważyć tylko wtedy, gdy jest zrelaksowana lub śpi. Gdy jest przytomna, kompletnie zamiera i nie daje po sobie poznać, że cokolwiek słyszy. Dosłownie kamienieje. Myślę, że to właśnie takie zachowanie sprawiło, że Teide uznana została za całkiem głuchą.
W trakcie styczniowej wizyty ortopeda zwrócił uwagę na to, że w obecnym stanie Teide nie jest w stanie należycie zadbać o swoją higienę. Choć z pozoru kręgosłup i uszy nie mają ze sobą aż tak wiele wspólnego to w praktyce kot potrzebuje 4 sprawnych łap by je czyścić czy w ogóle móc się podrapać. Tymczasem Teide nie sięga do uszu żadną ze swoich łapek. Miałam więc z tyłu głowy, że należy się wybrać do weterynarza, który obejrzy jej uszka, a wizytę tę przyspieszył niewielki guzek, który wyczułam pod skórą jej lewej przedniej łapki. Wybrałyśmy się więc do pani doktor, która najpierw zbadała dokładnie uszy Teide. Ich budowa okazała się prawidłowa z zewnątrz. Problem kryje się więc głębiej. Niezbędne byłyby kolejne badania, obciążające nerki. Na ich przeprowadzenie być może zdecydujemy się w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Podczas tej samej wizyty pobrana została próbka z guzka na łapie. Pani doktor przypuszcza, że będzie to nerwiak (wtedy istnieje prawdopodobieństwo uniknięcia operacji) lub nerwiako-coś (i operacja będzie konieczna). Wyniki powinny przyjść w przyszłym tygodniu.
Dalsza diagnostyka układu słuchowego ląduje do kategorii nice to have. Must have jest natomiast zrobienie porządku w paszczy - jak dziewczynka ziewnie, to może się zakręcić w głowie. Chore zęby to nie tylko ogromny dyskomfort, ale i ryzyko pogorszenia stanu zdrowia koteczki. W trakcie najbliższej wizyty kontrolnej u doktor prowadzącej - czyli 6.03 - podjęta zostanie decyzja, czy Teide dostanie zgodę na zabieg stomatologiczny. Już teraz wprowadziłyśmy jednak do naszej rutyny dbanie o ząbki. Wielkiej zmiany to nie zrobi, bo niezbędny jest zabieg, ale jeśli odejmie Teide choć 1% cierpienia to wciąż warto!
Patrząc na wszystkie przeżycia Teide mam wrażenie, że wszechświat dosłownie uwziął się na tę drobną koteczkę. Nerki bez zmian, więc dajmy po jelitach. Fizycznie progres to pora na guzka. Znalazł się DT? No to kryzys jelitowy! Wszechświat nie wie jednak, że Teide nie jest już bezbronna i nie walczy sama W jej narożniku gromadzą się kolejni specjaliści, zaś coraz liczniejszy #teamTeide stanie na głowie, by pomóc jej wyjść na prostą.
Czasem myślę sobie „łał, gdyby tylko Teide rozumiała, ile osób się dla niej stara…”, ale wiecie co? Nie ma żadnego powodu, by Teide czuła wdzięczność. Wręcz przeciwnie - nasze zaangażowanie jej się po prostu należy. Po latach obojętności, zaniedbań i krzywd po prostu jesteśmy jej to winni.
Los rzuca kolejne kłody pod kulawe łapki Teide, a opis jej przeżyć może brzmieć dramatycznie, jednak zupełnie szczerze jestem przekonana, że czeka ją wiele szczęśliwych lat. Mam nadzieję, że Teide też nie widzi przeszkód Kluczowe będą teraz wyniki dotyczące guzka, a następnie wizyta u doktor prowadzącej, która określi ogólny stan kota i zadecyduje, czy możemy umawiać się na ząbki.
