Ano biedna. Trudno mi sobie wyobrazić ją z powrotem na ulicy. Na razie nadal mieszka w biurze, odizolowana, sterylka w poniedziałek rano. Wykąpałam ją wczoraj w zoxin-medzie (coś jak nizoral), czytałam że to może pomóc (wet potwierdził). Po tej kąpieli mam rozdartą skórę na dekolcie, kotka broniła się zaciekle, ale udało się. Czterema kończynami zaparła się o drzwi prysznica, jak w kreskówce

Potem ręcznik i suszenie.
Z kuwety korzysta jednak bezbłędnie!
Z powodu braku zębów ciamka jedzenie i trochę się dławi, nie może pogryźć choć w saszetkach są raczej małe kawałeczki. Ogólnie bardzo zaniedbana, brzydkie sterczące futro, ale piękna buźka i wiecznie wystawiony języczek. Podczas głaskania pcha główkę jak najbliżej człowieka, najchętniej weszłaby pod ubranie i bierze palce do pyszczka. Jest przesłodka. Wspina się po człowieku aż na ramiona, wygłaskana kładzie się na kolanach i zasypia. Nie wiem, czy tak zachowuje się "dzika" kotka? Pewnie wywalona kiedyś z domu.
Na razie ma miejscówkę na kołderce w biurze, a ja próbuję przekonać męża do czegoś więcej, niż czasowe przetrzymanie (widzę, że z coraz lepszym skutkiem) i obłaskawić Lolka, który jak wiecie nie przepada za kocim towarzystwem.
Jak myślicie, dałoby się jakoś, z czasem, pogodzić te koty? Ona jest łagodna, miziasta, przestraszona, nie gryzie. Osykują się z daleka, oczywiście Lolek nie ma do niej wstępu (grzybica). Dla mnie to trudna sytuacja, ale chyba nie miałabym serca wystawiając ją na ulicę. Zwłaszcza, że ona wcale nie chce wychodzić - otwierałam jej drzwi, wyglądała tylko spłoszona i wracała do pomieszczenia.
A mój biedny Lolas znów pokasłuje, byłam u weterynarza, przepisał leki wykrztuśne. Osłuchowo czysto, płuca ok, futro piękne, generalnie wygląda dobrze, tylko czasem ten kaszel.
Przybyłem, zamruczałem, zdobyłem.