Poznajcie rodzeństwo z działek przy ul. Owczej - troje zabiedzonych młodziaków zeszłorocznych trafiło do nas z zaawansowanym kocim katarem - Huncwot niby się trzymał, ale po tygodniu też wylądował w wolontariackiej łazience, bo szpitalik pełen - tylko na leczenie, no bo przecie dzikuny, bo zakoceniśmy do granic możliwości, bo w teorii - mają gdzie wrócić (działki z karmicielką)... Chłopaki pozbierały się w miarę szybko; Hulankę leczyliśmy 5 tygodni - dwoma antybiotykami... Było już na tyle dobrze, że zostały zaszczepione - i co? Bandzior znowu ma katar i kaszel; wszystkie zapalenie dziąseł, mimo że nie mają nawet roku... I tak już pozostanie - na dworze dożyłyby w porywach kilku lat - o ile w ogóle...
Zatem mimo zakocenia, kiepskich finansów - nie mamy sumienia ich wypuszczać; zwłaszcza że
Bandzior jest już totalnie oswojony:
Hulanka - wystraszona, ale pozwala wykonać przy sobie wszystko, w ogóle brak w niej agresji:
a
Huncwot - cóż, największy z niego chojrak, zasyczy, ale można obsłużyć go gołymi rękami, łącznie z podaniem tabletki do paszczy; jest też zdecydowanie większy od rodzeństwa - będzie giga kocurem:
Dzieciaki na
ZDJĘCIACH i
FILMACH.