Niezmiennie kontynuujemy też fizjoterapię. Oprócz masaży i naświetlań, Teide regularnie ma zakładane świeże tejpy. Nie jest to rozwiązanie docelowe i pewnego dnia przyjdzie pora by pomyśleć o ortezie, ale nie jest to problem na teraz. Tejpy trzymają się świetnie, po 10 dni (a i wtedy schodzą dopiero po użyciu tłustej substancji), co jest zasługą wiedzy fizjoterapeutek oraz wykorzystania specjalistycznych tejpów, stworzonych z myślą o futrzanych pacjentach, a nie uniwersalnych „ludzkich”.
Poniżej zdjęcia ilustrujące drogę Teide do lepszego życia. Nie są to najświeższe zdjęcia. Te z domu załadowałam wczoraj wieczorem i wrzucę je tutaj, jak tylko będą obrobione.
Wizyta kontrolna fizjoterapeutyczna z 9.01
Tak spokojnie śpiącą Teide widziałam tu po razy pierwszy
Kolejne zabieg fizjoterapeutyczne
Teide na magnetoterapii, na łapce widać tejpy
Podróż z fizjoterapii na wizytę u dr prowadzącej w mroźny poranek przy temperaturze -6 stopni
Mój Boże ile to biedactwo przeszło w życiu Teraz z tymi wszystkimi wizytami też lekko nie ma, gdyby tylko wiedziała, że to dla jej dobra i oby to dobro w końcu jak najszybciej nadeszło.
Trzymaj się maleńka
U fundacyjnych kotów najbardziej lubię moment, w którym „przepraszam, że żyję” zmienia się w „człowieku, puchu marny, gdzie moje trzecie śniadanko?”. To znak, że wszystkie elementy wszechświata wracają na właściwe miejsce - kot jest słońcem, a człowiek może mu pokornie służyć.
Z Teide przechodzimy właśnie ten etap. Patrzy na mnie ciężkim, pełnym wyrzutu wzrokiem, jakby chciała zażądać wezwania managera lub odszkodowania za fatalne warunki pobytu. Mam ochotę obsypać ją wszystkimi smaczkami tego świata, jednak do trzymania ścisłej diety motywuje mnie to, jak bardzo jej służy. Brzuszek Teide przestał być nadętym, żyjącym własnym życiem balonikiem. Jej kupki nie są jeszcze typowymi bacfowym (Biologically Appropriate Cooked Food, czyli gotowany odpowiednik diety BARF) zmumifikowanymi bobkami, lecz wyglądają wprost perfekcyjnie i nie mają żadnego zapachu. Kotka zwiększyła już zakres ruchu na tyle, bo móc się podrapać, umyć czy przeciągnąć - a wraz ze wzrostem siły i zakresu ruchu rośnie też komfort jej życia. Do gry wraca ponadto ogonek, który przestaje być smętną końcówką kociego ciałka, ciągnącą się bez życia za dupką - Teide zyskuje moc i w ogonku, manifestując to machaniem nim, by okazać swoje niezadowolenie.
Na tym jednak koniec radości, bowiem życie po raz kolejny uderzyło w nas z pełną mocą.
Ponieważ cytologia pobranej z guza na łapce próbki okazała się niejednoznaczna, udałyśmy się do onkologa. Pani doktor zbadała wszystkie narośle na ciele Teide (kicia ma jeszcze dwie na prawej łopatce oraz dwie na lewym bioderku) i orzekła, że o ile tymi na biodrze i łopatce nie musimy się martwić, o tyle tą na lewym nadgarstku już tak. Guzek wykazuje liczne cechy zbieżne z mięsakiem (np. umiejscowienie czy sposób, w jaki „porusza się” pod skórą), lecz nie wszystkie (bo jest miękki, a mięsaki są twarde). Zaistniała zatem potrzeba wykonania biopsji nacięciowej. Broń Boże nie wycinać guzka, bo jeśli to mięsak to wycięcie go bez marginesu spowoduje błyskawiczny odrost w jeszcze większym rozmiarze. Z łapki nie da się jednak wyciąć guza z marginesem, dlatego często wykonuje się amputację całej łapki. Możecie wyobrazić sobie moją minę - przednie łapki to jej silniejsze i miałybyśmy się jednej z nich świadomie pozbyć??? W takim wypadku patrzymy na rachunek zysków i strat, a strata silniejszej łapki zdecydowanie zaprzepaściłaby szanse Teide na normalne życie. Istnieją jednak inne opcje, obejmujące wycięcie bez marginesu, jednak z dodatkową radioterapią, lecz zanim jakiekolwiek decyzje zostaną podjęte, konieczny jest wynik badania histopatologicznego pobranej z guza na łapce próbki.
