Fundacja 'Koci Pazur' Strona Główna Fundacja 'Koci Pazur'
Fundacyjne forum kociarzy z Poznania

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: jaggal
Wto 28 Maj, 2019 16:54
Fornal
Autor Wiadomość
Hannibalek 

Dołączyła: 08 Paź 2018
Posty: 60
Skąd: poznań
Wysłany: Wto 16 Kwi, 2019 19:08   

Oto i one długo wyczekiwane :)









 
 
Hannibalek 

Dołączyła: 08 Paź 2018
Posty: 60
Skąd: poznań
Wysłany: Pon 29 Kwi, 2019 14:37   

Weekend majowy tuż tuż, a dzisiejszy dzień przyniesie Fornalowi wizytę kontrolną u dr Sobierlaskiej. Pączek kochany przeżywa chyba drugą młodość bo zrobił się naprawdę bardzo aktywny. Chodzi swobodnie po całym mieszkaniu, bawi się swoją ulubioną mini poduszeczką i oczywiście zalicza regularnie wyjścia na balkon jak tylko pogoda za oknem dopisuje :)

To zwiększona ruchliwość niestety spowodowała utratę wagi o 0,2 kg :(
Robimy co możemy, żeby Fornalowi wcisnąć dodatkowe gramy karmy, ale on chyba stwierdził, że chce być fit na wiosnę :: Doszło nawet do tego, że Pączuś pierwsze co robi jak wyjdzie na "dwór" to idzie sobie skubnąć trochę trawki z doniczki, niestety przez brak zębów idzie mu to opornie, ale zupełnie się tym nie zraża.

Trzymajcie kciuki za Pączulka, żeby wyniki badań były lepsze niż ostatnio :)









 
 
kat 

Dołączyła: 18 Mar 2013
Posty: 15132
Skąd: Poznań
Wysłany: Pon 29 Kwi, 2019 22:01   

Mocno trzymam :ok:
 
 
Hannibalek 

Dołączyła: 08 Paź 2018
Posty: 60
Skąd: poznań
Wysłany: Sob 18 Maj, 2019 09:38   

Cześć :)

Na wstępie chcemy przeprosić wszystkich fanów Fornala za takie długie oczekiwanie na nowe wiadomości :(
Tym bardziej, że po wizycie u dr Sobieralskiej w pon przed weekendem majowym nie miałabym dobrych wiadomości. Kreatynina przekroczyła 3,0 a mocznik poszybował do 135. Pączuś schudł nam przy tym 0,2 kg, zaczął wybrzydzać z jedzeniem, ale też się więcej ruszał. Nic nie wskazywało na to, że stan na "oko" będzie się przekładał na pogorszenie parametrów nerkowych... 2 dni później Fornal rano zwymiotował, a potem nie chciał jeść. Dzięki pomocy i Tajgi udało się w wolne zdobyć kroplówki i zaczęliśmy ponowne kroplówkowanie. I tak z dnia na dzień jadł coraz więcej, a po tygodniu wróciliśmy do wagi wyjściowej 4,5 kg :)
Najedliśmy się strachu co nie miara, na szczęście Fornal szybko wrócił na nogi (właśnie w tej chwili skubie sobie trawkę z doniczki :D ). Pączusia i naszego rezydenta Pompka coraz częściej widzimy jak nawzajem się liżą po główkach (rośnie nam na oczach piękna kocia przyjaźń, niestety telefon jak na złość nie był pod ręką więc nie mam żadnego filmiku, ale myślę, że na razie nic straconego :)

Zdjęcia i nowe filmy wysyłam dziś na serwerach na dniach powinnam je tu wstawić :D
Trzymajcie kciuki za staruszka, (dobrze, że tego nie czyta, bo by się chyba obraził, szczególnie jak demonstruje wszystkim galopy wzdłuż korytarza :D )

Za 2 tygodnie kontrola wyników i życzę sobie i jemu z całych sił, byśmy mieli dla Was same dobre informacje :)
 
 
kat 

Dołączyła: 18 Mar 2013
Posty: 15132
Skąd: Poznań
Wysłany: Sob 18 Maj, 2019 10:14   

Moc kciuków :ok:
 
 
Hannibalek 

Dołączyła: 08 Paź 2018
Posty: 60
Skąd: poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 16:13   





Nawet nie wiem jak zacząć. Nigdy nie byłam dobra w pisaniu, każde wypracowanie z polskiego było dla mnie katorgą odkąd pamiętam. Tym bardziej trudno jest mi teraz dobrać odpowiednie słowa by razem tworzyły spójną całość. Ale muszę to zrobić dla Pączka bo to jestem mu winna.

