chemioterapia kota
: 31 lip 2016, 19:43
Stoimy przed bardzo ważną decyzją.
Plastuś (teraz Zoidberg), który z nami mieszka, miał wykryty nowotwór złośliwy. (więcej informacji dotyczących przebiegu choroby tutaj ) Właśnie doszedł do siebie po drugiej operacji - amputacji tylnej łapki. Ma się dobrze, zaadaptował się do 3 łap, bawi się z Nieszczęściem, ma apetyt - generalnie wszystko jak trzeba.
Z tym że wyniki drugiej histopatologii są złe - nowotwór zajął węzeł chłonny, więc jest prawie pewne, że będą przerzuty. Aktualnie jeszcze żadnych nie wykryliśmy, ale jesteśmy umówieni na usg płuc, badanie kardiologiczne i krwi. Oraz, jeśli nie będzie przeciwwskazań, na pierwszą chemioterapię.
I tu właśnie tkwi dylemat, ponieważ nie jesteśmy pewni, czy chcemy ją stosować.
Leczenie byłoby przeprowadzone w klinice dr. Wąsiatycza na Mieszka I - wiemy, że w Poznaniu nie ma onkologa z prawdziwego zdarzenia, ale tam tę terapię wykonują, a nas ani materialnie ani logistycznie nie stać na leczenie w innym mieście.
Wiemy też, że ma to być głównie forma leczenia paliatywnego z dużą ilością niewiadomych - bo MOŻE zniszczyć pozostałe komórki rakowe, ale MOŻE też zupełnie nic nie zmienić. Kot MOŻE czuć się potem lepiej, ale MOŻE też dużo gorzej.
Obawiamy się też kwestii finansowych, bo już do tej pory na wszystkie badania i operacje poszło ok.3000 zł i pomału kończą nam się źródła pieniędzy.
W internecie krążą też różne historie - że kot wziął 2 tury chemii i wyzdrowiał, albo że był na niej przez 3 lata non stop (!) i zmarł.
Nie wiemy czy w tym kontekście nie byłoby lepiej po prostu dać Zoidowi pożyć w spokoju tyle, ile mu zostało... (może to brzmieć bezdusznie, ale po utracie 4 miesiące temu pierwszego kota na FIP i po dwóch ostatnich miesiącach codziennej walki z nowotworem człowiek nabiera perspektyw.)
Dlatego proszę o zabranie głosu wszystkich, którzy mieli styczność z chemioterapią kotów - jakie były koszty, jak długo trwała, co ze sobą niosła i jakie były efekty? Opinie na temat naszej sytuacji, które pomogą nam podjąć decyzję są również mile widziane.
Miau.
Plastuś (teraz Zoidberg), który z nami mieszka, miał wykryty nowotwór złośliwy. (więcej informacji dotyczących przebiegu choroby tutaj ) Właśnie doszedł do siebie po drugiej operacji - amputacji tylnej łapki. Ma się dobrze, zaadaptował się do 3 łap, bawi się z Nieszczęściem, ma apetyt - generalnie wszystko jak trzeba.
Z tym że wyniki drugiej histopatologii są złe - nowotwór zajął węzeł chłonny, więc jest prawie pewne, że będą przerzuty. Aktualnie jeszcze żadnych nie wykryliśmy, ale jesteśmy umówieni na usg płuc, badanie kardiologiczne i krwi. Oraz, jeśli nie będzie przeciwwskazań, na pierwszą chemioterapię.
I tu właśnie tkwi dylemat, ponieważ nie jesteśmy pewni, czy chcemy ją stosować.
Leczenie byłoby przeprowadzone w klinice dr. Wąsiatycza na Mieszka I - wiemy, że w Poznaniu nie ma onkologa z prawdziwego zdarzenia, ale tam tę terapię wykonują, a nas ani materialnie ani logistycznie nie stać na leczenie w innym mieście.
Wiemy też, że ma to być głównie forma leczenia paliatywnego z dużą ilością niewiadomych - bo MOŻE zniszczyć pozostałe komórki rakowe, ale MOŻE też zupełnie nic nie zmienić. Kot MOŻE czuć się potem lepiej, ale MOŻE też dużo gorzej.
Obawiamy się też kwestii finansowych, bo już do tej pory na wszystkie badania i operacje poszło ok.3000 zł i pomału kończą nam się źródła pieniędzy.
W internecie krążą też różne historie - że kot wziął 2 tury chemii i wyzdrowiał, albo że był na niej przez 3 lata non stop (!) i zmarł.
Nie wiemy czy w tym kontekście nie byłoby lepiej po prostu dać Zoidowi pożyć w spokoju tyle, ile mu zostało... (może to brzmieć bezdusznie, ale po utracie 4 miesiące temu pierwszego kota na FIP i po dwóch ostatnich miesiącach codziennej walki z nowotworem człowiek nabiera perspektyw.)
Dlatego proszę o zabranie głosu wszystkich, którzy mieli styczność z chemioterapią kotów - jakie były koszty, jak długo trwała, co ze sobą niosła i jakie były efekty? Opinie na temat naszej sytuacji, które pomogą nam podjąć decyzję są również mile widziane.
Miau.