Jak wiecie, zależało mi na zrobieniu porządku w paszczy Teide. Co prawda po zmianie diety przestało jej tak okropnie śmierdzieć z pyszczka, ale myśl o tym, że kicia żyje z nieustającym bólem buzi nie dawała mi spokoju. Wiedziałam jednak, że pobranie próbki z guzka na łapie jest absolutnie najpilniejsze, tak więc na wizycie kontrolnej zamierzałam spytać o zgodę na znieczulenie niezbędne dla przeprowadzenia zabiegu. Tu dochodzimy do momentu, gdy życie znów potraktowało Teide w najgorszy możliwy sposób. Pani doktor w badaniu usg znalazła bowiem dwa duże guzy na nerce Teide. Duże, bo o średnicy aż 1,1 cm, co przy jej drobnej posturze oznacza naprawdę ogromne zmiany. Pani doktor sama była przerażona tym, że guzy tak szybko urosły do takich rozmiarów - przecież w usg z 19-ego stycznia jeszcze w ogóle ich nie było! Dodatkowo źle wygląda śledziona - już wcześniej miała niewłaściwy, marmurkowaty miąższ, jednak od ostatniego badania śledziona znacząco się powiększyła. Co więcej, węzły chłonne Teide również wyglądają bardzo źle
Z pozytywnych wieści, jelita i żołądek kici zaliczyły znaczącą poprawę. Jest to duży sukces, bowiem w 5 tygodni diety przeszliśmy z zaostrzenia IBD do remisji. Jest to jednak słodko-gorzka informacja, gdyż oznacza, że stan śledziony i węzłów niekoniecznie wynika z narastającego stanu zapalnego w organizmie.
W związku z tym wszystkim, oprócz biopsji nacięciowej guza na łapce konieczna jest także biopsja nerki i śledziony lub węzłów chłonnych.
Póki nie ma wyników histopatologii, nie ma diagnozy ani rokowań - chciałabym to bardzo mocno podkreślić. Sytuacja nie wygląda jednak dobrze Wszystkie guzy urosły w naprawdę w niesamowicie szybkim tempie do dużych rozmiarów. W dodatku w tym samym czasie, co może oznaczać, że wszystkie są przerzutami, a co za tym idzie - w jej drobnym ciałku kryje się jeszcze zmiana pierwotna. To wszystko to jednak dywagacje - zaznaczam po raz kolejny. Jutro przyjdą wyniki krwi i moczu Teide. Również jutro dr Strychalska konsultować się będzie z panią onkolog Teide. Wieczorem lub w piątek rano dowiemy się, jakie dalsze kroki będziemy podejmować.
Co gorsza wszystko to wpływa także na fizjoterapię, która przecież daje takie wspaniałe efekty. Zrezygnowałyśmy już z laseroterapii, a po dzisiejszej wizycie skonsultowałam się z terapeutką - z masaży także rezygnujemy. Wszystko, co bodźcuje i wzmacnia ciałko Teide, tak samo wpływać może na guzy.
Co za koszmar!! Dzięki temu, że na wizycie towarzyszyła nam Megi, udało mi się nie rozpłakać w gabinecie. Rozkleiłam się dopiero w samochodzie, rozmawiając z moją mamą, która przecież nazywa siebie „babcią” Teide. Czy naprawdę teraz, gdy po latach tułaczki, cierpienia, głodu i mrozów, gdy kotka doczekała się rodziny i domku, życie musi dojechać ją jeszcze bardziej?