Pączuś w piątek 24 maja odszedł za Tęczowy Most.

Nie pytajcie mnie jak to się stało, sama do tej pory nie potrafię tego zrozumieć jak do tego doszło. To prawda, że decydując się na zostanie domem tymczasowym dla tego wspaniałego kota musiałam zdawać sobie sprawę, że prędzej czy później musi to nastąpić. Zanim Wam opowiem o tym co się wydarzyło tego najgorszego dnia w moim życiu, chcę Wam opowiedzieć o naszej historii, może dzięki niej ktoś zdecyduje się dać dom, choćby tymczasowy szczególnie tym kotom, którym najciężej znaleźć spokojną przystań.
A wszystko zaczęło się od FB, gdy we wrześniu 2018 roku zobaczyłam post, wołanie o pomoc dla Fornala. Jego wyraz pyszczka ze zdjęcia, te smutne oczy, ta rezygnacja… Ten obraz został mi w pamięci i nijak nie mogłam go z siebie wyrzucić. Tym bardziej, że widziałam te 3 litery z plusem, których tak każdy się boi – FIV+, dodatkowo sędziwy wiek i początek niewydolności nerek… Jeśli ktoś szuka przepisu na nieadopcyjnego kota, to znajdzie go linijkę wyżej.

Skradł mi serce od samego początku, mimo, że strach przed nową sytuacją jest zawsze. Pytania rojące się w głowie: czy sobie poradzę, czy dogada się z moimi rezydentami (w mojej kociej rodzinie koegzystują koty FIV+ i FIV-), czy dam radę podawać mu leki i czy jestem przygotowana na to, że będę musiała prędzej czy później pomóc mu odejść…
Teraz z perspektywy czasu mogę Wam odpowiedzieć na wszystkie te pytania. Jeśli się kogoś kocha, kocha tak naprawdę, to jest się w stanie zrobić dla niego wszystko. Można nauczyć się podawać baterię leków, zastrzyki, robić kroplówki podskórnie, otwierać kilka różnych puszek/saszetek by tylko zjadł jak najwięcej i by nie tracił na wadze, jeździć do weterynarza co miesiąc na kontrolę. Naprawdę to wszystko jest się w stanie zrobić i nie tylko.

Chciałabym opowiedzieć Wam o tym jakim wyjątkowym kotem był Pączek. Z początku był przerażony, nieufnie obserwował każdy nasz krok, czy przypadkiem nie będziemy chcieli zrobić mu krzywdy. Nie jestem w stanie opisać jakie towarzyszyło mi uczucie, gdy widziałam, że ten biedny, starszy, schorowany kot powoli, z każdym dniem coraz bardziej się na nas otwierał. Najpierw z Piotrkiem cieszyliśmy się z tego, że Pączek zrobił pierwszy krok poza klatką, poszedł do łazienki i położył się w umywalce. Następnie odkrył sufitowy drapak, a na nim budkę - to ona była pierwszym jego schronieniem, w którym czuł się bezpiecznie. Z kotami Pączul dogadał się bez najmniejszych problemów, a nawet znalazł przyjaciela – razem wspierali się w chorobach, które ich dręczyły. Z każdym dniem wpatrywałam się w niego, jak niesamowite robi postępy otwierając się na nas. Początki nie były łatwe, bo musieliśmy podawać mu leki, a to na pewno kotu po przejściach w nieznajomym miejscu nie mogło się za dobrze kojarzyć. Nie minęło dużo czasu, aż całkowicie zaakceptował ich podawanie i przestał przed nami uciekać. Zamkniętą czarną budkę po niedługim czasie zamienił na dużą szarą kanapę.

Jeśli mam wybrać najlepsze wspomnienie z Pączulkiem, to moment kiedy wskoczył na kanapę nieśmiało, nie będąc pewnym czy jest to dla niego do końca bezpiecznie, bym po prostu go pogłaskała i wymiziała. To uczucie, które mi w tym momencie towarzyszyło, jest nie do opisania, ale od tego momentu wiedziałam, że nasza relacja oparta była o najszczerszą miłość i zaufanie.

