I tu się zaczęły schody - mała ma w buzi stan zapalny, z którego smrodek wynika. Dziąsła ma czerwone i opuchnięte. Dodam, że poza tym nie ma żadnych objawów, szaleje jak szatan, a żarełko ciągnie jak odkurzacz.
Wstępna diagnoza to zapalenie jamy ustnej, najprawdopodobniej plazmocytarno-limfocytarne.
Trochę poczytałam na ten temat i jestem nieco przerażona.
I teraz moje pytanie: miał ktoś do czynienia z czymś takim? Jak to można dalej diagnozować? Co robić i jak leczyć?
Na razie mamy smarować dziąsła maścią odkażającą i zapobiegającą tworzeniu płytki nazębnej, z której ten stan wynika. Przymierzamy się do mycia zębów, co mnie ogromnie przeraża, bo na razie mamy ją przyzwyczajać wcierając w ząbki mokre jedzenie, ale nawet to ją nie przekonuje. Ma ktoś doświadczenie z myciem zębów u kota i wyszedł z tego w całości? Co robić?
Jeżeli stan się będzie pogarszał i mała nie da sobie myć ząbków, to w przyszłości czeka nas usunięcie zębów, a tego chcielibyśmy uniknąć
