Piękne ze stajenki
Moderatorzy: crestwood, Migotka
Poproszę o wstawienie posta na FB, link w poście wyżej lub Piękne ze stajenki
Ogłoszenie o adopcji jest w sumie od samego początku (profil założyłem w czwartek), ale wpiszę jeszcze raz, dając więcej danych.
Zosia niestety nas niedługo opuszcza, ale może kolejne kotki znajdą dom.
Ciężko będzie.
Mam nadzieję że da sobie radę i współplemieńcy przyjmą ją do stada.
W drodze jest Kminek z mamą.
Dla Zosi nadal szukamy domu. W razie czego, wiadomo będzie gdzie jej szukać.
Ogłoszenie o adopcji jest w sumie od samego początku (profil założyłem w czwartek), ale wpiszę jeszcze raz, dając więcej danych.
Zosia niestety nas niedługo opuszcza, ale może kolejne kotki znajdą dom.
Ciężko będzie.
Mam nadzieję że da sobie radę i współplemieńcy przyjmą ją do stada.
W drodze jest Kminek z mamą.
Dla Zosi nadal szukamy domu. W razie czego, wiadomo będzie gdzie jej szukać.
Kminek i Majeranka (kocie z mamą)

Mały Trol rozrabia poza klatką. Dla niego to "wakacje".
Fota słaba, mały nie usiedzi w miejscu. Uparł się i nie chce wyjść, a na dworze ciemno. Warunki na foto złe.
Mama śpi w klatce (wreszcie ma spokój).
Urwis już dawno wciąga mokre i chrupkie, ale cycowi też nie przepuści. Będzie się musiał obejść.
Majeranka jutro jedzie do weta.
Więcej fotek na FB!

Mały Trol rozrabia poza klatką. Dla niego to "wakacje".

Fota słaba, mały nie usiedzi w miejscu. Uparł się i nie chce wyjść, a na dworze ciemno. Warunki na foto złe.
Mama śpi w klatce (wreszcie ma spokój).
Urwis już dawno wciąga mokre i chrupkie, ale cycowi też nie przepuści. Będzie się musiał obejść.
Majeranka jutro jedzie do weta.
Więcej fotek na FB!
Mały Trol czyli Kminek zrobił kupajdę i siuśki do kuwety od razu.
Mama Majeranka ma opory. Kociak się od razu zaklimatyzował. Rambuś (jego nowy kolega) od raz się polubili. Też czarny i duży Kocur.
Burcia niekoniecznie, ale chodzi za nim krok w krok i bardzo ją interesuje, co to jest (za maleństwo).
Kminek bez mamy (u weta) bardzo tęskni, i towarzystwo człowieka nie bardzo mu odpowiada.
Ale przebywanie z naszym "czarnym" kocurem bardzo sobie ceni - dają sobie nosy i bawią się.
Burcia "prycha". Trudno - całe szczęście że nie ma mamy Kminka, bo Burcia fruwała by w powietrzu. Oj dała by jej popalić.
Mama Majeranka bardzo kochliwa jest.
Miała tam samca i była chyba faworytą, choć samczyk niewiele większy od nich. Przy mnie przyniosła Szaremu ptaka upolowanego - konsumpcję zaczął od głowy przy ludziach pod ławką - nic a nic się nie przejmował.
Straszne, ale taka kocia natura.
Miło było patrzeć, jak się "noskują".
Mama Kminka jest wyjątkowo ładna. Wręcz urocza kocica. Wdzięk może nie w wyglądzie, ale w ruchach tej "miłości". Bardzo serdeczna.
Bardzo wdzięczna kotka.
Mama Majeranka ma opory. Kociak się od razu zaklimatyzował. Rambuś (jego nowy kolega) od raz się polubili. Też czarny i duży Kocur.
Burcia niekoniecznie, ale chodzi za nim krok w krok i bardzo ją interesuje, co to jest (za maleństwo).
Kminek bez mamy (u weta) bardzo tęskni, i towarzystwo człowieka nie bardzo mu odpowiada.
