Posterunek energetyczny w jednej z podpoznańskich miejscowości; pracownicy życzliwi, jeden z nich dokarmia koty - od kilkunastu lat; zawsze jest kotka, przez pewien czas kocięta; te jednak systematycznie giną - niektóre na ruchliwej drodze, inne po prostu przepadają. Kotki też się zmieniają - wiadomo, życie kota na wolności nie jest lekkie i przyjemne jak się niektórym wydaje. Ostatnia kocia mama przepadła w lutym - przyszła z ogromną raną szarpaną klatki piersiowej (panowie podejrzewają uraz od silnika samochodowego, na których koty lubią zimą się wygrzewać) i już więcej nie pojawiła - nie udało się Jej pomóc... To było jakieś szóste pokolenie - zostało po Niej dwoje kociąt zeszłorocznych: Czuszka, czarna jak Mama, i Tupito - sympatyczny pingwinek. Kotka przejęłaby pewnie pałeczkę rodzenia po Mamie, być może ojcem byłby Tupito, co skutkować mogłoby wadami genetycznymi... W każdym razie rodzeństwo zostało odłowione i wysterylizowane; niestety (?) podczas rekonwalescencji okazało się, że oboje są zagrzybieni - po miesięcznym pobycie w szpitaliku wyszło na jaw, że bardzo lubią człowieka; i już nie wrócą. Zwłaszcza że ich karmiciel niebawem udaje się na emeryturę...
Oba koty są jeszcze na kwarantannie, niestety w osobnych klatkach; wiemy na pewno, że oba bardzo lubią inne futra, zwłaszcza Czuszka, która nieustannie próbuje przez pręty klatki dosięgnąć inne kociaste; Tupito jest bardziej wyważony, zastanawiamy się, jak zareagują na siebie, kiedy będziemy mogli je połączyć...
Czuszka i Tupito na
ZDJĘCIACH i
FILMACH. Dom tymczasowy rodzeństwa na
facebooku.