A było tak...
Mając tymczasowe miejsce na klatkę, powróciliśmy na Golęcin, aby dokończyć kastrować tamtejsze stado. Wiedzieliśmy, jakie koty pozostają jeszcze nieuchwytne i na jakie polujemy. I nagle niespodzianka, karmiciel łapie go... Nie wiemy, co to za kot, ale zabieramy.
Podczas transportu płacz, lament i zawodzenie, próby wydostania się z transportera, w lecznicy trudny pacjent. Dziki? Nic z tego, w klatce łagodny i spokojny - usłyszmy! W lecznicy okazuje się, że to wykastrowany, ok. 5-letni kocur bez przyciętego ucha. W konsternacji zaczynamy scalać fakty - złapany nie rzucał się w klatce, mogliśmy go dotknąć przez pręty, płakał do nas, więc może wyrzucony? Dzwonimy do karmiciela, ten w końcu zgaduje, skąd może być kocurek... To musi być kot Państwa z bloków naprzeciwko - słyszymy - karmiciel widywał go kiedyś z opiekunką na spacerach... zawsze na smyczy, by nie uciekł i by nic złego mu się nie stało. Co zatem poszło nie tak? Najpierw umarł opiekun, potem zmarła opiekunka - ludzie w podeszłym wieku. Do mieszkania wkroczył OBCY. Kota wystawił za drzwi, jak niepotrzebny nikomu mebel.
Daliśmy mu na imię Chmielik, na pamiątkę po tych, którzy go kiedyś kochali.
Chmielik szuka domu i nowych opiekunów, którzy dadzą mu to, co stracił - MIŁOŚĆ i OPIEKĘ.
Chmielik na ZDJĘCIACH i FILMACH.