Ale przebywanie z naszym "czarnym" kocurem bardzo sobie ceni - dają sobie nosy i bawią się.
Burcia "prycha". Trudno - całe szczęście że nie ma mamy Kminka, bo Burcia fruwała by w powietrzu. Oj dała by jej popalić.
Mama Majeranka bardzo kochliwa jest.
Miała tam samca i była chyba faworytą, choć samczyk niewiele większy od nich. Przy mnie przyniosła Szaremu ptaka upolowanego - konsumpcję zaczął od głowy przy ludziach pod ławką - nic a nic się nie przejmował.
Straszne, ale taka kocia natura.
Miło było patrzeć, jak się "noskują".
Mama Kminka jest wyjątkowo ładna. Wręcz urocza kocica. Wdzięk może nie w wyglądzie, ale w ruchach tej "miłości". Bardzo serdeczna.
Bardzo wdzięczna kotka.
Kminka już nie ma.
Miała być radość z pomagania kotom, a żal było wypuścić Zosię (kochana kocica). Ale Zosia przeżyła i nadal biega po stajni (tydzień była obrażona, ale już przychodzi i daje nosa).
Ale i tak był smutek.
Mama Kminka poradziła sobie, przyjęta ponownie do rodziny, ale mały nie przetrwał pierwszej nocy. Rano go już nie było.
I jak tu wstawiać filmy z małym szkrabem...
Przykro.
W między czasie zginęła druga kotka (podobna do Kmina, tez czarno-biała, troszeczkę większa od niego).
W sprawie "adopcji" nie odezwał się nikt, żadnego odzewu - a to takie piękne kociaki, udomowione i przytulające się do ludzi.
Zdrowe.
Zostały jeszcze dwa - ale nie tak już ładne. Do tego oba chore. Jedna z pokiereszowanym ogonem, a druga bez łapy.
Oba dzikie, nie przyjdą do ludzi nawet na jedzenie (a co tu mówić o braniu na ręce).
Obawiam się, że pomagając im, efekt może być odwrotny. Kotka bez łapy nie ma szans ponownie na wolności, gdy stado ją odrzuci. Mogą ją przegonić.
Najbardziej żal Małego, a myślałem że ze Zosią rozstanie było ciężkie.
Miała być radość z pomagania kotom, a żal było wypuścić Zosię (kochana kocica). Ale Zosia przeżyła i nadal biega po stajni (tydzień była obrażona, ale już przychodzi i daje nosa).
Ale i tak był smutek.
Mama Kminka poradziła sobie, przyjęta ponownie do rodziny, ale mały nie przetrwał pierwszej nocy. Rano go już nie było.
I jak tu wstawiać filmy z małym szkrabem...
Przykro.
W między czasie zginęła druga kotka (podobna do Kmina, tez czarno-biała, troszeczkę większa od niego).
W sprawie "adopcji" nie odezwał się nikt, żadnego odzewu - a to takie piękne kociaki, udomowione i przytulające się do ludzi.
Zdrowe.
Zostały jeszcze dwa - ale nie tak już ładne. Do tego oba chore. Jedna z pokiereszowanym ogonem, a druga bez łapy.
Oba dzikie, nie przyjdą do ludzi nawet na jedzenie (a co tu mówić o braniu na ręce).
Obawiam się, że pomagając im, efekt może być odwrotny. Kotka bez łapy nie ma szans ponownie na wolności, gdy stado ją odrzuci. Mogą ją przegonić.
Najbardziej żal Małego, a myślałem że ze Zosią rozstanie było ciężkie.
taka smutna rzeczywistośćanton pisze:W sprawie "adopcji" nie odezwał się nikt, żadnego odzewu - a to takie piękne kociaki, udomowione i przytulające się do ludzi.
Zdrowe.
chętnych jest mniej niż kotów a jak kolor futra jest czarny albo bury to często nikt nie pyta miesiącami :/
ale czemu miałoby stado odrzucić ? przez sterylkę?Obawiam się, że pomagając im, efekt może być odwrotny. Kotka bez łapy nie ma szans ponownie na wolności, gdy stado ją odrzuci. Mogą ją przegonić.
