Zacznę od... końca: tydzień temu zadzwoniła do mnie współpracująca z nami Pani Doktor - wolno żyjąca, w pełni oswojona kotka, ok. 10-letnia, oprócz cukrzycy (na szczęście jeszcze w początkowej fazie) i fatalnego stanu uzębienia okaz zdrowia, karmiciele nie mogą zapewnić jej właściwego leczenia - rozważana jest eutanazja... Co było robić - kotka wylądowała w naszej łazience... I od razu rozkochała w sobie towarzystwo - póki co ludzkie;) Jest drobniutka, łagodna, niekłopotliwa i w pełni współpracująca - wiadomo, irytuje się trochę, kiedy kilka razy dziennie kłujemy w uszko, ale nie przejawia ani grama agresji - po prostu bardzo wtedy chce zwiać z kolan. Cukrzyca jest naprawdę we wstępnej fazie - nie ma jeszcze nadmiernego pragnienia, wilczego głodu, zmian w nerkach i oczach, neuropatii... Słodzinka zareagowała już na 1 jednostkę insuliny - glikemia obecnie kształtuje się w okolicach 200, a startowaliśmy od poziomu prawie 500 jednostek.
Tak naprawdę, gdyby nie cukrzyca, kotka mogłaby sobie żyć na terenie jednej z poznańskich firm, gdzie dba się o koty - jest specjalny fundusz na ich dokarmianie, odrobaczanie i sterylizację - ale choroba przerosła opiekunów - i tutaj Fundacja stanęła na wysokości zadania - ale karmiciele też - zobowiązali się wpłacać co miesiąc pieniądze na utrzymanie Słodzinki jako opiekunowie wirtualni - brawo!!!!
Mamy w sumie dobre wieści - glikemia się powoli stabilizuje - niestety nie ma optymalnej okolicy 120, lawirujemy wokół 200, ale pani doktor obwinia o to masakryczny stan paszczy:/ Dlatego w najbliższym czasie koteczka przejdzie zabieg sanacji - najprawdopodobniej pozbędzie się wszystkich zębów, a raczej ich resztek, które tylko sprawiają ból, a przede wszystkim powodują stan zapalny, no i sieją syfem po całym organizmie. Zatem - wszystkie kciuki zaciśnięte - bo narkoza w cukrzycy to zawsze bardzo niebezpieczna mieszanka, ale nie mamy wyjścia - za to doświadczenie naszej doktorki, więc jesteśmy dobrej myśli!
Wieści takie se - ale po kolei! W paszczy porządek zrobiony na tip-top, wszystko, co jedynie z nazwy było zębami (lub ich resztkami) udało się usunąć całkowicie, Słodzinka wybudziła się błyskawicznie i oczywiście umierała z głodu;) Podawanie tabletek temu żarłokowi to pikuś - raczej trza było uważać, żeby nie zjadła przy okazji palca! W czwartek po południu mieliśmy iść na kontrolę - a ja rano znalazłam soczysty wymiot... Już wieczorem kotka była podejrzana, bo zjadła tylko pół porcji, ale teraz podejrzenia musiały objąć całą luźną dziewiątkę, na szczęście (!) nie skończyło się na tym jednym - zaraz ujawnił się hafciarz, a raczej hafciarka - tym razem już tylko śliną poszło - niestety była to Słodzinka... No i od razu panika - nudności u cukrzyka to najgorsze, co może się zdarzyć - nie wiadomo, ile zje, czy i jak długo się to utrzyma w żołądku, a więc ile zostanie strawione - czyli ile (czy w ogóle???) podać insuliny
U weta: paszcza wygojona idealnie, brzuszek miękki, a zatem przeciwból i przeciwwymiot - pomogło, już po godzinie maluda dopominała się o jedzenie... Niby zjadła, ale mniej niż zazwyczaj, glikemie od 280 do 80, masakra... Ale w poniedziałek wraca lekarz prowadząca, więc myślelim, że dotrwamy. Niestety - dziś rano znowu hafty i na sygnale na dyżur. No i mamy zapalenie trzustki - najprawdopodobniej spowodowane narkozą:((((
Zatem jutro dokładne usg, krew, a od dziś Słodzinka na opioidach i przeciwwymiotnych i coś tam pojadła - ale bez rewelacji...
Pociesza, że ma ochotę się bawić; ale ze względu na konieczność obserwacji urobku - musi kiblować w łazience:(
Po zdjęciu widać na szczęście, że nie było problemu ze zrobieniem usg!
