Dawno nie wrzucałam wieści o Alabamie, więc nadrabiam.
Nasza panna znów miała problemy brzuszkowe – jak w zegarku, co 2–3 miesiące to samo. W końcu udało się postawić diagnozę: IBD. I choć nie da się tego wyleczyć, to przynajmniej wiemy, z czym walczymy i jak jej ulżyć.
Dostaje probiotyk (to już od dawna), wjechał też steryd i przestawiamy się na gotowanego BARFa. Teraz jej stan jest stabilny, a Alabama wygląda na zadowoloną i w dobrej formie - ta z pewnością polepszy się jeszcze po zmianie diety, a przynajmniej taka moja ogromna nadzieja.
A co do charakterku – nic się nie zmieniło! Ma teraz niespożyty apetyt i najchętniej cały dzień spędzałaby przy misce. Jak akurat nie je, to okupuje kolana i żąda głasków – intensywnych, bo jak człowiek się ociąga, to zaraz pyskuje. Oczywiście cały czas też coś ma do powiedzenia – nie ma opcji, żeby jej komentarz nie padł!
Brzuch wrażliwy, ale dusza bojowa (no, a przynajmniej kiedy w pobliżu nie ma kota rezydenta, który wziął sobie za punkt honoru pokazać jej, gdzie jej miejsce - Alabama jednak, uzbrojona w obrożę feromonową się nie daje).
Jak widać na załączonym obrazku, Alabama już płynie w stronę lepszego jutra:
