Zdziwiłam się, ale pomyślałam, że to pewnie jakiś kot wychodzący. Pełno tu takich przychodzi do mojej stołówki dla kotów wolnożyjących. Nawet mają obróżki i wywalają brzuchy do głaskania.
Ten jednak nie chce do mnie podejść. Pomyślałam, że dobrze, że taki ostrożny. Zawsze to dla niego bezpieczniej.
Wystawiłam miskę z karmą. Kot rzucił się na jedzenie, a jak już zjadł, odszedł i przestał miauczeć.
Wróciłam do domu i zajęłam się swoimi kotami.
Ale następnego dnia historia się powtórzyła. Z tą różnicą, że po zjedzeniu, kot nadal siedział w tujach.
Zrobiłam zdjęcia i wrzuciłam ogłoszenie na Zaginione/Znalezione.
W ciągu godziny zgłosili się ludzie, którym zaginęła kotka, ale to niestety nie była ona.
Czas płynął, a kot cały czas pilnował drzwi. A akurat wtedy noc była z przymrozkiem. Mam na zewnątrz drewnianą budkę dla kotów, ale nie chciał tam iść. Pilnował drzwi do domu. Wystawiłam mu więc przy drzwiach karton wyścielony polarem. Ale przy mnie do niego nie wszedł. O północy wciąż siedział blisko drzwi, ale do domu wejść nie chciał. próbowałam go zwabić do środka, ale bez rezultatu.
Jak rano wstałam, ok. szóstej, to nadal był pod drzwiami.
I wtedy udało się go zwabić do wiatrołapu na karmę. Bał się mnie, ale schowałam się do środka, do klamki przywiązałam sznurek i jak tylko wszedł do wiatrołapu, to przy pomocy tego sznurka zamknęłam drzwi. W pierwszej chwili panika. Ale przy pakowaniu do transportera, zero agresji.
Akurat tego dnia jechałam do weta, więc od razu go zabrałam, żeby sprawdzić, czy to nie ciężarna kotka, bo miał dziwnie duży brzuch.
U weta okazało się, że to kocurek, niekastrowany, zaświerzbiony, mega łagodny.
Ponieważ nikt się w jego sprawie nie zgłosił, a on okazał się super miziastym młodziakiem - ma ok. 8 miesięcy, więc został u mnie i szuka nowego, dobrego domu.
Jest już wykastrowany, w trakcie leczenia świerzba i odrobaczania, bo zwymiotował i załatwił się glistami i tasiemcem, po badaniach krwi (mamy trochę niedoboru B12 i spadek odporności, ale pozostałe wyniki całkiem ładne) i zaczipowany.
Czekają nas jeszcze badanie kału, testy i szczepienia.
Na razie Mały jest jeszcze odizolowany od innych kotów.
Ponieważ jest kompletnym przeciwieństwem Tajfuna - taki delikatny, łagodny i powolny, więc nazwałam go Zefir

Tajfun jest wszędzie, a Zefir nawet na taką półeczkę na wysokości 50cm nie wskakuje. Kot w stu procentach przypodłogowy. Zobaczymy jeszcze jak to będzie, jak zostanie wypuszczony na pokoje.
Charakter ma cudny, przytula się, gdy tylko do niego wchodzę. Jak sprzątam kuwetę, to mnie barankuje.
Jest kochany!
I jest wyjątkowo urodziwy

Zefir na ZDJĘCIACH i FILMACH.