Pączek od ładnych kilkunastu tygodni spał przy mnie. Przychodził do mnie na kanapę po głaski i całusy, jak tylko widział, że zaraz na niej usiądę czy się położę. On naprawdę pragnął bycia z człowiekiem mimo, że w swoim życiu nieraz się na nim zawiódł. Był tak inteligentnym kotem, że wiedział, że jak budzik w telefonie zadzwoni, to znaczy, że ja zaraz się obudzę i mimo, że nie otworzyłam jeszcze oczu to ocierał się i prosił o głaskanie. Przy tym wszystkim mruczał niesamowicie. Nie tylko podczas pieszczot ale także przy czesaniu (uwielbiał to, sprawiało mu chyba najwięcej radości), wystarczyło, że przyszłam do niego i usiadłam obok, a on już włączał najgłośniejszy traktorek. Nie stracił do mnie zaufania nawet gdy musiałam go zacząć kroplówkować, bo po niezbędnym zabiegu podwyższyły mu się parametry nerkowe. On tolerował te wszystkie zabiegi jakby rozumiał, że to wszystko robimy dla jego dobra i zdrowia.

Miesiące mijały w najlepsze gdy nagle pojawiło się pierwsze tąpnięcie…

Pączek w majówkę, zaczął wybrzydzać z jedzeniem, mniej jadł, schudł 200 gramów, raz nawet zwymiotował. Myślałam, że przyczyną jest większa jego aktywność, bo wierzcie mi, jakbyście zobaczyli jak ten 16 letni kocur biegał po drapakach – nie jeden paroletni kot mógłby pozazdrościć energii i siły naszemu kochanemu Pączulkowi. Niestety parametry nerkowe podwyższyły się – kreatynina 3 z groszem, niedokrwistość i mocznik 130 parę. Panika. Od tego momentu na stałe zaczęliśmy kroplówkować, z przerwą co 3 dzień. Po paru dniach wrócił apetyt i wszystko wskazywało na to, że powoli wychodzimy na prostą, byłam pewna, że na następnej kontroli za 2 tygodnie wyniki znacznie spadną…

Niestety tego już z Pączulkiem się nie doczekaliśmy.

W to piątkowe feralne popołudnie jakaś siła wyższa postanowiła zabrać naszego ukochanego kota za Tęczowy Most. Było piękne popołudnie, wracałam rowerem z pracy ciesząc się z nadchodzącego weekendu, że wreszcie zobaczę koty i spędzę z nimi trochę więcej czasu. Piotrek miał wrócić z delegacji, wieczorem mieliśmy się położyć na kanapie obejrzeć film, a z nami umiziane koty. Po drodze wstąpiłam do sklepu na małe zakupy i wreszcie dotarłam do domu. Koty czekały za drzwiami, weszłam do mieszkania, na hamaku spał sobie słodko Pączulek. Jak mnie usłyszał zszedł z posłania na podłogę i położył się na falistym tekturowym drapaku – to był znak, że jest głodny i czas najwyższy na obiadek. Wyciągnęłam jedzenie z lodówki i czekając aż jedzonko się trochę ociepli posprzątałam kuwety, wywiesiłam pranie i podałam Pączulkowi leki. Zjadł najpierw trochę jednego jedzonka, potem dałam mu drugie. Ostatni raz żywego widziałam go jak odchodził od miski wyglądając na zadowolonego i najedzonego. Zadzwonił telefon – chwilę rozmawiałam i odłożyłam słuchawkę. Po paru sekundach słyszę głosy – jakby wymioty, a 4 nasze koty biegną przerażone w kierunku kanapy. Patrzę – nie widzę Pączka, słyszę stęknięcie i lecę w ich kierunku. Zaglądam pod spód, a tam najokropniejszy obraz jakiego chyba nigdy nie zapomnę - leżący na boku nasz kochany Pączul, a obok wymiociny. Ogarnęło mnie przerażenie, próbowałam jak najszybciej go stamtąd wyciągnąć, niestety leżał prawie na samym końcu, a ja byłam sama w mieszkaniu. Zanim udało mi się podnieść kanapę minęło może 90 sekund. Był bezwładny, próbowałam nim potrząsnąć myśląc, że się zachłysnął, ale po kilku próbach widząc jego stan wyleciałam z mieszkania do weterynarza – mamy to szczęście, że jest w tym samym bloku. Zapłakana dotarłam do gabinetu. Lekarka zbadała, osłuchała i powiedziała, te 2 najgorsze słowa - NIE ŻYJE.

