Nasza śliczna czarnulka okazała się niezłą kombinatorką

Musiała najwyraźniej być urażona niewystarczającą ilością kocyków, więc podebrała, podczas mojej nieobecności w kuchni, siatkę i się pod nią cwaniara zaszyła w legowisku. Ale to nie koniec jej psot. Atomówka okazała się również fanką ogrodnictwa i jej ulubioną kryjówką stała się mała przestrzeń między doniczkami, na najwyższych szafkach w kuchni. Postanowiła też podać mi pomocną łapkę (nie chcę jej zrażać do tego nowego hobby, ale jednak hmmm nieproszoną?) i przekopała doniczkę, na szczęście jeszcze bez roślinek. Pomimo zakrycia doniczki, uparciuszka ją wysunęła i ponownie przekopała, tym razem zostawiając niespodziankę

Tak okazało się, że śmiertelnie damę uraziłam nowym rodzajem żwirku. Tak jak jeszcze sikanie biedaczka zniosła, tak już resztę....także błąd został naprawiony i żwirek został wymieniony
Po trzech dniach na pewno można powiedzieć, że Atomówka jest jeszcze bardzo zlękniona nowego miejsca, zapachów i dźwięków. Daje się dotykać i głaskać, ale widać wtedy nadal dużo strachu w jej ślicznych dużych oczętach. Dzisiaj również parę razy syknęła na dotyk od główki, co raczej jest dobrym sygnałem, że zaczyna stawiać na swoim.
Przy eksperymentalnym wpuszczeniu rezydentek do kuchni wykazała bardzo duże zainteresowanie, na dystans, innymi kotami i to, w przeciwieństwie do tego jak spogląda na mnie, bez rezerwy.
Za sukces musimy uznać pięknie zjedzone posiłki, chociaż nadal zagadną jest kiedy dokładnie schodzi z jej wysokości, żeby się posilić, bo nigdzie w okolicy miski nie została jeszcze zastana. Kuwetowanie, poza ta tym jednym numerem w doniczne, też klasa.
Cieszą też jej nowe odkrycia - trawa, którą sobie regularnie podskubuje