Biją się. O wszystko.
Kot po sterylce jest atakowany od razu (nie było go tydzień), to na nowo trwa ustalanie porządków.
Zdrowy sobie poradzi.
Kminek roztrącał wszystkie koty jak kręgle, gdy do miski leciało żarcie i żaden kot go nie atakował.
Ale po powrocie bał się jeść. Tylko warczał.
Został wypędzony w nocy, albo stało się coś złego.
Kot po sterylce jest atakowany od razu (nie było go tydzień), to na nowo trwa ustalanie porządków.
Zdrowy sobie poradzi.
Kminek roztrącał wszystkie koty jak kręgle, gdy do miski leciało żarcie i żaden kot go nie atakował.
Ale po powrocie bał się jeść. Tylko warczał.
Został wypędzony w nocy, albo stało się coś złego.
Anton, ponowne ustalenie hierarchii to norma.
Miałam taką sytuację: stado pięciu zżytych ze sobą i zgodnych kotów, z których wyadoptowałam dwa. Po dwóch tygodniach te dwa wróciły. I się zaczęło. Przez dobre dwa tygodnie trwały syki, warki i walki (zwłaszcza między dwoma młodymi kocurami) - sytuacja była stresująca na tyle, że w końcu każdy warczał na każdego. Ale pogadały sobie i znów jest peace and love
Miałam taką sytuację: stado pięciu zżytych ze sobą i zgodnych kotów, z których wyadoptowałam dwa. Po dwóch tygodniach te dwa wróciły. I się zaczęło. Przez dobre dwa tygodnie trwały syki, warki i walki (zwłaszcza między dwoma młodymi kocurami) - sytuacja była stresująca na tyle, że w końcu każdy warczał na każdego. Ale pogadały sobie i znów jest peace and love

"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
Tydzień łez za małym, szukania i jeżdżenia rowerem po okolicy.
Teoretycznie moglibyśmy go "zachować" i poczekać na "dobrych ludzi" co go wezmą, bo to małe i łade kocię...
Stąd dół i smutek, bo nie przetrwał pierwszego dnia (mama sobie poradziła).
Ale po dwóch tygodniach mały WRÓCIŁ!!!!
Znalazł się - poryczałem sie ponownie ze szczęscia.
Mała pierda biega po stajni.
Z doświadczenia wiem, że jak mały kto "się zgubi" ale trafi ponownie do domu, to już będzie tam na stałe. NIe zgubi się.
Oba piękne koty szukają domu, Zosia też (to największa kocica, mama Kminka nie jest aż tak duża i nie ma tej pozycji, co wcześniej).
Zosia uwielbia towarzystwo człowieka.
Teoretycznie moglibyśmy go "zachować" i poczekać na "dobrych ludzi" co go wezmą, bo to małe i łade kocię...
Stąd dół i smutek, bo nie przetrwał pierwszego dnia (mama sobie poradziła).
Ale po dwóch tygodniach mały WRÓCIŁ!!!!
Znalazł się - poryczałem sie ponownie ze szczęscia.
Mała pierda biega po stajni.
Z doświadczenia wiem, że jak mały kto "się zgubi" ale trafi ponownie do domu, to już będzie tam na stałe. NIe zgubi się.
Oba piękne koty szukają domu, Zosia też (to największa kocica, mama Kminka nie jest aż tak duża i nie ma tej pozycji, co wcześniej).
Zosia uwielbia towarzystwo człowieka.
Domków stałych niet.
Domek tymczasowy ok, przewijają się rezydentki, niedługo się nawet samczyk trafi - SZEF STAJNI.
Co prawda niewielkich rozmiarów - nędza w jedzeniu lub raczej NATURA wymusza odpowiednie rozmiary.
Co prawda jedzenia mają tam w bród "latem", bo ptaszków i pól z myszkami pod dostatkiem.
Ale owe pola i las działają w "dwie strony".
Kociaki polują z upodobaniem, ale i "na nie polują".
