https://www.youtube.com/watch?v=38V-Yb8yCNs
Lisek vel Carino
Moderatorzy: crestwood, Migotka
Przyszła pora na kolejną kontrolę u lekarza i Lisek obraził się na nas całkowicie
Przelała się czara goryczy - mierzenie temperatury, usg i pobieranie krwi to zdecydowanie za dużo, by przejść nad tym do porządku dziennego.
Wyraz jego pysia mówi wszystko:

Lisek jest w pełni obsługiwalny, gdy się go złapie - przytrzymany poddaje się i zastyga. Chociaż tyle. W tej chwili nie jest tak, że bardziej się nas boi - po prostu się obraził. Nadal chadza za mną do kuchni i jest nawet śmielszy niż wcześniej. Stachu i urażonej dumy nie należy więc mylić
Wyraz jego pysia mówi wszystko:
Lisek jest w pełni obsługiwalny, gdy się go złapie - przytrzymany poddaje się i zastyga. Chociaż tyle. W tej chwili nie jest tak, że bardziej się nas boi - po prostu się obraził. Nadal chadza za mną do kuchni i jest nawet śmielszy niż wcześniej. Stachu i urażonej dumy nie należy więc mylić
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
Obraza kociego majestatu trwała jakieś 3 tygodnie. Po upływie tego czasu Lisek jakby zapomniał, że potrafimy być aż tacy groźni
Kontrolę będzie jednak trzeba powtórzyć za jakiś czas, bo choć brak innych przesłanek, by działo się coś niepokojącego, sierść na brzuszku Liska nie odrasta - to znak, że w dalszym ciągu się wylizuje
Póki co i jemu i pozostałym kotom wdrażamy ten sam probiotyk, który przyniósł rewelacyjne efekty u Docenta.
Dochodzę też do wniosku, że jemu zależy na relacjach z nami, ale wyłącznie na własnych zasadach. Choroba dwunogów- zwłaszcza taka, która na kilka dni przykuwa do łóżka - jest czymś bardzo niewygodnym dla kotka, który pod zwykłą nieobecność opiekunów lubi sobie w tym łóżku pospać. Kiedy ustąpiła mi gorączka i mogłam już w miarę przytomnie ocenić, co się wokół mnie dzieje, zaobserwowałam jak Lisek krąży wokół łóżka, zagląda i zniesmaczony siada by popatrzeć, kiedy sobie pójdę
Jedzenie z ręki także urosło już do rangi rytuału. W związku z tym, że od dość dawna koty u nas muszą jeść gotowanego kurczaka oraz z tym, że przez wzgląd na bezzębną część stada muszę go kroić, Lisek stawia się w kuchni zawsze gdy wyciągam deskę i nóż do mięsa. A także wtedy, gdy uważa, że już pora na coś dobrego
Kontrolę będzie jednak trzeba powtórzyć za jakiś czas, bo choć brak innych przesłanek, by działo się coś niepokojącego, sierść na brzuszku Liska nie odrasta - to znak, że w dalszym ciągu się wylizuje
Póki co i jemu i pozostałym kotom wdrażamy ten sam probiotyk, który przyniósł rewelacyjne efekty u Docenta.
Dochodzę też do wniosku, że jemu zależy na relacjach z nami, ale wyłącznie na własnych zasadach. Choroba dwunogów- zwłaszcza taka, która na kilka dni przykuwa do łóżka - jest czymś bardzo niewygodnym dla kotka, który pod zwykłą nieobecność opiekunów lubi sobie w tym łóżku pospać. Kiedy ustąpiła mi gorączka i mogłam już w miarę przytomnie ocenić, co się wokół mnie dzieje, zaobserwowałam jak Lisek krąży wokół łóżka, zagląda i zniesmaczony siada by popatrzeć, kiedy sobie pójdę
Jedzenie z ręki także urosło już do rangi rytuału. W związku z tym, że od dość dawna koty u nas muszą jeść gotowanego kurczaka oraz z tym, że przez wzgląd na bezzębną część stada muszę go kroić, Lisek stawia się w kuchni zawsze gdy wyciągam deskę i nóż do mięsa. A także wtedy, gdy uważa, że już pora na coś dobrego
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
U Liska na szczęście życie płynie bez sensacji i w spokoju. Kocurek jest najszczęśliwszy wtedy, gdy może spędzać czas ze swymi kocimi towarzyszami. W szczególności z Miną.
