który mieszkał dotąd na terenie gazowni, gdzie dbali o niego pracownicy.
Niestety w obliczu obecnych mrozów maluch, pomimo dokarmiania,
nie miał szans na przeżycie na dworze, więc z błogosławieństwem Prezesi,
za moim pośrednictwem i przy pomocy M i M nastąpiło przejęcie zwierza

który w przerażeniu zwiewał raczej chyżo.
Wizyta u weta przebiegła pomyślnie - oprócz czerwonego gardła i głuchego brzucha
nic więcej nie budziło zastrzeżeń. Uszy czyste, oczy czyste.
Mały został odpchlony, płeć kocurowata potwierdzona.
Mały Gazol jest półdziczkiem i niestety od poniedziałku nie mam postępów w oswajaniu.
W dużym pokoju siedzi Pola, w małym on - oczywiście najchętniej pod łóżkiem,
a rozdwoić się i siedzieć z obojgiem niepodobna.
Póki co, po wtorkowym zabiegu więcej uwagi należało się Poli.
Dziś jednak już na bank zorganizuję się klatkowo, żeby syczącemu potworowi
socjalizację przyspieszyć - niech pozna techniki Cioci Krysi

a na pewno wyjdzie z niego przesłodka przylepa