W tym momencie serce rozpadło mi się na tysiące małych kawałków. Jak to nie żyje? Przecież parę minut temu Pączul radośnie biegał po mieszkaniu, chciał wyjść na balkon i pięknie zjadł jedzonko. To niemożliwe, żeby nie żył, przecież od 2 tygodni było coraz lepiej. Co się stało?
Tego się niestety nie dowiemy – nie zdecydowałam się na sekcję zwłok. Jemu to jest już obojętne, a ja nie chciałam go oglądać w takim stanie. Weterynarz twierdzi po opisie sytuacji, że to na 90% przyczyna sercowa, na którą absolutnie nie miałam wpływu. Nie zmienia to jednak stopnia bólu jaki odczuwam od tych paru dni, gdy go już z nami nie ma. Dla własnego komfortu psychicznego starałam się oswoić z myślą, że przewlekła niewydolność nerek jest nieuleczalna i postępuje i, że kiedyś będę musiała się zdecydować by pozwolić mu odejść bez bólu i cierpienia. Wiedziałam, że odejdzie kochany, wtulony we mnie i spokojnie zaśnie. Nigdy ani przez chwilę przez myśl mi nie przeszło, że jego śmierć przyjdzie tak niespodziewanie i gwałtownie… Do dnia dzisiejszego nie mogę uwierzyć w to co się stało, mam wrażenie, że to jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić. Ta obezwładniająca niemoc, że nie byłam w stanie mu pomóc, a przecież wydawało mi się, że jestem w stanie zrobić dla niego wszystko.

Siedzę teraz w tym smutnym pustym mieszkaniu, mimo, że jest tu jeszcze 5 innych kotów. Wszystko wydaje się bez sensu i szare. Widzę jego miseczkę i płaczę. Wstaję rano i patrzę na niebieskie pudełko – komu ja będę podawać codziennie rano i wieczorem leki? Na wieszaku wisi pusta butelka po Ringerze, w piątek wypadał właśnie dzień przerwy – kolejny powód do radości, Pączul będzie miał dzień spokoju od wszelakich igieł, jednak chwilowa radość zamienia się w czarną rozpacz. Tu na podłodze leży jego zabawka, tam jego obróżka, którą zakładałam do kroplówkowania. W kącie stoi specjalnie dla niego zorganizowana kuweta, dziś już niepotrzebna. Pełną miskę wody, z której najchętniej pił Pączulek, już nie będzie potrzeby dopełniać.

Przy dzieleniu swojego życia z tyloma żyjącymi stworzeniami potrzebującymi opieki czas wydaje się być na wagę złota. Nie raz człowiek padał na twarz po ciężkim dniu, a po powrocie do domu trzeba było jeszcze tyle rzeczy zrobić – bo „posiadanie” zwierzęcia to nie tylko przywilej, ale obowiązek, o którym niestety nie każdy chce pamiętać. To ogromna odpowiedzialność za życie i zdrowie tego małego futrzaka . Niemniej nie ma dla mnie rzeczy materialnej, której bym nie była w stanie oddać by znowu móc wziąć Pączka na ręce i poczuć to miękkie futerko pod palcami, poświęcać czas dla tego kochanego puchatego stworzenia. Dopiero jak poczujemy na własnej skórze stratę najbliższych naszemu sercu doceniamy jak mało istotne i błahe są problemy życia codziennego. Takie sytuacje uczą, że nigdy nie wiadomo, co się za chwilę stanie, w jednej chwili jesteśmy, a w drugiej nas nie ma, że trzeba żyć tak jakby każda wspólna chwila miała być dla nas tą ostatnią…

Nie ma dnia bym od piątku nie robiła rachunku sumienia. Żałuję tylu rzeczy. Ze jak byłam w sklepie tego dnia nie kupiłam jego ulubionej kaczki, którą dostawał zwykle w sobotę. Że wynosząc pranie nie pozwoliłam kotom wyjść w ten piękny słoneczny dzień na balkon z obawy, że jeden z naszych rezydentów będzie smutny, że on jako jedyny nie może wyjść bo ma ostatnio słabą odporność i takie miał zalecenia od lekarza. Że nie wymiziałam go tego poranka wystarczająco bo zaspałam. Że gdybym nie odebrała telefonu to być może wcześniej bym coś zauważyła niepokojącego. Że nie złożyłam kanapy rano, żeby żaden kot nie mógł pod nią wejść. Najbardziej jednak żałuję, że nie doczekał się lata -wylegiwania na balkonie, wąchania kwiatków, że nie zobaczy końca budowy za oknem, którą tak często obserwował zaintrygowany. Że okrutny los dał nam tylko wspólnych 7 miesięcy – jesień , zimę i trochę wiosny. Najpiękniejszą porę roku nie spędzi już bezpiecznie w naszym domu, ostatnią tułał się po osiedlu kulejąc z raną. Żałuję, że od momentu zobaczenia posta na fb zabrało mi cały miesiąc zanim trafił do naszego domu. Gdyby tylko można było cofnąć czas…

Chciałam serdecznie podziękować paru wspaniałym osobom, których los postawił mi na drodze dzięki Pączusiowi.

