
I w czwartek wieczorem przybyło takie coś:



Stan tragiczny - odwodniona, wychudzona, ledwo żywa. Do tego jeszcze biegunka. Wetka nie gwarantowała, że maleństwo przeżyje. I faktycznie - jak ją zobaczyłam, leżała i tylko delikatnie unoszące się przy wdechu boczki wskazywały, że tli się w niej jeszcze życie.
Nie byliśmy przygotowani na coś takiego - u nas nieszczepione, ledwo wyleczone maluchy, w innych DT brak miejsc. W pierwszej wersji miała trafić do suszarni - ale tam nie miałaby szans.
Na szczęście zlitowały się nad nią nasze Sąsiadki


Trzymamy kciuki, aby było już tylko lepiej