Człowiek, co się go uda oswoić, zaraz wykorzystuje jego chwilowy brak czujności i zabiera do weterynarza. Jak ostatnim razem, kiedy najpierw zabrał go na kłucie, mierzenie i oglądanie, a potem zostawił na grzebanie w paszczy. Faktycznie zapach z buzi jakby po tym lepszy, zęby białe i bez osadu, ale pytał kto, czy Lisek sobie tego życzy?


Człowiek, co się go uda oswoić, zaraz wykorzystuje jego chwilowy brak czujności i zabiera do weterynarza. Jak ostatnim razem, kiedy najpierw zabrał go na kłucie, mierzenie i oglądanie, a potem zostawił na grzebanie w paszczy. Faktycznie zapach z buzi jakby po tym lepszy, zęby białe i bez osadu, ale pytał kto, czy Lisek sobie tego życzy?
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
U Liska kompletnie nic się nie dzieje. Mieliśmy mały zryw z próbami oswajania, korzystając z okazji, że przez moment nie mieliśmy ciężko chorych kotów w domu. Lisek dawał się głaskać, choć był wyraźnie niepocieszony tym, że znajduję się tak niebezpiecznie blisko niego. Jestem jednak zdania, że zapamiętał te kilka chwil bardzo dobrze - każda taka akcja - mam wrażenie - finalnie dodaje mu odwagi na przyszłość.
Jesteśmy teraz dość zaprzyjaźnieni, choć oczywiście bez dotykania. Rozmawiamy sobie oczami. Z innymi kotami Lisek rozmawia dźwiękami - ma ich spory repertuar i potrafi wdzięcznie śpiewać. Jest też bardzo czuły na dźwięki wydawane przez inne koty - często biegnie na ich zawołanie sprawdzić, o co chodzi.
Tak naprawdę, mimo swojej nietykalności, Lisek to fantastyczny kot - doskonały towarzysz zarówno dla innych kotów, jak i dla ludzi, którzy nie potrzebują kociego przytulania, ale cenią sobie mocną obecność kociego indywidualisty. Bo Lisek, choć niedotykalski, nie jest bynajmniej kotem widmo. On się nie chowa, on jest tuż obok, towarzyszy. Jak duszek, którego nie można dotknąć
Jesteśmy teraz dość zaprzyjaźnieni, choć oczywiście bez dotykania. Rozmawiamy sobie oczami. Z innymi kotami Lisek rozmawia dźwiękami - ma ich spory repertuar i potrafi wdzięcznie śpiewać. Jest też bardzo czuły na dźwięki wydawane przez inne koty - często biegnie na ich zawołanie sprawdzić, o co chodzi.
Tak naprawdę, mimo swojej nietykalności, Lisek to fantastyczny kot - doskonały towarzysz zarówno dla innych kotów, jak i dla ludzi, którzy nie potrzebują kociego przytulania, ale cenią sobie mocną obecność kociego indywidualisty. Bo Lisek, choć niedotykalski, nie jest bynajmniej kotem widmo. On się nie chowa, on jest tuż obok, towarzyszy. Jak duszek, którego nie można dotknąć
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
W naszym domu zapanowała cisza. Nikt nie biega, gruchając radośnie w zachęcie do wspólnej zabawy. Nad ranem nie rozbawia nas tupot kocich stópek truchtających z pokoju do pokoju. Zrobiło się przeraźliwie cicho i smutno, jakby pustka wyzierała z każdego kąta
Wczoraj około g. 18 Lisek zaczął mocno hiperwentylować - wyraźnie doznał duszności, która sprawiła, że nawet nie uciekał przed nami, mimo że wyraźnie chciał. Jeszcze rano biegał z Kanso w kocim berku, normalnie przyszedł poobserwować mnie w kuchni i z apetytem zjadł smaczek. Ta nagła zmiana skłoniła nas do natychmiastowego kursu do kliniki całodobowej. Lisek został przyjęty natychmiast, a jego stan określony jako zły - dusił się coraz bardziej, a potworny stres uniemożliwiał dokładne zbadanie. Każda próba dotyku tylko pogarszała jego stan. Dostał więc leki uspokajające i został umieszczony pod tlenem. Po godzinie otrzymaliśmy telefon, że przestał oddychać, a reanimacja nie przywróciła funkcji życiowych
Nic nas nie przygotowało na takie wieści, to było jak grom z jasnego nieba

Do tej pory jesteśmy zszokowani i nie możemy uwierzyć w to, co się stało... Nie dociera do nas, że odszedł. Młody kot, bez żadnych problemów zdrowotnych, bez żadnych sygnałów ostrzegawczych, które mogłyby wskazywać, że dzieje się z nim cokolwiek niepokojącego. Nawet upał nie wydaje się czynnikiem, który mógłby w jakiś sposób zaszkodzić, bo Lisek tego dnia nie wychodził na balkon, a w mieszkaniu nie było szczególnie gorąco. Duszność dopadła go nagle, gdy schodził z szafy na podwieczorek.