Na początek Sylwii. Gdyby nie Twój upór i wytrwałość nie miałabym okazji poznać tego wyjątkowego kota. Z pomocą Oli próbowałyście od zimy 2017 złapać go by mu pomóc. Udało się to dopiero pół roku później pod koniec czerwca 2018. Dziękuję Ci za to, bo gdyby nie to, on nigdy nie trafiłby pod naszą opiekę. Za wszystkie odwiedziny i prezenty, które od Ciebie dostawał. On wiedział, że życie zawdzięcza Tobie. I za to że byłaś z nami – Piotrkiem i Pączulem, towarzysząc w tą ciężką ostatnią podróż, którą z nami odbył. Pamiętaj, on tu jest i zawsze możesz przyjść go odwiedzić.

Ola. Dziękuję Ci przede wszystkim za zaufanie, którym nas obdarzyłaś i oddanie Pączusia pod naszą opiekę. Za pomoc i wiedzę, którą od Ciebie otrzymałam. Wiesz, że chciałam dla tego malucha jak najlepiej. Wiem, raz wychodziło mi to lepiej, raz gorzej. Że jak wyniki się czasami łamały, to podtrzymywałaś na duchu, że może być lepiej i często tak właśnie było. Że mogłam do Ciebie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy i zawsze mi pomogłaś. Że zadzwoniłaś w ten piątek do Sylwii by przekazać tą straszna wiadomość o odejściu naszego Pączka bo sama nie byłam w stanie.

Tajga. Tobie chcę podziękować za szybką pomoc w załatwieniu kroplówek w tą przerwę majową. Za rady dotyczące nerkowych kotów i za pocieszenie, że stan Pączka nie jest wcale taki zły jak mi się wydawało. Za te karmy, które mu zasmakowały i sprawiły, że znowu zaczął jeść i wrócił mu apetyt.

Kriss. Dziękuję za szykowanie tych wszystkich leków i suplementów, które Pączek musiał pobierać. Mimo, że o potrzebie kolejnej porcji potrafiłam czasami napisać z dnia na dzień.

Nadira i Wojtek. Wam chcę podziękować za te wszystkie soboty podczas, których rozpakowywaliśmy jedzonko i żwirek dla Pączulka i innych kocich bied.

Nie mogę zapomnieć o Dr Sobierlaskiej, która sumiennie prowadziła go w swojej chorobie, za cierpliwość i podejście do kociego seniora. Dziękuję.

Pączusiu. Tobie chcę podziękować za te najwspanialsze 7 miesięcy w moim życiu. Nauczyłeś mnie cierpliwości, spokoju i dzięki Tobie doceniać każdy krok milowy, który zbliżał nas do siebie. Za to, że dzielnie znosiłeś podawanie tych wszystkich okropnych leków i że pozwalałeś spokojnie dawać sobie kroplówki. Dziękuję Ci za te wszystkie noce i dni, które przy mnie spędziłeś gdy siedząc nad książkami uczyłam się do egzaminu, Ty dzielnie przy mnie trwałeś, mam nadzieję, że ucząc się do września będziesz przy mnie czuwał blisko. Za te Twoje miękkie futerko i chrapki, które o mnie ocierałeś gdy wstawałam rano. Zawsze byłeś taki pogodny, mimo tego złego co Cię kiedyś spotkało. Za te gonitwy, gdy czasami chciałeś zrobić mi psikusa i uciekałeś przed lekami. Za te Twoje głośne chrapanie, którym nas częstowałeś, dziś wydaję się być najpiękniejszą melodią na świecie. Za tą Twoją życiową mądrość – widać, że to dzięki niej byłeś w stanie tak długo przetrwać na ulicy. I za tą niesamowitą empatię, którą w sobie nosiłeś, gdy Pompek z gorączką chorował Ty przy nim leżałeś i lizałeś by podnieść go na duchu i gdy będąc na wolności zniknąłeś na 2 dni i przyprowadziłeś ciężarną kotkę do swoich misek sam nic nie jedząc. Dziękuję Ci za to że po prostu z nami byłeś, szkoda tylko, że tego czasu było tak krótko. Wiedz proszę, że strasznie za Tobą tęsknie i przeraża mnie myśl, ze już nigdy się więcej nie spotkamy, że Cię nie pogłaszczę, nie przytulę do siebie. Pozostawiłeś po sobie taką pustkę, że nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie ją jakoś zapełnić. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo można przeżywać czyjeś odejście. Przepraszam, jeśli w ten piątek mogłam zrobić cokolwiek aby do tej tragedii nie doszło. Mam nadzieję, że to się stało tak szybko, że nie wiedziałeś co się z Tobą dzieję i że nic Cię nie bolało.