HORROR teraz:
Zośka - pierwsza po sterylizacji, od dawna jej nie ma.
Sądzę, że jak na tak milusińską kocicę, co pierwsza dała się złapać, to sama sobie poszukała domu.
Ale prawda może być inna.
Druga kotka - śliczna bo czarno biała (dokładnie jak kminek) na sterylkę nie poszła, bo... zniknęła.
Miała być łapana jako pierwsza, ale do kontenera sama weszła ciekawska i oswojona Zosia, więc miała być "druga", niestety "wyparowała".
Niedługo potem Zosia.
Była z tych kocic największa i najbardziej kontaktowa z człowiekiem.
Potem był epizod z Kminciem, i z jego mamą - Majeranką.
Majeranka nadal rządzi stajnią z Szarym, jako kocica alfa.
Bo Zosi nie ma. To ona była wybranka Szarego.
Zniknęła.
Czytałem parę artykułów i w Newsweeku piszą, że dzikie koty żyją maks 3 lata - średnio.
Może Zosi nie było to dane.
Kolejne kotki na sterylkę to Diablica (która nie daje się chwycić, tylko podejdzie by dać się pogłaskać przy jedzeniu), ma futro wyżarte na ogonie, z którego nonstop coś jej się sączy, oraz kotka bez tylnej łapki (nie miała tyle szczęścia co diablica, ale przeżyła atak tracąc "tylko nogę").
Ta przez pół roku czekała z dala, aż się "nażre" stado, a potem podchodziła "wąchać".
Moja Ukochana mówiła mi że "dobrze sobie radzi".
Diablica prawie weszła do kontenera, ale podrapała i "wywinęła się". Beznoga" weszła za jedzeniem i nie zdążyła uciec. Brak łapki robi swoje.
Trafiła więc do nas.
Jest czarna jak bezksiężycowa noc. Zero białych plamek. Futerko ma cudowne, i oczka tak samo.
Pierwszy tydzień w klatce (większa niż poprzednia) pozwalała przysunąć do siebie moją rękę nawet na 15 cm, ale w drugim tygodniu rekonwalescencji reagowała już agresją na samo otwieranie klatki.
Nigdy jej nie opuściła - poprzednie koty mogły.
Mam tylko nadzieję, że po takich przeżyciach nadal sobie poradzi i nic jej sienie stanie.
Jest piękna, ale tylko z daleka.
Podchodzi już na jedzenie, tylko je dopiero, gdy stado skończy.
Śliczna jest.
Robiła takie miny jak sóweczka, więc nazwałem ja Pójćka. Może to gwara (google widzi to jako błąd), ale ja lubię takie słowotwórstwa.
Z Diablicą poszło gorzej - zakupiliśmy krople z walerianą. Testowanie nie wyszło dobrze, tylko nasza Burusia troche zainteresowała się zabawką i wypryskanm kontenerem.
No nasze ładują się do kontenera jak na wakacje - tradycyjnie.
Tak jak w kartony w których wycinam dziury, ale to nie jest opowieść o moich kotach, tylko o PIĘKNYCH ZE STAJENKI.
Diablica przyjechała 10 dni temu.
Ogon rozwalony nadal (miała już taki z conajmniej pół roku i nie chciał sie zagoić).
Pojechała na sterylkę, niestety była już z "ciastem w piekarniku".
Diablica to nie jest dla niej dobre imię.
Nie widziałem bardziej ugodowego i miluśińskiego kota.
Ogon "naprawiony" (zdarta cała skóra i wygolona kita), na szczęście nie obcięta. Bardzo się tego bałem...
To kot, który piszczy w nocy jak nietoperz. Ale mnie potrafi obudzić. Nie wiedziałem, że kot może wydawać tak wysokie piski. Może
Zacytuję:
To na pewno nie jest Diablica.
Nazwałem ją Myćka.
Najbardziej przyjazny człowiekowi kot, z jakim miałem do czynienia. Wchodząc do łazienki, biegnie do klatki i siada sobie w drzwiach. I robi cudne oczęta. Ochoczo wychodzi i łasi się.
