kocie burrito
: 30 maja 2017, 20:19
Dobry wieczór,
chciałabym podzielić się z Wami pewnym doświadczeniem, które miało miejsce podczas wizyty u weterynarza, a jednocześnie zapytać, czy takie postępowanie jest "normalne".
Byłyśmy dziś (ja i siostra) z kotkiem u nowego dla nas weterynarza, wszystko przebiegało w miarę okej (chociaż uważam za niezbyt kulturalne odbieranie telefonu podczas wizyty pacjenta czy kilkukrotne prośby o przypomnienie mojego nazwiska, bo podczas wywiadu ze mną, Pani dr udzielała równocześnie wskazówek swojej pomocnicy), ale do rzeczy.
Dodam jeszcze, że kotek, od pewnego czasu, już nie zachowuje się u weterynarza najgorzej, powiedziałabym nawet, że całkiem dobrze. Dzielnie znosi zastrzyki, usg, rentgen czy ogólne oględziny jego stanu, jedyne czego nie znosi to mierzenia temperatury, krótko mówiąc, nienawidzi mieć czegoś w dupce
no a tak się dziś niefortunnie stało, że pierwszym badaniem jakie Pani dr przeprowadziła było pobranie jakiegoś wymazu z prostnicy, przy czym oczywiście Biś nie był najspokojniejszym kotkiem na świecie. Kolejne było pobranie krwi, i tu stało się coś, czego jako nadopiekuńcza kociamatka nie mogę zrozumieć, otóż Pani stwierdziła, że ponieważ kotek nie jest "współpracujący" to ona przyniesie koc, myślę sobie - okej, nie wiedziałam po co, zupełnie nie podejrzewałam, owinęła go w ten koc, wyciągnęła mu tylko łapkę i kazała nam mocno trzymać, nieświadome tego co właściwie robimy, zrobiłyśmy co nam kazała, Biś zaczął tak potwornie się wydzierać, po krótkiej chwili oczywiście z koca się wydostał (bo niedostatecznie mocno trzymałyśmy...), my kiedy już dotarło do nas na co się zgodziłyśmy, powiedziałyśmy, że nie chcemy tego koca, że go przytrzymamy bez niego, Pani dr nie była z tego faktu zadowolona, bo "nie damy rady", ale ostateczne się zgodziła. I poszło gładko, Bis wtulił się w ramię i nawet nie drgnął podczas pobrania krwi. Fakt żałuję, że nie wspomniałam Pani dr, że Biś tak źle reaguje tylko na jakieś sprawy okołodupkowe, ale zupełnie o tym nie pomyślałam w tamtej chwili.. Po powrocie do domu Biś schował się pod łóżkiem i czuję, że zafundowałam mu traumę ;( ja zresztą tez nie mogę dojść do siebie po tym co zaszło w gabinecie.
I teraz proszę, podzielcie się ze mną swoimi opiniami na ten temat, skąd w ogóle pomysł z tym kocem (?!), czy to powszechnie stosowana praktyka?
chciałabym podzielić się z Wami pewnym doświadczeniem, które miało miejsce podczas wizyty u weterynarza, a jednocześnie zapytać, czy takie postępowanie jest "normalne".
Byłyśmy dziś (ja i siostra) z kotkiem u nowego dla nas weterynarza, wszystko przebiegało w miarę okej (chociaż uważam za niezbyt kulturalne odbieranie telefonu podczas wizyty pacjenta czy kilkukrotne prośby o przypomnienie mojego nazwiska, bo podczas wywiadu ze mną, Pani dr udzielała równocześnie wskazówek swojej pomocnicy), ale do rzeczy.
Dodam jeszcze, że kotek, od pewnego czasu, już nie zachowuje się u weterynarza najgorzej, powiedziałabym nawet, że całkiem dobrze. Dzielnie znosi zastrzyki, usg, rentgen czy ogólne oględziny jego stanu, jedyne czego nie znosi to mierzenia temperatury, krótko mówiąc, nienawidzi mieć czegoś w dupce

I teraz proszę, podzielcie się ze mną swoimi opiniami na ten temat, skąd w ogóle pomysł z tym kocem (?!), czy to powszechnie stosowana praktyka?