Początek losów kociąt z Nysy można przeczytać tutaj Nysa i kocięta
Chilli to biało-bura koteczka o delikatnym brązowym odcieniu futerka, która z łatwością zachwyca swoim wdziękiem i urodą. Można by ją opisać jako „słodkie Chilli” – z jednej strony subtelna, a z drugiej odważna i gotowa do psot. Na ten moment jest nieco śmielsza od swoich równie delikatnych sióstr – Kurkumy i Harissy – i chętnie korzysta z każdej okazji, by trochę nabroić.
Chilli, jak wszystkie kocięta z rodzeństwa, jest bardzo przywiązana do swoich kocich braci i sióstr. Szczególnie dobrze dogaduje się z Oregano – w duecie tworzą dwie urocze, towarzyskie dusze, które wspólnie szukają bliskości człowieka i uwagi. Co więcej, Chilli i Oregano potrafią dosłownie przepychać się między sobą, rywalizując o to, kto pierwszy zostanie pogłaskany. Ich rywalizacja jest pełna uroku i pokazuje, jak bardzo cenią sobie kontakt z człowiekiem.
Chilli to kotka o wyjątkowym charakterze, łącząca w sobie delikatność z odrobiną psotnego temperamentu. W przyszłym domu wniesie mnóstwo ciepła, radości i wdzięku, stając się nieodłączną częścią rodziny.
Kolejny Sylwester za nami. Najstraszniejszy dzień prawie dla każdego zwierzaka. Mimo rosnącej świadomości społecznej, wielu próśb o nie strzelanie, obchodzony cięgle hucznie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Choć wydaje mi się, że z każdym rokiem trwa to krócej, jest więc może nadzieja.
Fundacyjny szpitalik został na ten wieczór zabezpieczony:
na zniwelowanie błysków okna zasłonięte, klatki przykryte, światło zapalne,
na huk włączona pralka.
Na szczęście koty zniosły to dobrze, bardziej zainteresowane dyżurną niż zamieszaniem za oknem.
Poprzedni rok był dla Chili dobry – przeżyła powódź, znalazł pomoc. Miejmy nadzieję, że nadchodzący rok będzie jeszcze lepszy i dostanie swojego człowieka na własność
Po przywiezieniu mała nie spieszyła się z okazaniem swojego osławionego uwielbienia do człowieka i rzekomej psotnej natury - wystraszona, siedziała z tyłu klatki, a kiedy z niej wyszła (z niewielką pomocą), zabunkrowała się pod fotelem, sycząc i bucząc na wszystko, włącznie z bratem i własnym odbiciem. Nowe miejsce zdecydowanie nie wzbudziło w niej entuzjazmu, do tego stopnia, że nie kwapiła się nawet do jedzenia, co nas zmartwiło, zwłaszcza, iż Chili wyglądała raczej jak przerośnięty szczur niż kociak. Niemniej skorzystała z kuwety i cośtam skubnęła, więc nie było dramatu.
Przez kolejne dni mała eksplorowała nieznaną sobie przestrzeń w sposób ostrożny i rozważny, zupełnie jakby spodziewała się, że w każdej chwili może wyskoczyć na nią jakiś potwór (w sumie miała rację, zważywszy na charakter jednej z rezydentek o wdzięcznym imieniu Burak). Ku naszej radości do uroków miski przekonała się bardzo szybko i nie minęła doba, a jadła już jak normalny kociak, czyli z prędkością odkurzacza przemysłowego średniej wielkości. Zaczęła też urządzać sobie z Oregano szaleńcze gonitwy, plądrować koszyczek z zabawkami oraz stojak z wędkami, a nawet dokonywać skandalicznych aktów wandalizmu (R.I.P. doniczki i pepperomio raindrop). Krótko mówiąc - poczuła się jak w domu. Zyskała też domową ksywkę - Cici (kiedy jest grzeczna) lub Chilisława (kiedy grzeczna nie jest, a być powinna).
Mała bardzo szybko okazała, że człowiek jest dla niej numerem jeden. Wobec rezydentów jest bardzo uprzejma, bez problemu odczytuje wysyłane przez nich sygnały, dzięki czemu pozostaje w stanie spokojnej neutralności z całą czwórką - ale na dłuższą metę niezbyt potrzebuje innych kotów. Z bratem czasami bawi się do upadłego w kociakowe gonitwy, ale jeśli tylko alternatywą jest kontakt z którąś z nas, wybór jest oczywisty. Chili kocha być brana na ręce, tulona, noszona (potrafi siedzieć na ramieniu jak papuga, czasem nawet usiłuje ułożyć się w takiej pozycji), a spanie na czyichś plecach albo brzuchu to już w ogóle czysta wspaniałość. Bardzo lubi wtulać mordkę w twarz lub szyję, czasem zasypia, wtykając mi nos w ucho. Regularnie doznaje ataków miłości - potrafi wtedy skakać nam w ramiona z podłogi/stołu/drapaka i szaleńczo ocierać się małym pyszczkiem o twarz i ramiona. Czasami w ferworze miłości zaczyna podgryzać, ale robi to bardzo delikatnie i wystarczy ostrzegawcze "ej!", żeby natychmiast przestała. To bezsprzecznie jeden z najsłodszych i najbardziej uroczych kociaków, z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia.
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.