Głęboko chce wierzyć, że tam gdzie jesteś teraz nic Cię już nie boli. Chodzisz po zielonej trawie i nie czujesz się już nigdy głodny. Do zobaczenia, Pierniczku Mój - jak nie w tym świecie to w innym. Czekaj na mnie proszę.

A teraz śpij dobrze mój kochany, na zawsze w moim i Piotrka sercu.
















A to ostatnie zdjęcie Pączulka zrobione w czwartek podczas kroplówki na dzień przed jego odejściem...
 
 
Hannibalek 

Dołączyła: 08 Paź 2018
Posty: 60
Skąd: poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 16:16   

 
 
Chitos 

Dołączyła: 05 Cze 2015
Posty: 3127
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 18:22   

Boże... :( siedzę i ryczę...
[*] Fornalku :( :(
Trzymajcie się
 
 
Cotleone 
Don Vito & co

Dołączyła: 11 Maj 2015
Posty: 2733
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 18:52   

:cry: bardzo mi przykro.
_________________
Mruczenie jest bardzo ważne. Mruczenie wygrywa za każdym razem. (T. Pratchett)
 
 
Piena 

Dołączyła: 29 Cze 2016
Posty: 2351
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 18:54   

Dziękuję Wam za opiekę, którą objęliście Fornala - to wspaniałe, że mógł spędzić kocią emeryturę w kochającym domu. Ściskam Was i bądźcie dzielni!
 
 
wiedźma 

Wiek: 41
Dołączyła: 17 Gru 2015
Posty: 3394
Skąd: Biskupice
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 19:34   

Dziękuję Wam za te miesiące, które daliście mu u siebie. Za miłość, troskę i opiekę. Za wynagrodzenie mu tego, co wcześniej go spotkało. Za Dom.

Śpij spokojnie, Pączusiu [']
_________________
"Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los."
Oscar Wilde
 
 
kat 

Dołączyła: 18 Mar 2013
Posty: 15132
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 20:13   

Pączusiu, biegaj szczęśliwy za TM [']

Hanibalku :pociesza:
 
 
Teffina 

Wiek: 32
Dołączyła: 27 Maj 2018
Posty: 153
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 20:59   

Pączusia nie mogło spotkać większe szczęście niż Wy! Kiedy śledziłam jego wątek, nie mogłam uwierzyć i napatrzeć się! Ta niesamowita przemiana ze zrezygnowanego nieszczęścia w radosnego, pewnego siebie kota. Swoją miłością i wytrwałością sprawiliście, że ten kot zaczął drugie, tym razem już w pełni szczęśliwe życie :) Los chciał, że trwało ono krótko :( Wiem, jak i wiele osób tutaj, jak odejście braci mniejszych, naszych przyjaciół rozdziera serce :( Ale wierzę, że kiedyś ich jeszcze spotkamy i tego Wam też życzę :) Dziękuję Wam za wszystko, co dla niego zrobiliście i jestem pewna, że Pączuś też jest Wam wdzięczny i będzie na Was czekał :aniolek:
 
 
Morri 

Dołączyła: 24 Maj 2010
Posty: 17269
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 21:39   

bardzo mi przykro ;( Cieszę się jednak, że Fornal miał szansę do Was trafić :aniolek:
_________________
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
 
 
agusiak 

Dołączyła: 17 Maj 2015
Posty: 1744
Skąd: Poznań
Wysłany: Wto 28 Maj, 2019 22:24   

Przesyłam wam dużo ciepła, trzymajcie się, to zawsze boli najbardziej i długo jeszcze zostanie w sercu :( :hug:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
x
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies.
Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]