Józia zaadaptowana!.. no dobra, tak prawie

Kiedy wracam do domu, wybiega mi na spotkanie z całą bandą, razem z nimi kopytkuje też do kuchni gdy nadchodzi pora posiłku (wczoraj kiedy otworzyłam lodówkę, wskoczyła do niej

), wcina aż furczy i trochę pcha się z nosem do cudzych misek, a nawet - proszę państwa, co się dzieje! - podrywa Pasiuka! Zaczepia go, zachęca do wspólnych zabaw, a kiedy pan skrętołapiec się zmęczy i legnie, Józia lubi sobie poleżeć obok niego. Bywa też, że poleży też obok Dżendera czy Sabriny (i zaliczy darmowe mycie, przed którym się absolutnie nie wzbrania). Jednym słowem, kotove love
A jeśli o kontakty z ludziami chodzi, to jest coraz lepiej. Wieczory kojarzą się Józi już chyba jednoznacznie z kanapowymi miziankami, które to mizianki baaardzo lubi. Nadal nie ma opcji, żeby ją ot tak pogłaskać, kiedy kręci się, zajęta swoimi sprawami, bo zaraz leci dalej, nie wchodzi też na kolana ani nie pcha się na ręce, jednak kiedy się ją już weźmie (czasem wcale nie protestuje, zależy od nastroju), to rozmrukuje się po chwili i jest miłość

Józinka uwielbia, kiedy podczas trzymania na rękach człowiek ociera się o jej łebek brodą i policzkami, podoba się jej to znacznie bardziej niż głaskanie. No i w nocy śpi twardo na oparciu nad moją głową
Panna robi się też coraz bardziej rozmowna - na razie to proste miaukowe komunikaty typu "jeść", "otwórz mi tę szafę" czy "Burak jest głupi", ot żeby człowiek się pokapował, co kota chce, ale są bardzo jasne i sugestywne. A głosik Józefinka ma naprawdę śliczny <3