W naszym domu zapanowała cisza. Nikt nie biega, gruchając radośnie w zachęcie do wspólnej zabawy. Nad ranem nie rozbawia nas tupot kocich stópek truchtających z pokoju do pokoju. Zrobiło się przeraźliwie cicho i smutno, jakby pustka wyzierała z każdego kąta
Wczoraj około g. 18 Lisek zaczął mocno hiperwentylować - wyraźnie doznał duszności, która sprawiła, że nawet nie uciekał przed nami, mimo że wyraźnie chciał. Jeszcze rano biegał z Kanso w kocim berku, normalnie przyszedł poobserwować mnie w kuchni i z apetytem zjadł smaczek. Ta nagła zmiana skłoniła nas do natychmiastowego kursu do kliniki całodobowej. Lisek został przyjęty natychmiast, a jego stan określony jako zły - dusił się coraz bardziej, a potworny stres uniemożliwiał dokładne zbadanie. Każda próba dotyku tylko pogarszała jego stan. Dostał więc leki uspokajające i został umieszczony pod tlenem. Po godzinie otrzymaliśmy telefon, że przestał oddychać, a reanimacja nie przywróciła funkcji życiowych

Nic nas nie przygotowało na takie wieści, to było jak grom z jasnego nieba

Do tej pory jesteśmy zszokowani i nie możemy uwierzyć w to, co się stało... Nie dociera do nas, że odszedł. Młody kot, bez żadnych problemów zdrowotnych, bez żadnych sygnałów ostrzegawczych, które mogłyby wskazywać, że dzieje się z nim cokolwiek niepokojącego. Nawet upał nie wydaje się czynnikiem, który mógłby w jakiś sposób zaszkodzić, bo Lisek tego dnia nie wychodził na balkon, a w mieszkaniu nie było szczególnie gorąco. Duszność dopadła go nagle, gdy schodził z szafy na podwieczorek.
To wprost niewyobrażalne, jak bardzo daje się odczuć nieobecność kota, który nie dawał się głaskać! Mimo swojej niechęci do dotykania, był towarzyszem nie tylko dla kotów, ale i dla nas.
Kanso już go szuka, bo z nim najczęściej Lisek się bawił. Mina chodzi nieswoja i ogłupiona. My, choć wiemy, że on już nie wróci, też pozostajemy w niedowierzaniu i bólu. Był takim pięknym, dorodnym kotem - jak to możliwe, że tak po prostu umarł? Bez żadnego ostrzeżenia
Jest mi szczególnie smutno, bo przez cały ten czas, miałam nadzieję, ze kiedyś do niego dotrę, że kiedyś zrozumie, że go kocham i chcę dla niego jak najlepiej. Najbardziej boli, gdy tyle jeszcze zostało do zrobienia, a już nic zrobić nie można