Niestety potem "wyje", znaczy się "piszczy", by ktoś do niej przyszedł i posiedział obok niej na kocyku.
To kot, który nie chce się narzucać człowiekowi, wbiega do klatki, by zaraz wyjść i się położyć przy człowieku obok i zacząć mruczeć.
Jest bardzo zabawna, przypomina wiewiórkę z tym wygolonym ogonkiem - jest obecnie bez sierści od tyłka do wygryzienia (ale futro odrośnie), pomijając fragment, gdzie lis albo jenot próbował ją zabić i zeżreć.
Taka fikuśna kiteczka z futrem.
Nie wiem, jak ludzi (z autopsji) może to napawać odrazą - brak futra w 3 cm na ognie w połowie pośrodku - to jest tak miluśińskie stworzenie, że chciało by się je ukochać.
Wiem, że są pewne zwierzęta, które potrzebują miłości. No może nie tylko pewne, ale WSZYSTKIE. I zwierzęta, które szczególnie wycieriały, powinny być otoczone miłością.
Ten stwór jest kochany.
Siedzi u nas i po Wielkanocy wraca do stajni.
Zwracam się do ludzi o Wielkim Sercu.
Dziko ta kotka walczy o byt, przynajmniej takie stwarza pozory. A w domu jest niesamowicie grzeczna i przyjazna człowiekowi.
Wróci do stajni - a jak że - ale może ktoś się nią zaopiekuje.
Czy wygląd jest ważny?
To czarna kocica z fikuśną kiteczką. Niebawem odrośnie jej sierść na ogonku. Ale to nie jest istotne - ten kot patrzy się jak w tęczę na człowieka, gdy tylko się do niego zbliży w mieszkaniu.
HOWGH
Domek tymczasowy ok, przewijają się rezydentki, niedługo się nawet samczyk trafi - SZEF STAJNI.
Co prawda niewielkich rozmiarów - nędza w jedzeniu lub raczej NATURA wymusza odpowiednie rozmiary.
Co prawda jedzenia mają tam w bród "latem", bo ptaszków i pól z myszkami pod dostatkiem.
Ale owe pola i las działają w "dwie strony".
Kociaki polują z upodobaniem, ale i "na nie polują".
HORROR teraz:
Zośka - pierwsza po sterylizacji, od dawna jej nie ma.
Sądzę, że jak na tak milusińską kocicę, co pierwsza dała się złapać, to sama sobie poszukała domu.
Ale prawda może być inna.
Druga kotka - śliczna bo czarno biała (dokładnie jak kminek) na sterylkę nie poszła, bo... zniknęła.
Miała być łapana jako pierwsza, ale do kontenera sama weszła ciekawska i oswojona Zosia, więc miała być "druga", niestety "wyparowała".
Niedługo potem Zosia.
Była z tych kocic największa i najbardziej kontaktowa z człowiekiem.
Potem był epizod z Kminciem, i z jego mamą - Majeranką.
Majeranka nadal rządzi stajnią z Szarym, jako kocica alfa.
Bo Zosi nie ma. To ona była wybranka Szarego.
Zniknęła.
Czytałem parę artykułów i w Newsweeku piszą, że dzikie koty żyją maks 3 lata - średnio.
Może Zosi nie było to dane.
Kolejne kotki na sterylkę to Diablica (która nie daje się chwycić, tylko podejdzie by dać się pogłaskać przy jedzeniu), ma futro wyżarte na ogonie, z którego nonstop coś jej się sączy, oraz kotka bez tylnej łapki (nie miała tyle szczęścia co diablica, ale przeżyła atak tracąc "tylko nogę").
Ta przez pół roku czekała z dala, aż się "nażre" stado, a potem podchodziła "wąchać".
Moja Ukochana mówiła mi że "dobrze sobie radzi".
Diablica prawie weszła do kontenera, ale podrapała i "wywinęła się". Beznoga" weszła za jedzeniem i nie zdążyła uciec. Brak łapki robi swoje.
Trafiła więc do nas.
Jest czarna jak bezksiężycowa noc. Zero białych plamek. Futerko ma cudowne, i oczka tak samo.