To wprost niewyobrażalne, jak bardzo daje się odczuć nieobecność kota, który nie dawał się głaskać! Mimo swojej niechęci do dotykania, był towarzyszem nie tylko dla kotów, ale i dla nas.
Kanso już go szuka, bo z nim najczęściej Lisek się bawił. Mina chodzi nieswoja i ogłupiona. My, choć wiemy, że on już nie wróci, też pozostajemy w niedowierzaniu i bólu. Był takim pięknym, dorodnym kotem - jak to możliwe, że tak po prostu umarł? Bez żadnego ostrzeżenia
Jest mi szczególnie smutno, bo przez cały ten czas, miałam nadzieję, ze kiedyś do niego dotrę, że kiedyś zrozumie, że go kocham i chcę dla niego jak najlepiej. Najbardziej boli, gdy tyle jeszcze zostało do zrobienia, a już nic zrobić nie można

Wczoraj około g. 18 Lisek zaczął mocno hiperwentylować - wyraźnie doznał duszności, która sprawiła, że nawet nie uciekał przed nami, mimo że wyraźnie chciał. Jeszcze rano biegał z Kanso w kocim berku, normalnie przyszedł poobserwować mnie w kuchni i z apetytem zjadł smaczek. Ta nagła zmiana skłoniła nas do natychmiastowego kursu do kliniki całodobowej. Lisek został przyjęty natychmiast, a jego stan określony jako zły - dusił się coraz bardziej, a potworny stres uniemożliwiał dokładne zbadanie. Każda próba dotyku tylko pogarszała jego stan. Dostał więc leki uspokajające i został umieszczony pod tlenem. Po godzinie otrzymaliśmy telefon, że przestał oddychać, a reanimacja nie przywróciła funkcji życiowych
Do tej pory jesteśmy zszokowani i nie możemy uwierzyć w to, co się stało... Nie dociera do nas, że odszedł. Młody kot, bez żadnych problemów zdrowotnych, bez żadnych sygnałów ostrzegawczych, które mogłyby wskazywać, że dzieje się z nim cokolwiek niepokojącego. Nawet upał nie wydaje się czynnikiem, który mógłby w jakiś sposób zaszkodzić, bo Lisek tego dnia nie wychodził na balkon, a w mieszkaniu nie było szczególnie gorąco. Duszność dopadła go nagle, gdy schodził z szafy na podwieczorek.
To wprost niewyobrażalne, jak bardzo daje się odczuć nieobecność kota, który nie dawał się głaskać! Mimo swojej niechęci do dotykania, był towarzyszem nie tylko dla kotów, ale i dla nas.
Kanso już go szuka, bo z nim najczęściej Lisek się bawił. Mina chodzi nieswoja i ogłupiona. My, choć wiemy, że on już nie wróci, też pozostajemy w niedowierzaniu i bólu. Był takim pięknym, dorodnym kotem - jak to możliwe, że tak po prostu umarł? Bez żadnego ostrzeżenia
Jest mi szczególnie smutno, bo przez cały ten czas, miałam nadzieję, ze kiedyś do niego dotrę, że kiedyś zrozumie, że go kocham i chcę dla niego jak najlepiej. Najbardziej boli, gdy tyle jeszcze zostało do zrobienia, a już nic zrobić nie można
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."