W związku z nadciągającą niedługo wizytą u weta ciotka come-here zaczyna oddychać nieco szybciej, trzymam kciuki w każdej kończynie, aby udało się dojść do tego, co jest Codusiowi.
Tymczasem pracowity weekend za nami - sobota pod znakiem barfa. Tym razem szarpnęliśmy się na zrobienie 6 kilogramów naraz, noże siekały, zapaleni barfiarze (sztuk dwie) ocierali pot z czoła, aby nadzorca gastronomiczny (w sensie Coduś

) wydał pozytywny atest żywieniowy.
Nasz inspektor trochę musiał pomyśleć nad atestem, jednakże kilka łapówek o charakterze mięsnym pozwoliło wydać pozytywną opinię.
Ach, zapomniałabym! Lewa łapka Codula wygląda super, pacjent pozwala oglądać, dotykać, kamień z serca. Prawda, że super wieści?
