Peregrynacje żulików
Maluchy są już coraz większe, zwinniejsze, silniejsze i skoczniejsze. W domu w zasadzie nie ma już „stref wolnych od kotów”. Dosyć szybko nauczyły się, że z łóżka da się wskoczyć na biuro, a z biurka tylko jeden odważniejszy sus i już się jest na parapecie. A stamtąd widok na plac zabaw, biegające dzieci, młodzież grającą w piłkę, szczekające psy… Istne kocie kino i telewizja.
Ostatnio znalazłam ślady ich bytności na szafkach kuchennych. Blat pusty i czysty, ale… jest kuchenka z płytą indukcyjną. A na płycie – odcisk poduszek kocich łapek. Pożyczę od śledczych z CSI podręczny zestaw daktyloskopijny, pobiorę od podejrzanych
Kardamona i
Pysia odciski łapek, porównam i będę wiedziała, kto podczas mojej nieobecności zwiedza kuchenne terytorium.
Łobuzy szybko turystycznie spenetrowały również łazienkę. Skok – obrzeże wanny. Drugi skok – spacer po krawędzie umywalki. Trzeci skok – zwiedzenie półeczki z kosmetykami. Sus – punkt widokowy na pralce zaliczony. A na niej… czyż można nie ulec czarowi papieru toaletowego ? Któż by mógłby oprzeć się rolce o jedwabnym dotyku ?! Przychodzą tu więc na papierową harendę, udzierają z rolki listek lub dwa i zmykają do pokoju. Tam swoją zdobycz mogą miętolić, drzeć na kawałki, pobić się o nią. A gdy już im się znudzi, porzucić ją gdzieś w kącie, albo odwrotnie – na środku pokoju. A ja, oczywiście, nie mam co robić, tylko chodzić, sprzątać i zbierać śmieci po tej kociej łobuzerii!
