Późny wieczór, ciemno, leje deszcz...Telefon od zaprzyjaźnionej Karmicielki: coś mi płacze pod oknami, próbowałam złapać, ale się nie da - malutkie, jak szczurek; kicha, oczka zalane ropą... Rano jedziemy z łapką, pełni nadziei, że malutkie jeszcze nie odeszło. Niestety - malca nie ma; ale łapkę zostawiamy na wszelki wypadek. Wieczorem radosny głos - mam małe, ale szybko trzeba do weta, bo ma pyszczek w jakichś dziwnych plamach czy strupach - nie da się dotknąć, gryzie i drapie, dzikusek. No to jedziemy. Naszym oczom ukazuje się... przepiękna szylkretka

Chudziutka, kichająca, z zaklejonymi oczętami, ale niepogryziona, bez ran i strupów:) Jest tak lekka, że zadziałał patent "na sznurek" - dobrze, że Karmicielka już w tym względzie przeszkolona!
U lekarza okazuje się, że mała jest w bardzo złym stanie - słabiutka, odwodniona, koci katar w rozkwicie, musi być dogrzewana... Ale ma giga apetyt, więc zostaje wypisana do domu - już tymczasowego, który na cito udaje się znaleźć.
Ale to już na szczęście przeszłość - teraz Lisa kwitnie - no i bardzo kocha człowieka:) Jeszcze musi być izolowana od innych kotów, jest też od nich sporo mniejsza, więc póki co - rozwijamy uczucia w kierunku ludzi, na kocie przyjdzie czas - wkrótce; po cichu jednak liczymy na ich wybuch
https://www.youtube.com/watch?v=KMxbuTs ... s0kQ__97xQ
Lisa na
zdjęciach i na
filmach.