Oba dzieciaki skojarzyły już obecność człowieków w szpitaliku z porą karmienia, dlatego nieuchronne zbliżanie się dyżurnego do klatki traktują z mieszanką wyczekiwania i strachu. W pierwszej fazie dominuje lęk, że człowiek będzie chciał je tykać. I zwykle mają rację - bez tykania żaden dyżurny nie opuści swojego posterunku. Staramy się łączyć delikatne głaski patykiem i nieśmiałe próby głaskania ręką, z nadzieją, że w końcu zrozumieją, że ta ręka nigdy ich nie skrzywdzi.
Strzeszynka reaguje bezruchem w kącie klatki, jakby bała się nas prowokować do złości...
Podolek zaś bardziej gniewnie okazuje swoją niechęć - sycząc, a czasami nawet pacając (chociaż zdjęcie tego nie uchwyciło)
Później jednak gdy głaskom nastanie koniec i na chwilę znikamy by umyć miski Dzieciaki wiedzą, że torturom nadszedł kres i teraz jest PORA KARMIENIA, której potrafią domagać się głośnymi miaukami.