_________________ Istnieją dwa sposoby ucieczki od prozy życia: muzyka i koty.
Synuś, Dziczek,Maksima,Gacuś i Kajtuś P w moim sercu i pamięci, na zawsze.
kat
Dołączyła: 18 Mar 2013 Posty: 15132 Skąd: Poznań
A Słodzinka już zapomniała o jakiejkolwiek niedyspozycji zdrowotnej Śmiga po całym domu, terroryzując całe stado Tak jest - najmniejsza, bezzębna, najnowsza - a nic sobie nie robi z rezydentów, nawet tych największych - jeśli tylko któreś futro zanadto się zbliży - nawet przechodząc - jest kwik i walenie łapą... Większość się nauczyła, że kotkę obchodzi się szerokim łukiem i jest jako taki spokój - z jednym wyjątkiem - ale o tym next tajm!
A na filmiku Słodzinka w całej swej mini-krasie (w sensie gabarytów):
Ostatnio pisaliśmy o tych ultracienkich igłach - zobaczcie, jak reaguje na wkłucie Słodzinka:
W ogóle nie reaguje
Naprawdę, opieka nad kotem cukrzycowym wcale nie jest skomplikowana, zwłaszcza jeśli porównamy to z innymi chorymi przewlekle kotami...
Cynamon
Dołączyła: 16 Maj 2013 Posty: 3401 Skąd: Poznań
Wysłany: Sob 27 Lut, 2021 18:18
kotekmamrotek, potwierdzam. Sama zajmowałam się kotem z cukrzycą.
Na początku byłam przerażona ilością rzeczy jakie trzeba ogarnąć ale już po tygodniu śmigałam bez problemu z krzywą cukrzycową, przeliczaniem wartości karm aby wybrać odpowiednią.
Tu to wszystko jest już ogarnięte a podanie insuliny to naprawdę nic strasznego i koty same chętnie przychodzą, bo wiedzą że wiąże się to z jedzonkiem
Czas robi swoje i nawet taka indywidualistka, jak Słodzinka, przywyka do... nazwijmy to codziennością;) Generalnie wszystkie koty w stadzie omijają kotkę szerokim łukiem, bo inaczej (czytaj: przejście w odległości mniejszej niż metr) w 9 przypadkach na 10 jest wrzask i karząca łapka sprawiedliwości idzie w ruch - nie ma żadnych świętości! Tym bardziej doznałam szoku, kiedy naszłam takie oto dziwo:
Nie wiem, dlaczego Sztygu zasłużył sobie na takie względy, nie mam pojęcia, kto dopuścił do takiej sytuacji, w każdym razie - świat się zmienia, idzie nowe;)
Ze względu na swoje humory i mizankocię;) Słodzinka jest nazywana pieszczotliwie Babolkiem Od baby - żeby nie było! Ale jak widać na poniższym filmiku - jeśli człowiek głaszcze - może to robić nawet w towarzystwie kocim
Nowe nie przyszło - ostatnio jest coraz gorzej - przez napięte stosunki kocio-kocie Słodzinka boi się chodzić do kuwetarium i muszę ja tam zanosić - jeśli nie trafię z potrzebami - w sensie czasowym - kończy się to zalanym dostępnym kątem:/
Ale co mam zrobić??? Kota z cukrzycą wkładać do klatki????
Jak powszechnie wiadomo, wspólny wróg (czytaj: odkurzacz) łączy - ale i tak byłam w giga szoku, kiedy naszłam Słodzinkę na łóżku - co prawda całkiem sporym, ale jednak były tam inne koty...
Wyglądało to mniej więcej tak:
Nie do końca fotogenicznie, ale przynajmniej w miarę na luzie - w innych, mniej niepewnych sytuacjach, jest karząca łapa Babolka:/
Cynamon
Dołączyła: 16 Maj 2013 Posty: 3401 Skąd: Poznań
Nie do końca chill - a raczej w ogóle go nie ma:/ Ostatnio koteczka nam się posypała - glikemie w kosmosie, zapalenie pęcherza... A wszystko to odstresowe... Niestety, dopóki Słodzinka nie znajdzie się w domu, gdzie będzie przynajmniej mniej kotów (najlepszy byłby dom jedynaczy), nie ma mowy o pełnej stabilizacji zdrowotnej - wystarczy wnerw na jakiegoś kota - i już mamy cukier ponad 300:/ Jak tak dalej pójdzie pojawi się uszkodzenie nerek, wzroku... Ale ma trafić do klatki??? Już sama nie wiem, co byłoby dla niej gorsze/lepsze... W jej sytuacji nowy dom tymczasowy (nie wspominając o stałym) jest tak naprawdę być albo nie być...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
"Strona internetowa oraz forum Fundacji dla Zwierząt Koci Pazur" wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie plików cookies w celach statystycznych. [więcej informacji]