Lamia, Lamik, Lamix, Lamiaszcze...
Takie obserwacji po ponad miesięcznym współistnieniu:
- lubi otwartą kuwetę i korzysta z niej niezwyczajnie (przynajmniej jak dla mnie). Lamia przez nią przechodzi przy okazji sikając (na coś poważniejszego idzie do krytego przybytku). Wchodzi - kuca - sika - wychodzi. Nie ma kręcenia, kopania, zakopywania - nic, po prostu przechodzi. I wtedy pojawia się czarny rezydent Pepe i zakopuje...
- kocha słońce Lamiszcze bardzo, każda łatka słońca musi być jej - zrzuca wtedy rezydentów z parapetów bez żadnej dyskusji
- kocha jedzenie - gdzie ona mieści to co w siebie wrzuca to ja nie wiem, ale cieszy, że je i przy jej słabszych wynikach nie opuszcza żadnego posiłku
- pomimo zabiegów leczniczych (kroplówki i podawanie leków) wciąż ufnie daje brzucha do głaskania i wije się pod ręką ludzką, żeby każdy cm kota był wygłaskany
- wczoraj dość przypadkowo okazało się, że wypuszczony z terrarium żółw stał się dla niej interesującą "zabawką" interaktywną. Skakanie, polowanie, zaczepianie i obserwowanie - po porostu domowe safari, a ja straciłam głowę, żeby chwicić za telefon i nagrać
Kochany, spokojny i czuły kot. Seniorzy są "debest" byle zdrowa była.
Jutro czeka Lamiaka zabieg paszczowy, bo to właśnie chyba tam tkwi problem ze zdrowiem. W miarę stabilna wynikowo, nawodniona - gotowa na wiosenne porządki. Denerwuję się, żeby wszystko poszło ok, ma swoje lata i historię. Spotkają się z
Tarą od Morri - dwa buraski
