Jesienny poranek, zaspany wolontariusz podjeżdża pod szpitalik na dyżur lekowy - pod drzwiami stoi jakaś kobieta: Dzień dobry, ja tu już kiedyś byłam, pomogliście mi z karmą, teraz mam takiego biednego chorego kotka, leczony, ale kompletnie bez efektu, nie mam auta, żeby tylko zbadać - no to dobry, niedoświadczony wolontariusz pojechał z kotem do weta... Kiedy okazało się, że kot w kwiecie wieku, kompletnie bezzębny, prawie łysy, a resztki futra zrudziałe, charczący i karłowaty i trzeba go leczyć, karmicielka stwierdziła, że przecież ona leków nie będzie podawać, nie ma gdzie trzymać, oczywiście klatki też nie ma gdzie postawić, czyli kot trafi z powrotem na działki... Nie trafił - zasilił naszych podopiecznych, w związku z czym mamy już 130 kotów na stanie:/
Ale pozostawienie tej 10-letniej kotki na dworze równałoby się wyrokowi śmierci - weterynarz powiedziała nam to wprost... Po wielu wizytach mamy komplet wiedzy: hipowolemia, mnóstwo zrostów na płucach po przebytych zapaleniach, nadczynność tarczycy... Nużyca była tylko efektem całości - jej i całej gromady pasożytów już się pozbyliśmy.
Ochotka uwielbia inne koty, człowieka - JESZCZE nieco mniej, ale przecież całe swoje życie nie miała szansy poznać go bliżej - pracujemy, by to się zmieniło!
https://www.youtube.com/watch?v=2MIQDll ... _l_Vg0vFgD
Ochotka na
zdjęciach i
filmach.
PS Niestety nie mamy wizualizacji pierwotnego stanu koteczki - cały czas wierzyliśmy, że po wyprowadzeniu na prostą będzie można ją wypuścić... Tak wyglądała po miesiącu leczenia.