Samopoczucie kotów bardzo silnie rezonuje z samopoczuciem opiekuna. Dołożę więc wszelkich starań, żeby Teide nie odczuła moich nerwów. Będziemy więc kontynuować wspólne śniadanka i wieczorne przytulanki. A w miłości Teide okazała się niesamowicie namiętna. Uwielbia drzemać pod kocem. Chrapie, chrumka, ciumka, stęka, sapie i ślini się. Wciska główkę w mój łokieć i mruczy jak traktor. Uwielbia masaże brzuszka i tylnych łapek, w trakcie których wyciąga się i przebiera pazurkami. Ja z kolei uwielbiam jej różowe poduszki na łapkach i różowy nosek (rezydentki są calusieńkie czarne). Będę więc - jak dotychczas - tulić kotka, całować każdą łapkę z osobna i każde uszko. Choć czuję się, jakbym ukrywała przed nią straszną tajemnicę. Ale cóż, będę ukrywać - mój stres, moje zmartwienie i moje nerwy w oczekiwaniu na wyniki. Patrząc realnie - jeśli dostaniemy zielone światło na znieczulenie i zabieg pobrania próbek odbędzie się, czekają nas jeszcze 3-4 tygodnie czekania na wynik histopatologii (lub nawet więcej). Oznacza to dla mnie tygodnie bezsennych, przepłakanych nocy, lecz dla Teide - tygodnie życia w dostatku, jak gdyby nic się nie stało. To właśnie motywuje mnie do działania - nie ważne, co nas czeka, ważne jest to, jak spędzimy bieżące chwile.
Najfajniejsze miejsce pod słońcem - łóżeczko:
Ach, jak miło móc się podrapać...
...a nawet trochę umyć:
Nawet na fizjoterapii robi się błogo, a wręcz drzemkowo:
Superaśne spanko - księżniczce należy się największa podusia w domu!
Wizyta u onkolożki - mamo, chcę do domu:
Teide tak angażuje się w drzemki, że zdarza się jej spaść z podłokietnika między poduszki. Ale co tam! Jest ciepło - jest spanko:
Kanapa nie jest tak super, jak łóżko, ale można się na niej przekimać, więc w ostateczności akceptujemy:
Gdybym przeczytała tylko trzy pierwsze wersy...
Teide zrobiła niesamowity postęp. Przemiana z wystraszonej kulki w rozkapryszoną księżniczkę cieszy (człowiek powinien znać swoje miejsce w szeregu). Bardzo cieszyło to, że Teide dostała ogromne wsparcie - Panie fizjoterapeutki i Pani dietetyk. Wszystko wskazywało na to, że będzie lepiej...
Zdecydowanie nie na takie wiadomości wszyscy czekaliśmy.
Bardzo mi przykro. Ciężko znaleźć słowa, które mogłyby pocieszyć.
Cały czas trzymam kciuki za Teide.
Trzymajcie się dzielnie.
_________________ Mruczenie jest bardzo ważne. Mruczenie wygrywa za każdym razem. (T. Pratchett)
Po dwóch dniach wylewania łez i uzupełniania utraconych w ten sposób płynów winem przyszła pora by wziąć się w garść. Do ogarnięcia się zmotywowała mnie sama Teide. W czwartek, dzień po wizycie, jak gdyby nigdy nic uniosła tylną łapkę wysoko, aż za główkę, by umyć sobie dupkę. No takich pozycji to ja jeszcze u niej nie widziałam. Wstawiłam ją też na wagę - 2,61 kg. W ostatnim czasie krążyła w okolicy 2,58 kg, potem spadła do 2,5 kg, dlatego widok 2,61 kg na wadze bardzo mnie ucieszył. To uświadomiło mi fakt, o którym zapomniałam - w domu mam kota, a nie tylko jego wyniki czy parametry. A kota ma się - oczywiście jak na jej możliwości - coraz lepiej zamiast coraz gorzej.
