Uszatka
Moderatorzy: crestwood, Migotka
-
- Posty: 4939
- Rejestracja: 17 sie 2014, 11:12
- Lokalizacja: Piątkowo / Poznań
Gdy Uszatka trafiła do mnie 2,5 roku temu, wszyscy myśleliśmy, że przed nią maksymalnie kilka tygodni życia. Nie chcieliśmy, żeby odchodziła w klatce.
Ale Uszatka była prawdziwą twardzielką. Trzy razy uciekła kostusze... raz właśnie wtedy we wrześniu 2017, drugi raz w czerwcu 2018 i trzeci w październiku 2019. Niestety od listopada 2019 zaczęła wysiadać jej wątroba. Każde kolejne badania dawały coraz gorsze wyniki...
Nie reagowała na żadne leki na wątrobę. Pewnie sprawy nie ułatwiało podawanie Encortolonu, ale jak tylko zmniejszaliśmy dawkę, było jeszcze gorzej.
W zasadzie ostatnie cztery miesiące były bardzo trudne, bo żadne leki nie dawały większej poprawy. Waga też była bardzo niska - w najgorszym momencie 1,8kg, w najlepszym 2,10kg.
Pocieszające było to, że przez ten czas dopisywał jej apetyt i miała dobre samopoczucie. Wetka patrząc na wyniki, nie wierzyła, że Uszatka się bawi. Wg niej powinna czuć się bardzo źle, a było tak:
https://youtu.be/5TzZrXP4-5s
Obiecałam sobie, że dopóki Uszatka będzie miała dobre samopoczucie i apetyt, będziemy walczyć. Ale jak tylko zobaczę, że coś ją boli i nie reaguje na leki, nie pozwolę jej cierpieć. Szans na wyleczenie przy jej wynikach i braku reakcji na leki, nie było już.
I niestety tydzień temu przyszedł taki moment
Już kilka tygodni temu Uszatce zdarzały się dni z gorszym apetytem, ale po lekach przeciwbólowych/kroplówce apetyt i samopoczucie wracały do normy. Jeszcze w sobotę ze smakiem zjadła królika, chociaż musiałam wtedy podać Nospę, żeby ten apetyt wrócił. Niestety w niedzielę apetyt był już dużo gorszy. Nie było też poprawy po lekach przeciwbólowych. A najgorsze przyszło w poniedziałek. Wtedy już nic nie chciała jeść. Widać było też, że bardzo źle się czuje, kładła się na płytkach, jak nigdy...
Nie pozwoliliśmy jej dłużej cierpieć...
Zasnęła przytulona do mnie. A jej prochy spoczną przy prochach Maciusia.
Ale tak bardzo mi jej brakuje. Nie kręci się już wokół moich nóg, gdy szykuję jedzenie dla kotów w kuchni, nie pomiaukuje na mnie, nie wchodzi na kolana, gdy przysiadam na sofie, nie wtula się w szyję, nie obejmuje mnie za nią łapkami, nie próbuje ukraść Przemkowi parówki z talerza, nie warczy obgryzając kość z królika, nie wydaje głośnych pomruków, gryząc myszkę z kocimiętką...
Nie będzie też już wygrzewać się w słoneczku na ogrodzie...
Nie będę już dla niej mielić kilku kilogramów królika i przygotowywać porcji...
Ani odważać na wadze jubilerskiej Tylofortu...
Ani ważyć jej co tydzień, żeby sprawdzać, czy przytyła, czy znów schudła...
Uszatko


Ale Uszatka była prawdziwą twardzielką. Trzy razy uciekła kostusze... raz właśnie wtedy we wrześniu 2017, drugi raz w czerwcu 2018 i trzeci w październiku 2019. Niestety od listopada 2019 zaczęła wysiadać jej wątroba. Każde kolejne badania dawały coraz gorsze wyniki...
Nie reagowała na żadne leki na wątrobę. Pewnie sprawy nie ułatwiało podawanie Encortolonu, ale jak tylko zmniejszaliśmy dawkę, było jeszcze gorzej.
W zasadzie ostatnie cztery miesiące były bardzo trudne, bo żadne leki nie dawały większej poprawy. Waga też była bardzo niska - w najgorszym momencie 1,8kg, w najlepszym 2,10kg.
Pocieszające było to, że przez ten czas dopisywał jej apetyt i miała dobre samopoczucie. Wetka patrząc na wyniki, nie wierzyła, że Uszatka się bawi. Wg niej powinna czuć się bardzo źle, a było tak:
https://youtu.be/5TzZrXP4-5s
Obiecałam sobie, że dopóki Uszatka będzie miała dobre samopoczucie i apetyt, będziemy walczyć. Ale jak tylko zobaczę, że coś ją boli i nie reaguje na leki, nie pozwolę jej cierpieć. Szans na wyleczenie przy jej wynikach i braku reakcji na leki, nie było już.
I niestety tydzień temu przyszedł taki moment

Już kilka tygodni temu Uszatce zdarzały się dni z gorszym apetytem, ale po lekach przeciwbólowych/kroplówce apetyt i samopoczucie wracały do normy. Jeszcze w sobotę ze smakiem zjadła królika, chociaż musiałam wtedy podać Nospę, żeby ten apetyt wrócił. Niestety w niedzielę apetyt był już dużo gorszy. Nie było też poprawy po lekach przeciwbólowych. A najgorsze przyszło w poniedziałek. Wtedy już nic nie chciała jeść. Widać było też, że bardzo źle się czuje, kładła się na płytkach, jak nigdy...
Nie pozwoliliśmy jej dłużej cierpieć...
Zasnęła przytulona do mnie. A jej prochy spoczną przy prochach Maciusia.
Ale tak bardzo mi jej brakuje. Nie kręci się już wokół moich nóg, gdy szykuję jedzenie dla kotów w kuchni, nie pomiaukuje na mnie, nie wchodzi na kolana, gdy przysiadam na sofie, nie wtula się w szyję, nie obejmuje mnie za nią łapkami, nie próbuje ukraść Przemkowi parówki z talerza, nie warczy obgryzając kość z królika, nie wydaje głośnych pomruków, gryząc myszkę z kocimiętką...
Nie będzie też już wygrzewać się w słoneczku na ogrodzie...
Nie będę już dla niej mielić kilku kilogramów królika i przygotowywać porcji...
Ani odważać na wadze jubilerskiej Tylofortu...
Ani ważyć jej co tydzień, żeby sprawdzać, czy przytyła, czy znów schudła...
Uszatko

Strasznie to przykre patrzeć, jak koci przyjaciel odchodzi
Też po stracie Maniusi dalej czujemy ból. Ale jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy to cierpienie skrócić i nie pozwolić jej odchodzić długo, w bólu i cierpieniu. Móc pomóc w ten sposób, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, to dar. Uszatka też na pewno jest już w lepszym miejscu. Zdrowa i bez męki. Trzymajcie się

"Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los."
Oscar Wilde
Oscar Wilde