Jeszcze w zeszłym roku jakiś anonim zgłosił nam kotkę z ul. Mazowieckiej - osoba ta kompletnie nie chciała z nami rozmawiać, nawet się nie przedstawiła, mieliśmy tylko coś z kotką zrobić - taki fundacyjny standard:/ Pojechaliśmy na wizję lokalną - kotka mająca mioty 2 razy w roku, z kwietnia zostało pięcioro kociąt, teraz właśnie urodziła, nie wiadomo gdzie, pewnie za czas jakiś przyprowadzi... Całe stadko dokarmiali pracownicy jednej z firm - panie nawet nie bardzo chciały szukać im domów, bo takie kochane, przymilne i ładne - jak to kocięta... Sytuacja się mocno zagmatwała, kiedy jak podejrzewam "nasz anonim" napisał skargę do szefa firmy dotyczącą "kociej sprawy" - no i się zaczęło... Szef - dotąd bardzo prokoci - musiał zmienić podejście, koty zaczęto przeganiać, usunięto budki, karmiono pokątnie gdzieś na uboczu, oczywiście nie mogły już nocować w piwnicy... Kiedy zadzwoniliśmy wczesną wiosną okazało się, że matka została już wysterylizowana - nie wiadomo przez kogo, zauważono tylko jej przycięte uszko, natomiast z piątki kociąt ostała się tylko trójka:(((( Nie wiadomo, co stało się z dwojgiem - ale to i teren leśny niemalże, zatem dzikie zwierzęta, za rogiem dwujezdniowa Niestachowska, no i koty były tak oswojone, że człowiek też mógł je skrzywdzić - albo wziąć po prostu... Obiecaliśmy, że jak tylko zwolni się duża klatka zgarniemy całą trójkę i za jednym zamachem się je wykastruje. Niestety tydzień później odebraliśmy już tylko chłopczyka i dziewuszkę...
Kocurek na oko był ok - w trakcie oględzin okazało się "tylko", że ma giga ropień na paluszku - trzeba było mu usunąć paliczek:( Koteczka za to ma o połowę mniejsze od brata gabaryty - wygląda jak półroczny kociak... Dlatego zrobiono badania krwi - i u kocura wyszła anemia... Ale chyba znaleźliśmy przyczynę - po pierwszej dawce odrobaka glisty wyłaziły z nich 3 - TRZY! dni... Mało tego - po dwóch tygodniach i następnej dawce - glisty nadal wychodziły... Kiedy kupy wciąż były syfne - zrobiliśmy badanie - i co? I lamblia:/ A kocur zaczął gubić sierść... Jakaś masakra generalnie, wliczając w to dodatkowo fakt, że kociaki są przekochane, super grzeczne i bardzo sobie oddane... To są po prostu koty, które wychowały się z człowiekiem, lgną do każdego, można je nosić na rękach, można z nimi zrobić po prostu WSZYSTKO - dlatego tym bardziej trzymanie ich w klatce jest tak straszne... Ale co czekałoby je na wolności? Dwa tygodnie temu ich mamę, która tam została, znaleziono wiszącą na płocie - cudem ją uratowano...
Kokilka:
i jej arystokratyczny profil:
Papilot na smutno:
i przykład jego możliwości miziaczych:
Rodzeństwo Mazowieckie na
ZDJĘCIACH i
FILMACH.