Zaczęło się zwyczajnie, jak przeziębienie. W piątek Miłorad zaczął kichać (nie było w tym nic nadzwyczajnego, niedawno miał szczepienie, mógł się rozłożyć). W sobotę zaczęło łzawić mu prawe oczko (nie było w tym nic nadzwyczajnego, Miłorad ma podejrzenie alergii pokarmowej, od początku miesiąca bierze Pirition). Apetyt jak zawsze, zachowanie też niczego sobie. W niedzielę rano łzawiły już oba oczka, a my pomału planowaliśmy wizytę wet wciąż podejrzewając zwykle przeziębienie. W niedzielę wieczorem zastałam Miłorada apetycznego, ze strumieniami cieknącej śliny. Wyglądał fatalnie, oczka małe, pyszczek zapuchnięty, nos mokry i zasmarkany. Nie chciał żebym go dotykała, cofał się od ręki. Krztusił się śliną i panikował tym, ze coś mu zwisa z pyszczka

Zajrzałam na szybko do gardła - wyglądało normalnie. Szybka konsultacja, transporter i do weta. Niedziela, więc bez możliwości wyboru pojechaliśmy do całodobowej kliniki Wet. Kolejka kilometrowa, wiec przyszło nam czekać kilka godzin w aucie aż nas ktoś przyjmie. W tym czasie Miłorad, zaślinił cały transporter i siebie (dosłownie). Podkład był cały mokry, tak jakby osikany, ale to była ślina. Kot ośliniony od łap do ogona
Co wyniknęło z wizyty.. płuca czyste, temperatura w normie, krtań tkliwa. Wstępna diagnoza mówi, że kot nie połyka śliny bo boli go gardło. Dostał w zastrzyku antybiotyk, lek przeciwzapalny i atropinę. To ostatnie po to by zahamować ślinienie.
Na nocną obserwację wylądował w mojej łazience. W nocy widać było, że leki działają - kocurek ożywił się, zjadł coś, rozglądał się zaciekawiony i prosił o głaski, wyglądał okropnie, ale i tak lepiej. Dziś nad ranem niestety znów był osowiały i nie chciał dać się dotknąć

A kiedy przed południem planowałam go do transportera wrócił mu ślinotok

Dziś kolejna wizyta Wet. Trzymajcie kciuki