Wraz z wynikami krwi i moczu przyszedł też komentarz i wytyczne dr prowadzącej. Dowiedzieliśmy się z nich, że Teide ma niewielki problem z anemią, jednak uwzględniwszy potencjalne zagrożenie nowotworowe, nie mamy tego jak leczyć Konieczne byłoby bowiem podanie witamin, żelaza i/lub darbepoetyny, a wszystko to może nasilić wzrost zmian. Niestety wzrósł mocznik. Zdaniem pani dr może być to wynikiem dwóch guzów umiejscowionych na nerce Teide. Przyznam, że mocno mnie to przybiło, bowiem uświadomiłam sobie, że nawet jeśli zmiany nie okażą się rakowe, to i tak dociążają chore już nerki kici. Co więcej musimy odstawić Nefroloxan, który wspierając nerki, wspiera i zmiany. Do zbicia mocznika zostaje nam zatem Porus One i probiotyk. W moczu wyszedł niewielki białkomocz, który nie wymaga na razie leczenia.
Z pozytywnych wieści - odstawiamy zastrzyki B12, których nie lubiła ani Teide, ani ja choć każda z nas z innych względów
Najważniejszą informacją była jednak zgoda na znieczulenie potrzebne do pobrania próbek do badania histopatologicznego. Ze względu na zróżnicowane umiejscowienie guzków w zabiegu weźmie udział aż dwóch weterynarz - chirurg pani dr Rother i onkolog pani dr Marzec. Próbki zostaną pobrane z guza na łapce, guza na nerce oraz ze śledziony. Zabieg już… dzisiaj, jako iż wstawiam ten post po północy. Niedługo nałożę Teide dokładkę kolacji i mam już ustawiony budzik na 5 rano by upewnić się, że wszystko zjadła (a jeśli nie to odstawić miseczki). Od jutra będę więc skreślać dni w kalendarzu, czekając z niepokojem na wyniki badania HP.
Na codzienne dobre funkcjonowanie Teide składa się wiele drobnych elementów, tworzących przysłowiowy domek z kart - jeśli jeden wypadnie, kotek ma gorszy dzień. Mam tu na myśli na przykład to, że:
Teide musi dostawać małe porcje jedzenia, ale często, dlatego konieczne są dwa posiłki w nocy. Jeśli któryś z nich ominie (bo np. nie otworzy się karmnik) wcale nie rzuci się z apetytem na śniadanko. Wręcz przeciwnie - będzie ją bolał brzuszek i będzie leżeć ze zbolałą miną dopóki jej go nie rozgrzeję i nie rozmasuję.
Teide absolutnie nie można pozwolić się izolować. Im dłużej przebywa z dala ode mnie tym bardziej „zapomina”, że zdążyła mi już zaufać i polubić bliskość, a przekonanie jej do siebie chwilę zajmuje. Trochę jakby procesy dziczenia i oswajania zachodziły u niej w ekspresowym tempie.
Dziewczynka koniecznie musi jeść jedzonko w temperaturze pokojowej. Nie może dostać zbyt zimnego, bo boli ją brzuszek. Nie może jednak leżeć poza lodówką zbyt długo, bo… sami zgadnijcie Pilnuję więc bardzo temperatury jedzenia - do karmnika na 24 dostaje porcję prosto z lodówki (zdąży ocieplić się w karmniku), zaś do tego na 4 rano dokładam jeszcze wkład chłodzący, żeby jedzenie nie leżało za długo w cieple. Jeśli danego dnia akurat pracuję z biura, nastawiam karmniki na dzień w identyczny sposób.
Każda część ciała Teide reaguje na dotyk inaczej. Głaskanie tylnych łapek relaksuje ją i sprawia, że się wyciąga na całą długość. Podrapana pod bródką wciska pyszczek w moją rękę. Głaskana po karku wypycha łopatki wysoko, wysoko, by wtulić się w dłoń. Lekiem na całe zło jest natomiast masaż brzuszka, który rozwiązuje mniej więcej 95% kocich problemów.
Dwie ulubione kuwety Teide koniecznie muszą być ustawione w odpowiedni sposób, żeby łatwo jej było do nich wejść i załatwić w komforcie.
