
Mietek przez dwa miesiące unikał różnego rodzaju łapek, podbieraka czy wchodzenia do altany, co wcześniej praktykował - zatem jak tylko znalazł się w niej (chłód? senność?? nieważne!) pędziłam na cito, by go "zdjąć" - jakież było nasze zaskoczenie, kiedy kot lekko nakierowany wszedł po prostu do transportera - już miałyśmy czarne myśli, że jest tak chory, że szuka pomocy... Następnego dnia był już u weta - niestety potwierdziły się nasze podejrzenia - test na wirusową białaczkę (tak jak i u Kazia) wyszedł pozytywny:( ALE nie jest źle - jedynie jeden z parametrów wątrobowych jest podwyższony, reszta ok! Oprócz kastracji usunięto kocurowi kilka zębów - były w fatalnym stanie, na pewno sprawiały mu ból, bo strasznie się ślinił, czasem także z krwią...
Generalnie chłopak nie może się zdecydować, czy jest groźny czy nie - czasem prycha i paca łapą, czasem nie robi nic, Karmicielce pozwalał się głaskać; bardzo ożywia się widząc koty, do których nie może niestety dołączyć:(
Teraz pracujemy nad zdobyciem zaufania Mieciowego i jakiegoś domu tymczasowego choćby, który będzie na tyle świadomy, że otworzy się dla kota z białaczką, by nie musiał siedzieć w klatce...
Mieciu na ZDJĘCIACH i FILMACH.