Krótko o kociakach przed złapaniem
"Pingwinek" był najbardziej odważny, rozbrykany i głodny gdy go spotkaliśmy na swojej drodze

poczuł jedzenie i od razu był przy misce. Nie zważał za bardzo na nas. Byle byśmy go oczywiście nie dotykali

Był bardzo żywiołowy i wypuszczał się w najdalsze wędrówki od mamy. Wszystko go interesowało po wyjściu z krzaków

nawet pobawił się z nami gałązką.
"Czarnulek" to taki bardziej kopiujący pingwinka był

patrzył, podchodził, uciekał ale jak zobaczył, że tamten maluch wcina i krzywda mu się nie dzieje, to podchodził, interesował się i jadł

przeważnie próbował być tam gdzie drugi i go naśladować.
"Burasek" nigdy daleko od mamy...

na szczęście jak je zauważyliśmy, to mama była niedaleko. Najbardziej płochliwy, przestraszony, niepewny. Czas spędzał głównie w pobliżu mamy. Nawet na drugi dzień, gdy przyszliśmy, to spał przy niej (w przeciwieństwie do pozostałych). Ale jego najszybciej udało się złapać

sam wszedł do transportera zwabiony jedzeniem

U weta faktycznie maluszki nie były zadowolone. Na szczęście Pani wet zbadała dokładnie ogonek "Buraska" i orzekła, że trzeba go amputować. Jutro operacja. Mamy nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze
A teraz maluszki są u nas, mają osobny pokój na razie. Integracja z naszymi sierściuchami dopiero za jakiś czas. Zdamy relację jak maluchy reagują na inne kociaki. Póki co, jedzą ładnie, raz chrupki, raz mokre wedle upodobań

qupy też nie budzą na razie podejrzeń. Niestety małe dzikuski są bardzo przestraszone i uciekają przed nami

potrzebują czasu
