Byłyśmy po raz pierwszy u weterynarza i same komplementy. Mój ulubiony: "jest bardzo obsługiwalna" (czy to ten sam kot, o którym mówiono per diablica? ) oraz "jest szczupła jak na kastrowanego kota" (w Poznaniu ciągle zarzucano jej nadwagę ).
Rozbawiło mnie też, że weterynarz zapytała "ile wazy córka?". Myślę sobie, ale jaka córka? Może się przesłyszałam, ale nie. Zapytała o to po raz drugi, już drugą panią weterynarz. Potem mówi do Nawojki: no już, już, ciocia tylko zbada :D:D
No dokładnie! Owszem, Nawojka miała moment, kiedy była dużo za duża, ale to już zrzuciła, teraz jest całkiem szczupła, a dalej te 5+ pozostało. To po prostu dorodny kot, a nie chucherko
Właśnie zauważyłam wielką różnicę między psem a kotem. Kiedy mój pies zrobił coś, czego nie mógł (dobranie się do śmieci), to wystarczyło zwykłe "ojjjjjojoj, kto to dobrał się do śmieci?", a pies już wiedział, o co chodzi i w jego spojrzeniu była skrucha i szczery żal za grzechy. Dziś wracam, worek na śmieci rozwalony, pudełko po kurczaku na środku podłogi. Mówię "ojojojoj, co to za kot dobrał się do śmieci?", a Nawoja jak zaczęła maiuczeć, gadać i spojrzała na mnie z takim wyrzutem, że to ja poczułam się winna, że jej zwracam uwagę. po tym spojrzeniu zrozumiałam, że wszystko to moja wina
(muszę się przyznać, choć mi wstyd, że jak lezy w zlewie w łązience, to ja idę myć ręce w kuchni; zęby myję często w pozycji zgiętej, bo z tego nieszczęsnego zlewu to lubi mi na plecy wskakiwac i tam siedzi i takie tam... czasem dostaję od niej ochrzan i wiem, że to ochrzan, żebyście ją słyszały, ja nie mam wątpliwości )