Takich zasad mogłabym przytoczyć jeszcze więcej. W obliczu zagrożenia nowotworem obsesja na punkcie diety i dobrego samopoczucia wydawać się może trywialna, ale jestem innego zdania. Jakakolwiek nie będzie diagnoza i jakiekolwiek nie czeka nas leczenie, organizm Teide musi być jak najsilniejszy, by sobie z nim poradzić. Lekarze będą ją leczyć, a moim zadaniem jest najlepsze przygotowanie Teide do walki.
Właśnie dlatego nie odpuściłyśmy całkowicie fizjoterapii, a zmodyfikowałyśmy ją. Nie bez powodu to właśnie Dominika z AquaDog jest fizjoterapeutką zarówno Teide, jak i moich dziewczynek - nie przyjmuje ona słowa „nie” za odpowiedź i zawsze szuka rozwiązania. Wykluczyła wszystkie ćwiczenia mogące skutkować niepożądaną stymulacją guzów, za to zaplanowała masę innych aktywności, wzmacniających kotka w bezpieczny sposób. Szczegóły zostawię jednak na następny post, bowiem godzina coraz późniejsza, a budzik nastawiony na piątą :p
Ponadto Teide absolutnie nie umie w stado. Od Agnieszki, która ją odłowiła wiem, że kicia od zawsze była samotniczką, a teraz rozumiem już, dlaczego. Wielkim problemem jest przede wszystkim jej fatalny słuch, nie pomaga też przewrażliwienie na punkcie ryjka - Teide nienawidzi dotykania jej pyszczka. W pierwszych tygodniach po przeprowadzce Tami chciała zaprzyjaźnić się z nową koleżanką. Gruchała do niej przyjacielsko, stojąc z boku, lecz oczywiście Teide tego nie słyszała. Gdy zachęcona brakiem sprzeciwu Tamara podeszła bliżej, Teide podskoczyła i zdenerwowała się, a Tamcia przestraszyła i uciekła. Podobnie sytuacja ma się z Fridą. Czasami ona i Teide obwąchują się uważnie nosek w nosek (a ja ocieram łzy wzruszenia), jednak gdy tylko Frida o milimetr przekroczy niewidzialną granicę, Teide prycha i próbuje zdzielić Fridkę łapką. Fridusia - choć trójnoga - jest bardzo sprawna i jeszcze nigdy łapka Teide nie zdołała dosięgnąć celu. Mimo wszystko, obie rezydentki ewidentnie nie traktują Teide jako zagrożenia czy intruza. Po prostu ignorują tę chudą, człapiącą w swoim tempie kotkę.
Na koniec chciałabym tylko dodać to, co już widzicie na forum - Teide zmieniła status na kotkę paliatywną. Nie chcę jednak myśleć o niej, jak o kocie, który nie doczekał się swojego domu stałego ze względu na stan zdrowia. Nie byłoby mnie stać na pokrycie kosztów jej leczenia, jednak dysponują odpowiednią fiksacją na punkcie fizjoterapii i diety Oraz rzecz jasna na punkcie samej Teide. Nie mogę się zdecydować, czy ładniej pachną jej łapki, czy brzuszek (i nie patrzcie na mnie dziwnie, wiem, że też wąchacie koty ). Codziennie wymyślam jej z 10 nowych przydomków i robię 100 nowych zdjęć. Uwieczniam każdy ważny moment w życiu Teide… czyli właściwie po prostu każdy Choć poprawiło jej się futerko, to na wygolonym do usg brzuszku wciąż prześwituje różowy brzuszek, co wygląda zupełnie jak u małego kociątka. Podobne wrażenie sprawia jej różowy noseczek wieńczący białe pulaski. Rozpływam się nad Teide, a ona coraz rzadziej rzuca mi swoje firmowe, ciężkie spojrzenie. Coraz częściej mogę się położyć koło niej, nie płosząc do ucieczki. Mogę też położyć koło niej miseczkę czy przejść obok legowiska, nie powodując natychmiastowej ewakuacji. Tylko z pozoru są to małe rzeczy - dla mnie i Teide są ogromne!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]