No można się pochlastać, pierwsza sterylizacja i niepowodzenie! Okazało się, że kotka nie miała macicy, czyli była już kiedyś poddana zabiegowi. Żadnych śladów, blizn na brzuszku, uszko nie cięte ... Niepotrzebnie była rozcinana

Badało ją dwóch wetów, mam do nich zaufanie, widocznie takie rzeczy się niestety zdarzają... Jutro ją odbieram z lecznicy.
Obstawiam, że widocznie kiedyś miała dom, ponieważ jest BARDZO przyjacielska, przymilna, wręcz tuli się do człowieka, zasypia na kolanach, korzysta z kuwety. Musiała go stracić bardzo dawno, jest strasznie wychudzona, ten grzyb na sierści, początkowa płochliwość. Ucieka na widok człowieka, ale kiedy go poobserwuje i widzi, że się jej nie goni, nie straszy, sama podchodzi i nie chce się odkleić.
Co mam zrobić, będę ją leczyła w domu, mam jedno wolne pomieszczenie i zobaczymy.
Lolek średnio zadowolony, waruje pod łazienką gdzie obecnie przebywa kotka, osykują się przez otwory w drzwiach.
Kiedy niosłam ją wczoraj na rękach na piętro domu gdzie jest właśnie ta jej łazienka, Lolek cały czas mi towarzyszył, szedł przy nodze jak pies, wielkimi źrenicami wpatrując się w Tolę (takie imię dostała).
Byłoby nam wszystkim łatwiej, gdyby Loluś przekonał się trochę do kociej towarzyszki. Na razie przez 4-6 tygodni do czasu wyleczenia grzyba na odległość, ale potem? Mam nadzieję, że może Lolek nie jest takim do końca jedynakiem, tylko dotychczas nie miał na tyle czasu, żeby przekonać się do ewentualnego kociego towarzystwa. A jeśli nie to chyba ją ogłoszę, bo taka kotka nie może trafić na ulicę, zginie. Choć marne szanse na dom - 9 letnia bezzębna panna z zaćmą. Bura. Ech.
Przybyłem, zamruczałem, zdobyłem.