Pierwszy tydzień w klatce (większa niż poprzednia) pozwalała przysunąć do siebie moją rękę nawet na 15 cm, ale w drugim tygodniu rekonwalescencji reagowała już agresją na samo otwieranie klatki.
Nigdy jej nie opuściła - poprzednie koty mogły.
Mam tylko nadzieję, że po takich przeżyciach nadal sobie poradzi i nic jej sienie stanie.
Jest piękna, ale tylko z daleka.
Podchodzi już na jedzenie, tylko je dopiero, gdy stado skończy.
Śliczna jest.
Robiła takie miny jak sóweczka, więc nazwałem ja Pójćka. Może to gwara (google widzi to jako błąd), ale ja lubię takie słowotwórstwa.
Z Diablicą poszło gorzej - zakupiliśmy krople z walerianą. Testowanie nie wyszło dobrze, tylko nasza Burusia troche zainteresowała się zabawką i wypryskanm kontenerem.
No nasze ładują się do kontenera jak na wakacje - tradycyjnie.
Tak jak w kartony w których wycinam dziury, ale to nie jest opowieść o moich kotach, tylko o PIĘKNYCH ZE STAJENKI.
Diablica przyjechała 10 dni temu.
Ogon rozwalony nadal (miała już taki z conajmniej pół roku i nie chciał sie zagoić).
Pojechała na sterylkę, niestety była już z "ciastem w piekarniku".
Diablica to nie jest dla niej dobre imię.
Nie widziałem bardziej ugodowego i miluśińskiego kota.
Ogon "naprawiony" (zdarta cała skóra i wygolona kita), na szczęście nie obcięta. Bardzo się tego bałem...
To kot, który piszczy w nocy jak nietoperz. Ale mnie potrafi obudzić. Nie wiedziałem, że kot może wydawać tak wysokie piski. Może

Zacytuję:
To wypowiedź mojej Połowy.Szkoda że nasza Burusia nie ma takiego charakteru jak tamta
To na pewno nie jest Diablica.
Nazwałem ją Myćka.
Najbardziej przyjazny człowiekowi kot, z jakim miałem do czynienia. Wchodząc do łazienki, biegnie do klatki i siada sobie w drzwiach. I robi cudne oczęta. Ochoczo wychodzi i łasi się.
Niestety potem "wyje", znaczy się "piszczy", by ktoś do niej przyszedł i posiedział obok niej na kocyku.
To kot, który nie chce się narzucać człowiekowi, wbiega do klatki, by zaraz wyjść i się położyć przy człowieku obok i zacząć mruczeć.
Jest bardzo zabawna, przypomina wiewiórkę z tym wygolonym ogonkiem - jest obecnie bez sierści od tyłka do wygryzienia (ale futro odrośnie), pomijając fragment, gdzie lis albo jenot próbował ją zabić i zeżreć.
Taka fikuśna kiteczka z futrem.
Nie wiem, jak ludzi (z autopsji) może to napawać odrazą - brak futra w 3 cm na ognie w połowie pośrodku - to jest tak miluśińskie stworzenie, że chciało by się je ukochać.
Wiem, że są pewne zwierzęta, które potrzebują miłości. No może nie tylko pewne, ale WSZYSTKIE. I zwierzęta, które szczególnie wycieriały, powinny być otoczone miłością.
Ten stwór jest kochany.
Siedzi u nas i po Wielkanocy wraca do stajni.
Zwracam się do ludzi o Wielkim Sercu.
Dziko ta kotka walczy o byt, przynajmniej takie stwarza pozory. A w domu jest niesamowicie grzeczna i przyjazna człowiekowi.
Wróci do stajni - a jak że - ale może ktoś się nią zaopiekuje.
Czy wygląd jest ważny?
To czarna kocica z fikuśną kiteczką. Niebawem odrośnie jej sierść na ogonku. Ale to nie jest istotne - ten kot patrzy się jak w tęczę na człowieka, gdy tylko się do niego zbliży w mieszkaniu.
HOWGH